sobota, 31 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Ace? - zaczęłam wesoło, skacząc po krawężnikach.
- Hm? - mruknął cicho.
- Nie mogę się doczekać. - Mogłabym przysiąc, że w moich oczach pojawiły się wesołe iskierki.
Fulco odwzajemnił mój uśmiech i delikatnie sprowadził mnie na chodnik.
- Ja też. - odparł, a jego uśmiech lekko przygasł. - Chali, nie chodź po tym, jeszcze sobie coś zrobisz.
- Dobrze, mamo. - zaśmiałam się i pociągnęłam go pieszczotliwie za ucho.
Ace wyglądał na lekko... zmartwionego? Nie wiem. W każdym bądź razie jego oblicze było teraz pochmurne.
Rzuciłam wzrokiem po okolicy. Było tu całkiem ładnie, a poza tym pogoda była znośna. Promienie słońca odbijały się w oknach budynków.
***
Lis przytulił mnie do siebie, kładąc łeb na moim brzuchu. Na zewnątrz się rozpadało, ale my byliśmy schronieni w jego norze, w legowisku. A tam przecież nie docierały żadne zmartwienia, takie jak deszcz czy zła pogoda.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Nie wiem co będzie dalej.. Przecież Lizzie kiedyś musi się pojawić. Co za tym idzie, będzie poród.. Czy ja to przeżyję.. Przecież na zawał padnę...
Weszliśmy do środka i zabraliśmy kilka rzeczy. Oczywiście za wszystko zostawiając monety. Przetrzymaliśmy kilka z nich u lisa, a sami zanieśliśmy połowę do legowiska. Potem wróciliśmy po drugą.
- Dziękuję Ci bardzo, Aragon.
- Nie ma sprawy. Zawsze możecie na mnie liczyć. - mrugnął.
- Aragon! - rozległo się wołanie.
- Idę. Pan wzywa. Życzę wszystkiego najlepszego dla maleństwa. - uśmiechnął się.
- Dziękujemy. - na pysku Chalize pojawił się cudowny uśmiech.
Kocham jej uśmiech.
- Dalej, mała. Idziemy do domu. - oparłem łapę na jej ramieniu i nakierowałem na drogę.
Chali? Przepraszam za wszystko :C
środa, 28 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Mi ciebie również. - odparł uprzejmie.
Przekrzywiłam łeb i popatrzyłam na lisa. Miał na sobie jakieś czerwone coś, co na pewno musiało krępować ruchy.
- Po co ci to? - zapytałam, patrząc na obiekt mojego zainteresowania.
- A, szelki? - roześmiał się. - Wiem, wyglądają strasznie. Tak naprawdę służą tylko do tego, co obroża dla psów. Żebym mógł chodzić na smyczy i żebym w razie czego był rozpoznawalny na ulicy, jak się zgubię.
- Smycz...? - Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego.
- Taki długi sznurek do wyprowadzania psów. - wtrącił się Ace. - Żeby nie uciekały.
Prawdę mówiąc niezbyt rozumiałam, czemu Aragon chce w tym chodzić, ale postanowiłam to przemilczeć.
- No, a co was tu sprowadza? - Omiótł nas wzrokiem.
- Wiesz, ona jest w ciąży, jak już ci mówiłem... - zaczął Fulco.
- I kompletujecie pokój. - wpadł mu w słowo Aragon. - W porządku. Może coś mam. Czego potrzebujecie?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Eh, to co mam robić? - westchnęła.
Otworzyłem oczy i doszedłem do wniosku, że nie powinienem tak robić. Po prostu nie mogłem się powstrzymać... Podniosłem się i spojrzałem na nią.
- Nie kombinować. - zmrużyłem oczy.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie
- Bo nie muszę. Ale nie, nie mam innych znajomych. Nie jestem maskotką tego miasta. - uniosłem jedną brew uśmiechając się lekko sarkastycznie. - Ale wiesz co...? - zatrzymałem się
- Co? -zmarszczyła czoło.
- Zapomniałaś dodać "znowu. Co znowu. Zabiorę cię w jedno miejsce. Tam jeszcze nie byłaś, a mam tam też jakichś znajomych. - w moim oku na powrót pojawiła się iskra.
Podeszliśmy ulicę dalej, do sklepu zoologicznego. Za szklaną szybą, w kojcu bawiły się szczeniaki.
- Co one tutaj robią?
- Czekają na swojego właściciela.
- Ale tak można..?
- Właściciel sklepu je sprzedaje. Znajdują nowy dobry dom. Wiesz, jak się rozmyślisz, to możesz tutaj przyprowadzić Lizzie.
- ACE!- oburzyła się.
- Spokojnie. Znowu żartowałem. - zaśmiałem się. - Popatrz. To jedna z małych ras psów. Rudy pinczer holenderski.Wyglądają trochę jak lisy, co?
- Tak. Nawet bardzo..
- Ace! Przyjacielu! Znowu tutaj? - do naszych uszu dotarł dość mocny głos. Biało-rudy lis idący w naszą stronę. Na sobie miał czerwone szelki.
- A my to się chyba nie znamy..- mruknął do Chalize.
- O. No tak. - face palm. - To jest Chalize, gamma z mojego stada, a to jest Aragon. Jego właściciel ma ten sklep. To od niego dostałem wszystkie te różowe rzeczy.. - objaśniłem w dużym skrócie.
- Więc to ty jesteś Chalize! - palnął lis. - Ace bardzo dużo mi o tobie opowiadał! Widać, że Cię kocha. Będziecie szczęśliwi. - wyszczerzył się.
Otworzyłem lekko pysk, żeby zaprotestować, ale stwierdziłem, że zostanę cicho.
Ruda?
wtorek, 27 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
Uśmiechnęłam się, widząc uradowanego Fulco.
- Ace... - zmarszczyłam brwi. - Czy to trochę... Nie za wcześnie?
Z pyska lisa zszedł uśmiech równie szybko, co się pojawił. Jego twarz przybrała zakłopotany wyraz.
- Znachor mówił, że wszystko w porządku... - wymamrotał zdenerwowany. - Zejdźmy z chodnika.
Zaczęłam się martwić. Co jeśli jednak nie wszystko było w normie...?
- Nie martw się. - powiedział pogodnie. - Jeśli Znachor coś mówi to to zazwyczaj jest prawdą. Lizzie może się rozwijać dosyć szybko jak na szczenię, a poza tym jesteś szczupła, więc szybciej poczujesz ruchy dziecka.
- A... Chyba, że tak. - mruknęłam.
- No. - Objął mnie niemalże z czułością.
Nie spodziewałam się aż takiej czułości z jego strony... Ale nie zamierzałam mu o tym mówić. Cholera, to coś zaczyna mi się podobać.
- Lizzie, kochanie, siedź na razie spokojnie. - przemówiłam do brzucha.
Ace nie mógł się powstrzymać i przytulił do niego pysk, mrucząc przy tym jak kot.
- Masz innych ludzkich znajomych? - zmieniłam temat.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Zjedliśmy to co mieliśmy i jeszcze chwilę pobyliśmy w cukierni. Widocznie coś musiało się stać, bo człowiek był przygnębiony. Usiadł w odległości od nas na ziemi i oparł się o ladę sklepową.
Podszedłem do niego i ułożyłem się na jego kolanach układając w kulkę.
- No już, stary. - mruknąłem czując jego rękę na mojej głowie.
A gdzie ruda? Nasze oczy spotkały się. Patrzyła na mnie z taką.. iskierką. Nadzieją? Przeniosłem wzrok na ziemię.
Podeszła do nas i niepewnie obwąchała Georga.
Była mocno skupiona, byłaby wielka szkoda gdybym ją teraz..
- JEBUDU! - krzyknąłem patrząc jak prawie dostaje zawału.
- ACE! - zawołała ciężko oddychając.
- Co ja na to poradzę? Nie moja wina. - ziewnąłem.
- Właśnie, że twoja. - zmrużyła oczy siadając obok człowieka.
Dała się pogłaskać.
- Brawo, robisz postępy, mała.
- Kiedyś przyjdziemy tutaj z Twoją córką.
- Na litość boską, Chalize! Nie mów w kółko twoją twoją.. Ani moje, a ni twoje. Nasze. - uśmiechnąłem się.
Gdy do środka wszedł pierwszy klient, my wyszliśmy. Nie chcieliśmy robić mu zamieszania. Znów daleko od siebie nie mówiąc po drodze nic.
- Ace! - pisnęła zatrzymując się.
- Co? - zdziwiłem się patrząc na nią.
Chwyciła się za brzuch.
- Nie no, błagam.. Nie mów, że już.. - moja łapa powędrowała na głowę.
- Kopnęło. - ucieszyła się.
- CO?! - zrobiłem krok w jej stronę.
