Niebo było błękitne, bez żadnej skazy. Wiatr hulał między złocistymi zbożami, roztaczając ich przyjemną woń. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Oprócz błękitnego nieba - zacząłem cicho nucić, powoli idąc na przód. - Nic mi dzisiaj nie potrzeba...
Rośliny uginały się pod moim naciskiem, ja zaś zostawiałem za sobą długi ślad. Nie byłem jeszcze na tych terenach, ale wydawały się one dobre do zamieszkania, o przyjaznych warunkach. Wtem do moich nozdrzy dobiegł inny, intensywny zapach. Zamarłem. O ile się nie mylę, było to stado lisów. Niezbyt liczebne, ale były niedaleko. Zaciągnąłem się jeszcze raz, próbując określić jakie lisy znajdują się najbliżej. Gwałtownie wypuściłem powietrze z płuc.
Na oko były to dwa lisy, samiec i samica. Wydaje mi się, że samiec był tutaj dominujący, miał około... czterech lat? Druga była samica. Nie była dominująca, ale zapewne nie stała też bardzo nisko. Miała około dwóch lat. Nie byłem w stanie określić, co tam się działo. Czy właśnie zamierzam przeszkodzić w romantycznym zbliżeniu, czy zapobiec jakiejś kłótni.
Podczołgałem się bliżej tamtego miejsca, aż mogłem zauważyć rozgrywającą się scenę. Lisica leżała na ziemi i ciężko dyszała. Wyglądała na ciężarną.
- Dobry. - przywitałem się, wyskakując z trawy.
Ace? Chalize? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.