Znajdowaliśmy się na środku chodnika. Jakaś kobieta przeszła szybkim krokiem obok nas.
- Chodź, szybko! Daj łapę! - rozkazała.
Przystawiłem ją do jej brzucha.
- Nie. Nic się nie... O matko, kopnęła! - krzyknąłem szczerząc się. - I jeszcze raz! - zacząłem się cieszyć jak małe dziecko.
Chali?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Cofnęłam się o kilka kroków mimo, że człowiek nie wyglądał, jakby chciał mi coś zrobić.
- Wchodźcie, wchodźcie. - zaprosił nas do środka. - Ojej, czyżby twoja towarzyszka była w ciąży? To urocze!
Ace przewrócił oczami, ale nic nie powiedział. Człowiek nazwany Georgem wyciągnął do niego rękę, a lis przytknął do niej nos. Dziwna, dwunożna istota uśmiechnęła się do Fulco i zamknęła za nami drzwi.
- Ace. - Zmarszczyłam brwi. - To jest ten moment, kiedy powinniśmy uciekać, prawda?
Lis roześmiał się.
- Wyluzuj, ruda, nic ci nie zrobi. - Uśmiechnął się i usiadł na przeciwko człowieka.
Pisnęłam, gdy George wyciągnął do mnie ręce, po czym podniósł mnie z ziemi i wziął na ręce.
- Ace! - pisnęłam. - Pomocy!
Ace zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Tymczasem człowiek przesunął wierzchem dłoni po moim grzbiecie. Zjeżyłam się, ale to coś było nawet przyjemne.
- Chyba jesteś nieprzyzwyczajona. - powiedział zatroskany i odstawił mnie na ziemię, obok Fulco.
Westchnęłam i popatrzyłam na ojca mojego dziecka. Zajadał się ciasteczkiem.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- No chcę.. - przyspieszyła kroku.
- No to chodź. Idziemy do miasta.
- Do miasta? - przełknęła. - Ale...
- Jeśli nie chcesz, to pójdę sam. - uniosłem brew.
- Nie nie. Idźmy razem. - przytaknęła.
Szliśmy wzdłuż ulicy. Chodnik w tej części miasteczka był równy i kolorowy. Wyrównaliśmy kroki. Czułem na sobie oczy ludzi. Jeden mężczyzna z dużym aparatem przykucnął przed nami i zaczął robić nam zdjęcia.
- Ace... - zaśmiała się nerwowo lisica.
- Tak?
- Trochę nieswojo się czuję..
- Nie ma potrzeby. Tutaj nie ma wścibskich ludzi. Nie ma też tych, którzy chcą nas zabić. Często tu jestem.
- Palomino! - zakrzyknął znajomy mi głos.
- Idę, przyjacielu. - uśmiechnąłem się lekko kłusując w stronę drzwi cukierni.
- Palomino! Witaj, druhu! O! przyprowadziłeś swoją dziewczynę? - przemówił starszy... człowiek. Dokładnie.
Czeaj.. Dziewczynę?! Coś ci się chyba pomyliło, staruszku! To nie jest moja dziewczyna! To tylko matka mojego dziecka! xD
- Palomino? - ruda zmarszczyła brwi.
- To bardzo dobry człowiek. Nazwał mnie Palomino. Zawsze daje mi jakieś słodkości. Witaj, George! - zwróciłem się do niego, chociaż wiedziałem, że i tak nie zrozumie.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Wszystkie dzieci chcą lepić bałwany. - Wyszczerzył się lis. - Lizzie nie będzie wyjątkiem.
- Tylko, że ona będzie zbyt mała na lepienie bałwana, a jak już podrośnie, to zapewne śnieg stopnieje. - wtrąciłam.
- Może nie... - zamruczał, po czym puścił mi oczko. - Niektórzy bogowie lubią małe dzieciaczki.
- A jak ty byłbyś bogiem, to byś lubił? - zapytałam.
- Pewnie. - zaśmiał się. - Tak bardzo, że żądałbym ofiary z jednego szczeniaczka miesięcznie.
- Ace! - oburzyłam się.
- Żartowałem, wyluzuj. - parsknął. - No dobra, Chali. Co chcesz robić?
O nie, najgorsze pytanie na świecie. Ktoś zadaje mi to pytanie i nagle mam pustkę w głowie.
- Możemy skompletować pokój twojej córki. - Celowo użyłam słowa "twojej", w dodatku wywarłam na nie mocny nacisk.
Ace położył po sobie uszy, jednak nie wydawał się skrępowany czy zdenerwowany. To była obojętna pozycja, nie wykazująca żadnych emocji.
- Czemu nie? - Lis polizał mnie po nosie i udał się do wyjścia. - Na co jeszcze czekasz?! - zawołał widząc, że nie idę za nim.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Mój znajomy jest pupilkiem ludzi. Coś takiego jak domowy lis. Powiedzmy, że mam wtyki.
Weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu jeszcze raz.
- Jesteś niesamowity, jesteś cudowny! - zaśmiała się.
- Doceniam twoją radość. - oparłem się o framugę. - Mówiłem, że wezmę na siebie odpowiedzialność. - odparłem beznamiętnie.
- Ace... - westchnęła.
- Brakuje tu jeszcze kilku rzeczy. - zmieniłem temat, zanim się rozpoczął. Wiedziałem o czym chce mówić. - Na środku widzi mi się stolik. Do tego haftowana serwetka i biały wazon, a w środku jasnoróżowe goździki. Na ścianach białe ramki z fotografiami, albo obrazami wiosennych krajobrazów, a tutaj... - położyłem łapy na jej barkach i obróciłem o sto osiemdziesiąt stopni. - Tutaj, zdjęcie naszej trójki. Ty, ja i ona po środku. - mruknąłem do jej ucha.
- Mhm... - zamruczała cicho.
- Popatrz na to. - wskazałem na śnieżną kulę. W środku niej znajdował się mały bałwanek z zegarkiem.
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Ojej... - Zasłoniłam pysk łapami.
Za drzwiami rozciągał się mały, ale przytulny pokoik. Pierwsze, co się rzucało w oczy, to był kolor całego pomieszczenia. Było ono różowe. Ale nie takie jaskrawe, krzykliwe, bardziej pastelowe i łagodne. Ściany były okryte pastelową tkaniną, a na podłodze leżał, jakże by inny, różowy koc. Ostrożnie postawiłam na nim łapę. Był miękki w dotyku.
W pokoiku stało również kilka innych rzeczy, jak na przykład legowisko, takie jak dla psa. W kącie było lustro, na ścianach kilka półek z książkami i pluszakami... Jednym słowem, pokój był bardzo przytulny.
- Podoba ci się? - usłyszałam głos Fulco.
- Ty to zrobiłeś? - Popatrzyłam na niego, a on w milczeniu pokiwał głową. - Ace, to jest cudowne!
Lis uśmiechnął się i spuścił wzrok.
- Nic takiego... - wymamrotał. - Pomyślałem, że mała Lizzie będzie chciała mieć swój pokój...
Pociągnęłam go pieszczotliwie za ucho. Nurtowało mnie tylko jedno pytanie: skąd on ma takie rzeczy?
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- I jak? - uśmiechnęła się lekko
- Jest Piękna. - potwierdziłem - Zjedzmy, a potem Ci coś pokażę. - jestem pewien, że w moim oku pojawił się błysk.
Dopadliśmy do bażanta. Nie miał już w sobie krwi, ale nadal smakował przepysznie. Jak to bażant.
- Smacznego, Ace. - usłyszałem jej cichy głos
- Ta. Smacznego. - mruknąłem.
Gdy zjedliśmy prawie całego, ruda położyła się na posłaniu, a ja usiadłem przy biurku tłumacząc się pracą.
Nie miałem żadnej pracy. Wszystko było idealnie poukładane. Żadnego kurzu. I co ja mam teraz robić.. Położyłem łeb na blacie i zapatrzyłem się w wystruganą z drewna figurkę lisa. Jest to jedyna rzecz jaka pozostała mi po rodzicach. Dostałem ją od ojca prawie cztery lata temu. Sam ją wystrugał.
Zerknąłem na Chalize. Zasypiała. Zacząłem kręcić po blacie łapą. Co ja mam robić, co ja mam robić...
Wyjrzałem na dwór. Nieźle wiało. Niedługo styczeń, luty.. zima zacznie się w pełni. Cudownie. Uwielbiam zimę.
Wciąż jednak gryzła mnie jedna rzecz..
- Chalize, wstawaj. - zerwałem się na równe łapy.
- Tak? - mruknęła.
Znów przypomniały mi się jej słowa: '' Chciałabym zostać twoją partnerką'' Przecież to właśnie one mnie tak spraliżowały.. Ja nie mogę..
- Chodź. Pokażę Ci coś. - uniosłem lekko brew patrząc na nią chytrym wzrokiem.
- Co ty kombinujesz? - zmarszczyła czoło.
- Nie gadaj, tylko chodź. - zrobiłem kilka kroków w głąb jaskini.
Z trudem wstała. Poprowadziłem ją do pokoju, nad którym pracowałem wczoraj.
- Tylko się nie przestrasz. - spojrzałem na nią i odsunąłem drewniane drzwi.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Uniosłam brew. Co go znowu strzeliło...?
- Dobranoc, Ace. - mruknęłam i zamknęłam oczy. Nie wiedziałam czemu, ale jego towarzystwo było kojące.
Lis był jakoś dziwnie zadowolony. Zasnął z uśmiechem na pysku.
***
Wyciągnęłam przed siebie łapy i ziewnęłam. Nie jest to łatwe, gdy leży na Tobie inny lis. Mimo że usnął tylko z głową na moim karku, w nocy położył się na mnie prawie cały. No i mruczał jak kot. Ace nadal spał.
- Hej, trochę ciężki jesteś, jak się już nie śpi... - podjęłam próbę obudzenia go. - Ace?
Z jego pyska wyrwał się gardłowy pomruk. Musiał być bardzo zmęczony.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęłam się.
Chciałam się wyczołgać spod niego i przynieść coś do jedzenia. Okazało się to niezbyt możliwe, ponieważ obłapiał mnie gorzej niż jakieś sidła. No trudno, trzeba będzie to przeczekać. Muszę sprawdzić, czy znowu nie napił się jakiegoś podejrzanego eliksiru...
- No, Ace, wstajemy! - Spróbowałam się podnieść.
Udało mi się za 1595347 podejściem,ale przynajmniej się udało. Popatrzyłam z góry na lisa i lewy kącik moich ust powędrował w górę. Fulco spał jak szczeniaczek.
- Co my tu mamy... - powiedziałam do siebie, przekraczając drzwi kuchni. - Królik, bażant, zając, mniejszy gryzoń...
Dużo by wymieniać. Postanowiłam zabrać bażanta.
Kiedy wróciłam do łóżka, Ace już nie spał. Na mój widok się wyszczerzył i zerwał z łóżka, zamykając mnie w objęciach.
- Hej, spokojnie... - zaśmiałam się. - Słyszałeś już wieści?
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- I co teraz zamierzasz? - zapytał starszy ode mnie lis
- Zamierzam wszystko naprawić. - wbiłem wzrok w ścianę.
- Ale wiesz, ona nie będzie czekać wiecznie..
- Spokojnie. Już raz uciekła, bo się pokłóciliśmy. Nic nowego. - palnąłem oczekując reakcji lisa
- Acee... - upomniał gniewnie.
- Żartuję. Just a kidding. Trzymaj za mnie kciuki, przyjacielu. - wybiegłem z jego jaskini.
- A te pieniądze? - zawołał.
- Są twoje! W podziękowaniu za to, co zrobiłeś!
- Ale co ja zrobiłem..? I jakie, do cholery, kciuki, Ace?! - usłyszałem jego pytający ton.
Pobiegłem do domu. Nie było jej tam. Przejżałem wszystkie pokoje i zatrzymałem się na jednym pustym. Oparłem się o framugę ogarniając wzrokiem całe pomieszczenie. Czekała mnie ciężka praca. Poleciałem do miasta ludzi i odwiedziłem przyjaciela. Lisa mieszkającego w domu z ludźmi. Nigdy go nie rozumiałem.. Nie dałbym tak siebie oswoić nigdy.
Podarował mi duży, jasny, różowy, pastelowy materiał. Błyszcząca kotara mieniąca się z każdym ruchem. Idealna.
Wróciłem do legowiska i rozciąłem materiał na dwie części przykrywając nim cały pusty pokój. Już zaczął nabierać barw. Bardzo przestronny i czysty. Od domowej, rudej maskotki otrzymałem też wiklinowy kosz, posłanie dla psa z prawdziwym materacem w środku. Lepszym od tego, który był na moim łóżku. Dostałem maskotki. Na półkach poukładałem pluszaki, książkę z ludzkim abecadłem i świece, aby rozjaśnić pokój. Do tego czyste, puszyste koce, a na brzegach, przy ścianach, najprawdziwsze łańcuchy ciepło świecących lampek. Nie zabrakło lustra i innych przydatnych rzeczy, jakk piękna, metalowa miska kupiona w zoologicznym, oraz obroża. Nie byle jaka. Śliczna, białoczerwona obroża wysadzana diamencikami. Schowałem ją w biurku. Nikt nie może jej widzieć. Budowa pokoju Lizzie zajęła mi cały dzień. Koniec końców, wieczorem zasnąłem jak dziecko. Obudziły mnie dopiero kroki lisicy.
- Hej, mała. - mruknąłem nie otwierając oczu.
- Gdzie mam spać? - rzuciła sucho.
- Obok mnie. Głupie pytanie. - uśmiechnąłem się lekko otwierając oczy i chwytając za jej ucho. Miękka słoma zamortyzowała upadek. Mruknąłem kładąc głowę na jej karku.
- Dobranoc, Chali. Jutro ci coś pokażę.
Chali?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Otworzyłam oczy. Przed nimi miałam tylko szarą, ponurą ścianę Legowiska Alf. Westchnęłam boleśnie, podejmując próbę wstania z łóżka. W sumie to i tak nie widziałam zbytniego sensu w tym działaniu, ale perspektywa pozostania w łóżku przez resztę życia była kusząca.
- A ty pewnie chciałabyś już wstać, co? - zamruczałam do swojego brzucha. Znaczy, do Lizzie, która aktualnie była w moim brzuchu.
Wiedziałam, że muszę wstać i coś zjeść, zapolować. Jeśli nie dla swojego dobra, to dla dobra malutkiej Elizabeth. Dźwignęłam się z łóżka i przeciągnęłam. Fulco nie było w domu. "Przestań." - skarciłam sama siebie. - "Po prostu przestań o nim myśleć.". Prawdopodobnie on też o mnie nie myślał. Prawdopodobnie to miał mnie i swoją córkę gdzieś.
Zamknęłam oczy i zastanawiłam się, na co by tu zapolować. Dawno nie jadłam zająca.
***
Przyczaiłam się wśród wysokiej trawy, wypatrując zwierzaka. Mały, złocisty gryzoń poruszył nerwowo mordką i się rozejrzał. Nie był to szczyt moich możliwości, ale zawsze to jakaś rozrywka. Odbijając się mocno z tylnych łap zaatakowałam. Oczywiście, nie trafiłam w zająca i on zwiał. Trochę biegania też nie zaszkodzi.
Ziemia osuwała mi się spod łap, ale byłam cierpliwa i kontynuowałam pościg. Wkrótce zwierzę zginęło z moich szczęk, a ja zanurzyłam pysk w słodkiej, gorącej krwi.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Nie przypuszczałem, że jeszcze kiedykolwiek się tego napiję.. Ale pomagało. Pomagało zapomnieć.
Chalize przychodząc nie odezwała się ani słowem. Wieczorem zasnęła na sypialnianym łóżku. Ja poszedłem spać późno w nocy. O pierwszej godzinie owego dnia natchnęło mnie na czytanie książek. Zasnąłem na ziemi pod wejściem.
Nie wiedzieć czemu rano wstałem jak nowo narodzony. Ruda nadal spała.
- Co ja mam zrobić, mała..? Kocham Cię.. - westchnąłem. Gdyby nie spała, na pewno by usłyszała. - Ale jednocześnie tak cholernie się boję. Nie o siebie. Boję się, że nie dam rady i będzie ci ze mną jeszcze gorzej.. - wypuściłem z płuc powietrze, gdy natchnęła mnie myśl.
Co tutaj robiła sakiewka z pieniędzmi, które zostawiłem Znachorowi..?
Dobrałem jeszcze drugą z tyloma monetami ile w pierwszej i poszedłem do niego, a wychodząc omiotłem wzrokiem dom i małą.
- Ace..? Nie spodziewałem się ciebie tutaj.. - mruknął przeciągając się.
- Nie wiem dlaczego sakiewka wróciła do mojego domu, ale masz tu jeszcze drugie sto.
- Ale po co aż tyle? - zmrużył oczy
- Doszedłem do wniosku, że ona jest warta każdych pieniędzy.. Możesz... Mógłbyś powiedzieć mi jak wygląda ciąża Chalize?
- No... więc liczy ona..
- Nie. - przerwałem. - Nie mów mi o tym. Powiedz jak się miewa i czy wszystko jest dobrze..
- Tak. Myślę, że urodzi się piękna i zdrowa lisiczka.
- Okay.. Czekaj CO?! - zerwałem się niemalże przebijając go wzrokiem.
- W miocie jest tylko jeden szczeniak. Ona. - potwierdził.
- O Shan.. - otworzyłem szerzej oczy - To znaczy, że...
- Że? - uniósł brew
- Że w jej brzuchu jest teraz mała Elizabeth.. - samoistnie się uśmiechnąłem.
- Robiłem jej badania starym aparatem do USG. Zdobyłem go jakiś czas temu.. Wszystko działa na akumulator i w ogóle, ale myślę, że będziesz chciał zobaczyć to co nagrałem. - na jego pysku pojawił się tajemniczy uśmiech. - Chcesz?
- Na litość boską, Znachor, jasne, że chcę! - zaśmiałem się.
Weszliśmy do środka. Na starym, kwadratowym, małym ekranie zaczęły pojawiać się czarno białe, niewidoczne rysy.
- Zobacz. To jest brzuch Chalize. A tu jest ten szczeniak.
- A, widzę. To duże takie, tak?
- Nie. To jest śledziona. - przekręcił oczyma i zaśmiał się. -Dziecko jest tutaj. - wskazał na coś niewyraźnego poniżej.
Zobaczyłem jej mały szkielet.
- Jest już tak duża? - byłem wpatrzony w ekran jak w obrazek.
- Tak. A to, co tutaj się porusza, to jej serce. - uśmiechnął się. - gratulacje. Jesteś ojcem.
- JASNY GWINT! - krzyknąłem. - Ona jest piękna... - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Podszedłem bliżej i położyłem łapę na jej obrazie.
- Nie ważne co będzie się działo. Ja zrobię dla ciebie wszystko, Lizzie... - po chwilce ciszy dodałem - córeczko.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Znachor? - przypomniałam o sobie nieśmiało.
Lis coś mruknął po czym zszedł do mnie. Otworzył sakwę i wygrzebał z niej dwie monety. Widząc moją zdziwioną minę, wyjaśnił mi, czemu to robi.
- Chciałem tylko wiedzieć, jak bardzo mu zależy. Za coś takiego biorę tylko dwie monety, nic więcej. - oznajmił.
- Nie zależy mu. - wtrąciłam. - Nie musiałeś tego sprawdzać.
- Teraz już to wiem. - mruknął. - No dobra.
- "No dobra" ? - uniosłam brew.
- Mogę już to sprawdzić? - zapytał, siadając obok mnie.
- Oczywiście. - odpowiedziałam, patrząc na jego ruchy. - Sprawdzaj.
***
- Możesz już otworzyć oczy. - powiedział ciepło, delikatnie dotykając mojego ramienia.
- I co? - Spojrzałam na niego.
- Jedno szczenię. - oświadczył. - Dziewczynka.
No i masz. Dwa do zera. Dla Fulco.
- Dziękuję. - Położyłam uszy po sobie.
- Możesz już iść. - Znachor podał mi sakiewkę z monetami, a ja wyszłam z jego nory.
Wciągnęłam powietrze głęboko w płuca. Nie, żeby go to coś obchodziło, ale skubany miał rację. Będzie miał córkę.
Powolnym krokiem powlokłam się do jego Legowiska, aby zostawić sakiewkę.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- O Bogowie. - westchnąłem przykładając łapę do polika. - Ile sobie cenisz? - prawie warknąłem.
Zauważył to i rzucił mi ostrzeżenie.
- Jesteś przy damie w ciąży, Ace, synu. Zachowuj się.
Wziąłem głęboki oddech rzucając krótko wzrokiem w kierunku lisicy.
- Myślę, że jakieś sto pięćdziesiąt monet. - uśmiechnął się.
- STO PIĘĆDZIESIĄT ZŁOTYCH MONET?! - zmarszczyłem brwi. W życiu tyle nie zapłacę... Spojrzałem na Chalize. Była zawiedziona. Głośno wypuściłem z płuc powietrze i rzuciłem w kierunku Znachora sakiewkę.
- Masz tu sto i ani złamanej monety więcej. - mruknąłem przepuszczając ciężarną lisicę w drzwiach.
Sam nie wszedłem do środka.
- A ty nie chcesz wiedzieć? - rudy lis uniósł jedną brew.
- Nie jest mi to potrzebne do szczęścia. - odrzuciłem kierując kroki do lasu.
- Ace, zachowuj się. Wykorzystanie kobiety i porzucenie nie jest czynem za który trafisz do wiecznego raju.
- Bla bla. - przewróciłem oczyma. - Za wiele czynów tam nie pójdę. Nic nowego.
- Pomyśl o tych dzieciach, lisie. Nie będą miały ojca. Czy ty uważasz to za słuszne?
- Ja też nie miałem i jakoś przeżyłem.
- Tak, ale one mają taką możliwość. Ich tata nie zginął, tylko żyje. Chcesz je pozbawić miłości wiedząc, że w ich żyłach płynie twoja krew?
- Ale ja nie mogę być ojcem... To nie dla mnie..
- Chociaż raz pomyśl o innych, a nie o swojej dupie, Ace. Nie jesteś najważniejszy. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a musisz pamiętać, że na tym świecie żyjesz tylko raz. Nie będzie więcej okazji. Ile żyje taki lis? Zbyt krótko, żeby stwarzać takie problemy, a potem będzie za późno i tylko pozostanie Ci rozmyślanie "Co by było gdybym jednak dał temu szansę?"
- Nie chędoż. - rzuciłem znikając w lesie.
Byłem cholernie ciekaw liczby miotu.
Chal?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Położyłam uszy po sobie i wzięłam głęboki oddech.
- Już skończyłaś mi krzyczeć nad łbem, ruda? - mruknął, nadal patrząc w papiery.
Nie odpowiedziałam.
- No to teraz idź i zrób coś... Nie wiem, policz niebieskie rzeczy, pobaw się ze szczeniakami, zjedz jakąś chryzantemę... Ale, na litość boską, daj mi pracować! - warknął poirytowany lis.
- Właściwie to chciałam... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Jestem bardzo, bardzo zajęty. - oznajmił. - Idź pomęcz Znachora lub Willa. Ewentualnie Noxa. W ostateczności Mazika. Poznałaś już Magan?
- Ace... - ponownie się odezwałam.
- Nie, nie, i jeszcze raz nie. Ja tu pracuję. - odparł.
Zrozumiałam, że raczej nie da mi dojść do słowa.
- AcechciałamprzejśćsiędoZnachorażebypowiedziałmiilebędęmiałaszczeniaków. - oświadczyłam jednym tchem.
- To idź? - Lis uniósł brew.
- Ale muszę z tobą. - wyjaśniłam krótko.
- Niech skonam... Pójdę już. - Przewrócił oczami i wstał sprzed biurka. - Chodźmy.
***
Usiadłam przed norą Znachora i go zawołałam. Z nory wychylił się rudy pysk.
- A, to wy. - stwierdził obojętnie. - Ace, to twoje dzieci?
- Niestety. - odpowiedział.
- Więc chcesz, abym powiedział ci, ile masz szczeniaków, da? - zwrócił się do mnie.
- Tak. - szepnęłam cicho.
- Ace. - powiedział do alfy. - Zgadzasz się na to?
- Rób co chcesz, byleby mi nie zwracała głowy. - fuknął.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Minął tydzień odkąd relacje między mną a Chalize się oziębiły. Gryzło mnie tyle rzeczy..
- Hej Ace. - usłyszałem znajomy głos. Odchyliłem uszy w stronę dźwięku nie przestając czytać.
- Ruda. - westchnąłem na odczepnego.
Kątem oka zwróciłem uwagę na jej powiększający się z każdą chwilą brzuch. Już nie był tak smukły jak dotychczas, a ja zaczynałem się bać.
Na aborcję nie jest jeszcze za późno. Równie dobrze mógłbym podsunąć jej wyciąg z Chryzantemy Caruso.
- Ruda, ja z godziny na godzinę coraz bardziej uważam pomysł z dziećmi za zły. - westchnąłem w końcu. - Teraz do stada dołączyły dwa małe szczeniaki. Mogłabyś któregoś z nich zaadoptować i finał.. Biały, albo rudy.. Od wyboru do koloru. A ja co? Mogę dać ci tylko jakieś rudzielce..
- Ale nasze rudzielce. - ucięła. - Będę je kochała, a po takim ojcu nie mogą wyjść brzydkie. - zmrużyła oczy. - Będą mądre, piękne i będą miały dobry charakter. Po nas...
- Chalize, ja myślę, że po prostu nie jestem gotowy na takie coś...
- Ach tak?! To nie trzeba się było ze mną przesypiać dwa razy! - fuknęła - Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej, Panie N I E Z A L E Ż N Y! Bo co?! TERAZ MNIE TAK ZOSTAWISZ, TAK?!
- Będziesz mieszkała tutaj. Nie jestem potworem, ruda. Wezmę na siebie odpowiedzialność..
- Co ci nagle odwaliło? Wszystko było dobrze, a ty nagle tchórzysz i chcesz wszystko popsuć?! I nie mów do mnie Ruda. - zmarszczyła brwi. - Tak może mnie nazywać Fulco, który jest gdzieś tam w środku Ciebie. Który znowu się gdzieś schował... A nie ten potwór, którym teraz jesteś. - po jej policzku spłynęła łza.
- Przestań krzyczeć. - położyłem po sobie obojętnie uszy.
- Bo co mi zrobisz?! Zabijesz?! Tak jak próbowałeś Mazika?!
- Chalize. - warknąłem widząc, że wcale się nie uspokaja.
Chali?
poniedziałek, 26 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
- A... No tak. - mruknęłam sama do siebie, patrząc na oddalającego się Fulco. - Nie ma sprawy.
Sprawa pierwsza: co ja mam, u licha, ze sobą zrobić? Raczej nie miałam tu zbyt wielu zajęć zważając na to, że nie jestem głodna, a Ace gdzieś polazł. Zawsze mogę poprzenosić rzeczy od siebie z nory... W końcu przez te dwa miesiące będę tu bytować, przydałyby się jakieś osobiste rzeczy. A poza tym nadal nie dowiedziałam się niczego o tych wszystkich amuletach znalezionych w ludzkiej osadzie. To może być ciekawe. W sumie to ludzie są nawet ciekawi... Robią dziwne rzeczy, jak na przykład amulety. A poza tym czczą jednego boga! Jak on biedny miałby sobie poradzić z całym światem? Ludzie to dziwne istoty.
Podniosłam się z ziemi i podreptałam do mojej nory, po torbę z rzeczami. Chwyciłam ją w zęby, przez co wysypało się z niej kilka monet.
- O... - zdziwiłam się. - Ludzie też tego używają?
Potem jednak do głowy przyszedł mi inny pomysł. Znachor! Przecież ten lis mógłby mi powiedzieć, czy przypuszczenia Fulco są słuszne. To nie był zły pomysł. Potrząsnęłam torbą, żeby sprawdzić czy są tam jeszcze jakieś monety. Były. Postanowiłam udać się do Znachora.
***
- Witaj, Chalize. - powitał mnie ciepło. - Co cię do mnie sprowadza?
- No bo... - zaczęłam. - Znalazłam u ludzi torbę z dziwnymi rzeczami, Ace mówi na to amulety i talizmany.
- Mhm. - Lis wykazał zainteresowanie zawartością torby. - Mogę to obejrzeć. Coś jeszcze?
- Tak. - odparłam nieśmiało. - Bo... No. Ostatnio trochę mi odbiło i... Sam rozumiesz. - rzuciłam mu skrępowane spojrzenie.
Znachor uśmiechnął się.
- Rozumiem. - odpowiedział. - Mam stwierdzić, czy jesteś w ciąży. Otóż, moja droga, jesteś.
Brawo, Ace. Jeden do zera dla ciebie.
- A czy mógłbyś jeszcze mi powiedzieć, ile będzie szczeniąt? - Usiadłam przed nim.
- Za drobną opłatą... - mruknął.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Chwila moment. Kto tu mówił o partnerstwie?! Nie może być moją partnerką!
Po pierwsze: To nieetyczne.
Po drugie: Cała miłość i te chwile, momenty przeżyte razem.. Nie chcę tego kończyć. Z oficjalnym partnerstwem najlepsze momenty dobiegają końca.
Po trzecie: Już i tak dopuściliśmy się rzeczy haniebnej przed 'ślubem' więc jaki pożytek ma teraz partnerstwo? Już mnie Shan ustawia...
Po czwarte: Partner to już jest coś poważnego, a ja nie chcę się jeszcze z nikim wiązać.. Ja nie umiem. Jakim byłbym mężem..
Po piąte: Rozkmińmy zostając przy temacie Bogów: Zakład Pascala. Jeśli tego nie zrobię, to co powiem kiedyś Shan... Przecież to od niej są szczeniaki.. Paloo, patron samotnych matek i szczeniąt, od razu postawi na mnie krzyżyk, a Acoose, ten tchórz, będzie się cieszył...
Ale hej! Jeszcze szóste! No przecież to ON oświadcza się JEJ, a nie a odwrót. Jaki miałoby sens przyjęcie oświadczyn od NIEJ?
- Myślę, że na to jeszcze za wcześnie, Chalize. - przegryzłem dolną wargę patrząc w jakiś punkt na ziemi.
- Ale..
- Nie wiedziałem, że to wszystko pójdzie tak szybko. a nie jestem na to gotów. Szybkie partnerstwo, dzieci, miłość.. Nie potrafię, ruda. To zaszło za daleko. Przepraszam. - uciąłem zakładając na szyję sakiewkę i wyszedłem.
Chalize?
Od Simby
-Boże, dziecko jak ty się nazywasz?
-Simba.
-Chodź zabiorę cię do jamy.
Samica zaprowadziła mnie do ciepłej jaskini i tam zaczęła pytać:
-Ile masz lat?
-1 miesiąc.
-A jak mam na ciebie wołać?
-Simba, Sel, Sim, Mefisto, Diabeł, Potwór lub Akrobatka.
-A skąd masz tyle imion?
-Ach, długa historia.
-Rozumiem, rozumiem.
Po tej rozmowie usnęłam.
*Następny dzień*
Już rano obudził mnie świergot ptaków i delikatne słońce. Teraz dopiero ujrzałam jak tu jest pięknie. Poczułam burczenie w brzuchu, więc pomyślałam, że czas na polowanie. Wyszłam z nory i zobaczyłam przed nią zająca. Pomyślałam:
-schyl się, łapa za łapą, po cichu.
Byłam coraz bliżej, i skok! Już miałam zająca w pyszczku. Podreptałam zadowolona do jaskini i zaczęłam go pałaszować. Po chwili weszła lisica:
-Skąd to masz?
-Upolowałam.
-Taka młoda, a już poluje!- Zdziwiła się.
-A jak ma pani na imię?
-Nie mów mi pani! Jestem Alegoria.
-Ładne imię.
-Dziękuję, może zawołam kogoś żeby cię oprowadził?
-Z chęcią.- Odpowiedziałam, po czym lisica zawołała...
Nowy lis!
Freya zostaje wydalona z bloga!
Powód: niepisanie opowiadań, nieprzysłanie pierwszego opowiadania w terminie.
Nowy lis!
Cechy fizyczne: Ma potężną budowę, jak na wojowniczkę przystało.
- ma sporo blizn
- kilka razy prawie zginęła
Nowy lis!
Od Chalize cd opowiadania Ace
Popatrzyłam mu głęboko w oczy, jednak mimo jego humoru nie było tam nuty fałszu.
- A ty...? - zamruczał, ocierając się o mój bok.
A ja nie byłam w stanie dać mu odpowiedzi. Nie wiedziałam, co konkretnie do niego czuję.
- A ja ciebie też. - odparłam, uśmiechając się szeroko. - Chyba.
Lis zaśmiał się.
- No to stoimy na tej samej karcie. - Uśmiechnął się.
- Najwidoczniej. - Lis miał tak figlarną minę, że aż trudno było się nie uśmiechnąć.
- To jak z nami w końcu jest, co? - zachichotałam.
- Tylko bogowie to wiedzą, a i nie wszyscy. - odparł wesoło.
- Chwila, chwila. - mruknęłam. - Ace, czy piłeś ostatnio coś podejrzanego?
Ace uśmiechnął się.
- Nie, Chalize. Powiedziałem słowa, które siedziały w moim kamiennym, nienaruszonym serduszku. Wydaje mi się, że to coś to miłość. - odpowiedział.
- W takim razie... - zaczęłam. - Ace, ja ciebie też kocham i chciałabym być twoją partnerką.
Ace?
Od Sierry do Ace
-Polujesz na naszym terenie.
-Że co? - spytałam podnosząc głowę
-Pozwól mi, że się przedstawię. Jestem Ace, a to są tereny mego stada.
-Sierra-skinęłam lekko z szacunkiem
-Widzę, że jesteś samotnym lisem - powiedział mierząc mnie wzrokiem
-A i owszem -powiedziałam
-Jeśli zechcesz, stado chętnie Cię przyjmie, dobrze polujesz - uśmiechnął się
-Wiesz, jednak chyba wolę grać solo. -powiedziałam biorąc gryza mojej zdobyczy
-Jednak nalegam!-warknął przekonująco lis
-No dobrze.. Pójdę z tobą...-powiedziałam niechętnie
<Ace?>
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Hę? - obróciła się do mnie marszcząc czoło. Moja ulubiona mina jaka pojawia się na jej pysku.
- NIE żadne długonogie, lisice pełne wdzięku z puszystymi wachlarzami zamiast ogonów, wysoko uniesionym czołem i symetryczną do bólu ognistorudą sierścią. - wymieniałem podchodząc bliżej.
- Jesteś piękniejsza od nich. - uśmiechnąłem się patrząc w jej oczy. - Twoje oczy są ciemniejsze, twój chód zgrabniejszy, twój głos najlepszy, a cała ty jesteś najpiękniejsza
Gdybym był cudownym, posłusznym i skromnym lisem, to dopiero teraz pocałowałbym ją po raz pierwszy. Nie jestem grzeczny. Pocałunek wydawałby się teraz niczym w porównaniu co już robiliśmy.
- I? - jej oddech przyśpieszył.
- I... - przybliżyłem swój pysk do jej.
- Iii? - ponagliła
- I... - prawie szepnąłem.
- Iii? - uniosła brew patrząc a mnie jak na wariata.
Zaśmiałem się widząc jej minę.
- I chyba Cię kocham, ruda.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Ace coś szepnął, lecz zrobił to za cicho, abym mogła cokolwiek zrozumieć.
- Dobranoc, Ace. - zamruczałam cicho w półśnie.
- Dobranoc, ruda. - mruknął obejmując mnie.
Wkrótce to sen wziął mnie w swoje objęcia. Czułam miarowe bicie serca Fulco i jego głęboki, wolny oddech. Z jakiegoś powodu mnie to uspokaja.
***
Obudziłam się z pyskiem wetkniętym w sierść na jego piersi. Przez noc musiał się obrócić.
- Wstałaś już, mała? - zapytał. Nie zrobił nic z faktem, że jestem bardzo blisko niego. I dobrze.
- Chyba tak. - Ziewnęłam, po czym podniosłam się z legowiska i przeciągnęłam.
Kątem oka zauważyłam, jak lis się uśmiecha.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Nie zaprzątaj tym swojej ślicznej główki, Ruda. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. - mruknąłem. - Obejmie takie stanowisko, jakie będzie chciała. Zamieszka tam gdzie zechce.
- A co będzie z Nami? - zapytała, a ja wstrzymałem oddech otwierając szeroko oczy.
- Jakoś się ułoży. Nie gadaj, tylko idź spać. - odpowiedziałem po chwili ciszy i odwróciłem się na drugi bok bez jej dotyku.
Nie chciałem jej odtrącać. Nie chcę wielu rzeczy, a je robię. Nie jestem kochającym stworzeniem. Zdolnym do przejawiania jakichkolwiek uczuć i okazywania ich na wierzchu. Nie noszę emocji jako odzież wierzchnią. Są to rzeczy, które skrywam najbardziej. Taka postawa miała mnie chronić, a co jeśli przez to wszystko jest jeszcze gorzej?
Mała chyba zrozumiała, bo kilka minut później poczułem na sobie jej oddech, a następnie jej sierść. Przytuliła się do mnie.
- Chali.. Chyba cię kocham. - szepnąłem, albo wydawało mi się, że to zrobiłem, ale było to o wiele za cicho, żeby usłyszała.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Zamruczałam sennie i ułożyłam się tak, aby mój łeb dotykał w Fulco.
- Zmęczona? - zapytał, przekrzywiając głowę.
- Tak troszkę. - odparłam.
Ace wstał z ziemi i przeciągnął się.
- Wstawaj, ruda. Ja też się chętnie zdrzemnę. - oznajmił i powolnym krokiem udał się do siebie.
Wstałam, rzucając ostatnie spojrzenie kosodrzewinie. W sumie to jest dzień, ale nie spaliśmy przez noc.
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie naszą małą Elizabeth. Ciekawe, jak będzie wyglądała, co będzie umiała...
- Chodź no tu. - mruknął Ace i pociągnął mnie za ucho tak, że upadłam obok niego.
Cóż, niestety musiałam przyznać mu rację. Jego łóżko było lepsze. Lis oparł na mnie głowę i zamknął oczy, najwyraźniej o czymś rozmyślając.
- Ace... To co będzie potem? - szepnęłam do niego.
- Potem? - zamruczał. - Zależy, o jakie potem ci chodzi.
- Co będzie, jak Lizzie dorośnie. - wyjaśniłam. - Gdzie będzie mieszkała, jakie obejmie stanowisko... I co będzie z nami?
Ace?
Od Ace C.D. opowiaadania Chalize
- Mówisz to już kolejny raz...
- Bo jestem tego pewien, mała. - uniosłem jedną brew obejmując ją łapą.
- A co jeśli nie zaszłam? Przecież o tym, czy będą szczeniaki dowiem się za jakiś miesiąc... To już nie grudzień i okazja się skończy...
- Dlatego, ruda, istnieje takie coś jak druga szansa. Możemy spróbować jeszcze raz, a wtedy na pewno będą dzieciaki.
- Ale mówisz, że mamy drugi raz...
- Dokładnie - zaśmiałem się widząc jej minę.
To, że jest ode mnie dwa razy młodsza daje się we znaki. Mógłbym być jej ojcem.. Miałbym już dwuletnią Elizabeth. Jeeny.. Ruda mogłaby się przyjaźnić z moimi dziećmi, a tymczasem będę miał szczeniaki z nią... Nie do pojęcia, co nie?
Chalize?
niedziela, 25 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
Uśmiechnęłam się i położyłam pysk na ramieniu Ace, jednocześnie delikatnie całując go w policzek. Zamruczał cicho i uśmiechnął się.
- Czego tam szukasz? - zapytałam kierując wzrok na kosodrzewinę.
- Szczęścia. - odparł krótko, zamykając oczy.
- Znalazłeś? - Przytuliłam się do niego i mruknęłam.
- Być może. - Lewy kącik ust lisa niemal niezauważalnie podniósł się.
Uśmiechnęłam się, wpatrując się w odległy punkt na horyzoncie.
- A poza tym nie małe, rude stworzenia, tylko jedno małe, rude stworzenie o imieniu Lizzie. - poprawił moje wcześniejsze pytanie.
- Ale jesteś pewny swoich racji. - zachichotałam i położyłam się obok niego. - A co, jak to będzie on?
- To go oddam Znachorowi na terminarz i zrobimy sobie nowe. - zaśmiał się. - Ruda, to będzie dziewczynka. Ja ci mówię.
- Niech ci będzie. - żartobliwie przewróciłam oczami. - Chyba trzeba znaleźć jej jakieś rzeczy i zrobić własny kąt w tym domu, nie sądzisz?
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chazlie
- Tutaj? - uniosła brew badając mnie wzrokiem
- Oczywiście, że tutaj. W legowisku alf jest bezpieczniej i cieplej. Szybka droga ucieczki przez tunel, więcej miejsca i wszystko jest nad ziemią, a nie pod.
- Ale teraz mówisz na poważnie? - zmarszczyła czoło.
Lubiłem gdy to robi. Ta mina w jej wykonaniu była bezcenna.
- Jakieś wątpliwości? - zaśmiałem się podchodząc do wyjścia.
Słońce wychylało się zza horyzontu. Bezchmurne niebo zwiastowało dobry dzień. Słychać było wszechobecny śpiew ptaków. Obejrzałem się do tyłu widząc matkę moich dzieci wstającą ze słomowego posłania. Zrobiłem krok do przodu wystawiając się na ciepły, delikatny podmuch wiatru. Poczułem na swoim ramieniu oddech. Ruda objęła mnie od tyłu.
- Niedługo usłyszysz tutaj pisk małych, rudych stworzeń biegających w tę i wew tę. Nie przeszkadza ci to?
Uśmiechnąłem się lekko wypatrując czegoś w odległyvh kosodrzewinach.
- Nie. W żadnym wypadku.
Lisico?
piątek, 23 grudnia 2016
Ciąża!
Od Alegorii
Tego dnia była pełnia. Na niebie wisiał lśniący księżyc, wokół którego błyszczały gwiazdy. Noc była cicha, lecz zimna. W puszczy leżało pełno srebrzystego śniegu, który prezentował się wspaniale, dodając magii i uroku staremu lasu. Alegoria nie mogła spać, wierciła się z boku na bok usiłując zasnąć. Po godzinie wpatrywania się w gwieździste niebo stwierdziła, że nie może tak dłużej i postanowiła wybrać się na krótką przechadzkę.
Szła lasem, wsłuchując się w jego szum i delektując rześkim powietrzem, powoli wdychając przyjemny leśny zapach. Rozglądała się dookoła, noc wcale nie była taka ciemna. Srebrzysty śnieg i błyszczący księżyc stanowiły niemałe źródło światła. Lisica nie znała jeszcze dobrze puszczy i jej zakątków, podążała przed siebie. Krótki spacer doprowadził ją do dziwnego miejsca. Znajdowały się tam kamienne ruiny jakiś budynków pokryte jasnym śniegiem. Była to opuszczona wioska. Ciekawska lisica przechadzała się po wiosce, podziwiając resztki ze starych budowli. Zastanawiała się, co skłoniło jej mieszkańców do opuszczenia wioski i kim dokładnie byli. Nagle usłyszała cichy szelest dobiegający zza którymś z murów, zaś nie bała się. Była przekonana, że to jakieś małe zwierzę. Odwróciła się i stwierdziła, że najwyższa pora wracać do stada, poczuła już nawet zmęczenie. Kierując się ku domu znikąd usłyszała za sobą nieprzyjemne, szorstkie warczenie. Zapewne, nie był to lis.
-Kim jesteś? - powiedziała pewnie.
-Co tu robisz? - oczom lisicy ukazał się ciemny cień sporego psa.
Alegoria przestraszyła się, nie miała pojęcia, że w lesie grasuje taki osobnik. Zaczęła warczeć, poczuła zbliżające się niebezpieczeństwo.
-Kim jesteś? - powtórzyła niepewnie pytanie.
Nie uzyskała odpowiedzi, zaczęła uciekać, bo pies rzucił się na nią. Biegła co tchu, na szczęście podążała szybciej niż wściekły foxhund angielski. Nagle potknęła się o wystający kamień, zraniła sobie opuszek na łapie i upadła, co przyczyniło się do tego, że Ballada ją dogonił.
-O, bezbronny mały lisek. - uśmiechnął się sarkastycznie.
-Czego ode mnie chcesz? Zniknę stąd natychmiast, odejdź. - przewróciła oczami.
-Nie mam zamiaru odchodzić. Chcę twojego nieszczęścia, podobnie jak nieszczęść tych innych małych, nieudolnych stworzeń, czyli twoich sióstr i braci, które zatruwają powietrze w tej nieszczęsnej puszczy. - śmiał się.
-Nie masz prawa tak o nas mówić, urażasz mnie. Odejdź lepiej. - Alegoria warknęła.
-Ach tak? To chyba dobrze, że cię urażam. - odpowiedział i drapnął ją w pysk, zostawiając krwawy ślad pazurów.
Lisica ugryzła go w łapę, zostawiając całkiem duża otwartą ranę i uciekła. Pysk bolał ją coraz bardziej, ale zmierzała coraz szybciej ku stadu. Ballada chciał ją dogonić, ale ból łapy zwyciężył, pies postanowił, że odpuści.
Alegoria wróciła do stada z zakrwawionym pyskiem, była zdyszana przez ucieczkę. Obudziła starszego Znachora, który natychmiast zapytał, co jej dolega. Samica wszystko mu opowiedziała.
-Ballada to zły pies, mający w sercu nienawiść. Nie powinnaś więcej stawać na jego drodze, on jest zdolny do wszystkiego. Może następnym razem nie chodź sama w takie miejsca, jak opuszczona wioska i to o takiej później porze. - westchnął mądry Znachor, opatrując pysk Alegorii.
-Nie chciałam robić mu krzywdy, ale ugryzłam go w łapę. W przeciwnym razie mógłby mi coś zrobić. - zasmuciła się, opuszczając wzrok w dół.
-Nie żałuj tego, co zrobiłaś. To złe stworzenie, nie powinno go tu być. - warknął lis, po czym dodał - Teraz musisz na siebie uważać. Nie odpuści ci tego, jest żądny krwi i zemsty, nienawidzi nas - lisów, jest bezwzględny. To na pewno nie koniec. - ostrzegł.
-Będę się go strzegła, mam nadzieję, że więcej nie stanie on mi na drodze, nie chcę problemów. - westchnęła lisica.
Po opatrzeniu rany podziękowała Znachorowi za opatrzenie rany i zasnęła. Było jej smutno z powodu Ballady, mimo, że była wojownikiem bała się go, bo wiedziała, że może ją napaść w każdej chwili, a jest o wiele większy i byłoby mu łatwo zrobić jej krzywdę.
Rzeczywiście, Znachor się nie mylił. To był dopiero początek znajomości z okrutnym psem.
Od Chalize cd opowiadania Ace
Fulco się uśmiechnął i przytulił łeb do mojego brzucha. Cicho mruczał.
- Ruda... - zaczął. - Ale wiesz, że jak urodzisz naszą Lizzie, to nie będziesz mogła wychodzić z domu?
-Wiem. - odparłam spokojnie.
- No i tego się trzymajmy. Nie chcę, żeby Lizzie umarła. - mruknął.
- Wierzę ci. - Uśmiechnęłam się. - Ja również tego nie chcę.
- W porządku. Przynieść ci coś? - zapytał, zmieniając temat.
- Poproszę. - powiedziałam i zajęłam się przeczesywaniem sierści.
Po chwili Ace wrócił z zającem w pysku.
czwartek, 22 grudnia 2016
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- To jakie proponujesz?
- Nie wiem. Maroon.. Horizon, albooo Caspian. - lewy kącik mojego pyska uniósł się lekko w górę.Nagle natchnęła mnie wena.
- Caspian? Może być. - uśmiechnęła się.
Popatrzyłem na jej brzuch. Taki szczupły...
- Ale nie będziesz żadnym Caspianem, bo będziesz dziewczynką, prawda? - przemówiłem do niego.
- Hahahah. Ace się wczuł. - zachichotała
- Mała Elizabeth. Przyszła alfa tego stada. - nie przerywałem.
- Alfa? -uniosła brew
- Córka alfy, równa się alfa. - przytaknąłem przystawiając nos do jej tułowia.
- A jeśli będzie kilka szczeniąt?
- Lub kilkanaście. - sarkastycznie pociągnąłem temat - To wtedy wśród nich wszystkich i tak będzie mała Lizzie, która powiedzie te stado.
- Wielkie plany, widzę.
- No, na zmianę już za późno. Stało się i prawdopodobnie będziemy rodzicami. Cieszysz się? - uśmiechnąłem się.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Za? - Ace zmarszczył brwi.
- No wiesz za co. - zamruczałam i oparłam pysk na jego łapach.
Lis uśmiechnął się i polizał mnie po uchu. Mruknęłam cicho i przewróciłam się na grzbiet, tym samym przytykając swój nos do jego.
- Co, mała? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Niic. - odparłam, przebiegając w powietrzu przednimi łapami. - Jak je nazwiemy?
Zaśmiał się, wtulając łeb w moje futro.
- Ruda, my nawet nie wiemy, czy jesteś w ciąży, a ty już o imieniu myślisz. - odpowiedział.
- No a jak jednak jestem? Przecież nie możemy wybierać imienia w ostatniej chwili! - oznajmiłam i zamknęłam oczy.
- No... To dla dziewczynki może być Elizabeth. - zastanowił się.
- Lizzie. - skróciłam. - Tak ładniej.
- A dla chłopaka... Hmm... - Wyraźnie nie miał pomysłu.
- Jeffrey. - wtrąciłam.
- O nie. - jęknął. - Jak ten pedał, którym jarają się nastolatki?
- Ale Jeffrey jest ładne. - mruknęłam.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Dlaczego miałbym? - zmrużyłem oczy bawiąc się jej sierścią.
- Z tego co pamiętam, jeszcze ostatnio nie chciałeś mieć szczeniąt. - na jej pysku pojawił się grymas
- Zdanie lisów jest tak zmienne jak każdej innej kobiety, Ruda. - mruknąłem
- Będziemy musieli je wychować i w ogóle... - westchnęła
- I dopiero teraz o tym pomyślałaś? - uniosłem sarkastycznie lekko brew.
- Nie no... Ale taka jest prawda, a ty jesteś niezależnym lisem..
- Swoją niedoszłą ciążę też chciałaś odchować sama. Jaki problem? Teraz masz tylko pewność, że twoje dzieci będą mądrzejsze, ładniejsze i kiedyś w życiu sobie poradzą. - ziewnąłem uśmiechając się.
- Ace?
- Da?
- Dziękuję.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Zamknęłam oczy i zamruczałam. Było tak przyjemnie...
- Dobranoc, mała. - szepnął Ace całując mnie w nos.
- Dobranoc, Ace. - mruknęłam i wtuliłam się w niego bardziej.
***
- Fulco? - szepnęłam gorączkowo. - Ace?
- Co, ruda? - Lis ziewnął i objął mnie. - Zły sen?
- Nie, nie. - zaczęłam. - Zdajesz sobie sprawę, co my zrobiliśmy?
- No. - odparł wyraźnie z siebie bardzo zadowolony. - Było fajnie, prawda?
- Tak, ale ja nie o tym. - powiedziałam. - Zdajesz sobie sprawę, że pewnie zeszłam w ciążę?
- No przecież chciałaś mieć szczeniaki. - Zmrużył oczy i przeczesał mi futro na karku. - W czym problem?
- To także twoje szczeniaki. - odpowiedziałam. - Będziesz ich ojcem.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - mruknął.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Wiem o tym. - szepnęła.
- Zuch dziewczyna. - uśmiechnąłem się nie przestając.
Chciałem, żeby było to dla niej przyjemne po tych przeżyciach z tą pokraką.. W pewnym stopniu, czułem się za to odpowiedzialny.
- Gotowa? - wolałem się upewnić przed tym ostatecznym krokiem.
- Tak. - szepnęła.
- Patrz na mnie. - rozkazałem. - Będę cię cały czas całował.
No i tak to się potoczyło, a jeszcze nigdy nie starałem się być tak delikatnym.
*****
Ruda ułożyła się w moich łapach.
- Nie było źle, co? - zapytałem prawie przez sen.
Chalize? Sorrki, że nie odpisywałam :c
środa, 21 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Zakład, pamiętasz? - roześmiał się. - Chodźmy gdzie indziej. W kuchni jest zimno.
Położyłam po sobie uszy swobodnie i poszłam za Fulco do jego sypialni. To było najcieplejsze pomieszczenie w całym Legowisku Alf.
- Połóż się. - rozkazał łagodnie, po czym sam ułożył się na miękkiej słomie. - Nie daj się prosić.
Położyłam się obok niego niemalże odruchowo się przytulając. Ace zaśmiał się cicho i objął mnie. No świetnie, na mój pysk właśnie wlał się rumieniec.
Delikatnie musnęłam jego wargi swoimi, na co on cicho zamruczał. Raz, drugi, trzeci.
- Nie drażnij się ze mną... - zamruczał, po raz kolejny inicjując pocałunek. Tym razem jednak nie poprzestałam na delikatnych muśnięciach.
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Tak? - odezwałem się.
- Tutaj Znachor. Mam te eliksiry, o które prosiłeś..
- A tak. Zaczekaj. Już idę. - wstałem kierując się do wyjścia.
- Eliskir miłosny, dwa odwagi i ten stłuczony. Dodatkowo poeksperymentowałem trochę i masz tam jeszcze kilka, ale to do sprawdzenia.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się - Możemy iść do mojej kuchni? - zapytałem lisicy gdy już wyszedł.
- Jasne. - wzruszyła ramionami.
Udaliśmy się do kuchni gdzie rozlałem sok brzoskwiniowy.
- Zaraz przyjdę. Sprawdzę, czy mam jeszcze jakieś jedzenie. - oznajmiłem kierując kroki do spiżarni. Zabrałem stamtąd kaczkę i wróciłem do Chalize, gdzie zastałem ciekawy widok.
Ruda wlewała do mojej porcji eliksir miłosny, jaki przed chwilą przyniósł Znachor.
- O, Ace... Ja.. - zająknęła się.
Oparłem się o framugę, a na moim pysku pojawił się krzywy uśmiech.
Ona na prawdę chce tych szczeniąt.
Podszedłem do niej.
- Nie potrzebujesz tego, żeby mieć dzieci. - delikatnie przyciągłem ją do siebie całując.
- No co ty? - zmarszczyła brwi nierozumiejąc.
- Masz ostatnią szansę, panno Chalize. Nie zmarnuj jej. - mruknąłem
Chalize? :v
Od Chalize cd opowiadania Ace
- I tak bym go nie chciała. - oznajmiłam.
- Zostaje Harpagon... - mruknął Ace. - To jak? Ja pukam, ty mówisz?
- Nie. - zaprzeczyłam. - On jest czarny. Wiesz, jak bardzo lubię czarne lisy.
- Mazik... - wymamrotał.
- Taa, dokładnie... - przytaknęła.
- No i zostałaś bez kandydatów, damo. - oświadczył. - I co z twoimi szczeniakami, skoro nawet nie masz z kim?
Westchnęłam. Fulco położył się na brzuchu i oparł mnie o swój bok. Mój łeb znajdował się przy jego pysku.
- A zresztą, po co ci teraz szczeniaki? - zapytał. - To ogromny obowiązek, a ty jesteś jeszcze młoda... I mała.
- Żeby przedłużyć linię krwi? - uniosłam brew. - Ace, jeśli umrzesz, to nie zostawisz po sobie potomka, a sfora się rozpadnie lub jakiś obcy lis przejmie w nim władzę.
- Fakt. - odparł krótko, bawiąc się moim futrem.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Zostaje Nox, Willow i Harpagon. - westchnęła ciężko
- a musisz w ogóle mieć te parcie na szczeniaki? Przecież tylko teraz ci się to 'objawia', a cały rok już nie więc przecież mogłabyś prrzeczekać i mieć spokój.. Szczeniaki to wielka odpowiedzialność. Dlatego ja ich nie mam..
- Ale, Ace.. Jak nie teraz, to kiedy? Chyba naturalne jest to, że każdy lis musi mieć w swoim życiu szczeniaka. Właściwie po to tu jesteśmy..
- Willow odpada, bo jest za młody. - zmieniłem temat - Nie ma jeszcze ukończonego roku i nie potrafiłby zająć się zgrają dzieciaków jeśli sam jest dzieciakiem.
- Harpagon i Nox..
- Ewentualnie Harpagon, bo Noxa nawet nie muszę pytać, żeby wiedzieć, że się nie zgodzi.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Nie moja wina, że okres rozrodczy się zaczyna i mam parcie na szczeniaki, no. - obroniłam się i liznęłam go po nosie.
Ace zaśmiał się.
- Rozumiem, mała. Znaczy nie rozumiem, ale wiem, że coś takiego może istnieć. - odparł lis.
- No to co? - zapytałam.
Fulco zamknął oczy i zastanowił się.
- W porządku... - zaczął. - Potrzebujesz odpowiedniego partnera, a już po zajściu w ciążę ruchu, a pod koniec odpoczynku i w miarę humanitarnych warunków porodu.
Przekręciłam łeb ze zniecierpliwieniem. Lis zrobił rozbawioną minę i kontynuował:
- Musimy ci znaleźć kogoś, kto się tobą zajmie w trzech etapach. Po pierwsze, przy samej... no, robocie. Po drugie, w czasie porodu, bo ufam, że podczas ciąży potrafisz o siebie zadbać. Po trzecie, po porodzie, kiedy jeszcze nie będziesz mogła opuszczać gniazda.
- Dobrze. Masz jakichś kandydatów? - mruknęłam.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- O nie! Nie wolno porywać szczeniąt! - oburzyła się.
- No kobieto, no! Gdzie ja ci teraz znajdę szczyla? Teraz nie ma maluchów bo dopiero zaczęły się dni płodne lisów! Maluchy będą za jakieś dwa miesiące! Chyba, że chcesz roczniaka, ale wtedy podaruję ci Willowa. - przekręciłem oczyma.
- No i co teraz? - usiadła przybierajăc poważną minę.
- Jeśli chcesz działać czysto i nie masz ochoty porywać żadnego dzieciaka, to musimy znaleźć lisa z którym zajdziesz w ciąże. Ale taką prawidłową. Nie z jakimś odrzutem.
- na moim pysku pojawił się dziwny grymas.
Dobry ojciec plus dobrze przebyta ciąża, równa się jak najmniej szkód względem matki. No przecież to oczywiste.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Wiesz, że nie lubię przemocy... - szepnęłam.
- Chalize. - zaczął łagodnie. - Ja również, ale to był zwykły odwet. Mamy do tego prawo.
- Może i tak... - Spuściłam wzrok na podłogę.
- No. - mruknął. - To była zemsta. W zemście wszystko jest dozwolone.
Fulco przytknął swój nos do mojego nosa.
- Hej, ruda, nie załamuj się, dobrze? - Spojrzał mi w oczy. - To był zwykły omega...
- W porządku. - odparłam.
Nie lubię stwierdzenia "omegi", i to bardzo.
Ace oparł łapę na boku mojej szyi i nachylił się, szepcząc mi do ucha:
- Już dobrze?
- Tak. - odpowiedziałam. - Już lepiej. Ale i tak jesteś mi winien szczeniaczka, nie myśl, że zapomnę.
Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Ty chciałaś wychować te dzieci? - zapytałem
- O nie, Ace! Tylko nie zaczynaj znowu, proszę Cię. Dopiero co się pogodziliśmy, ja nie chcę..
- Rozumiem. - uśmiechnąłem się. - Chociaż nadal jestem Ci winien jednego, ładnego szczeniaka.
- Trzymam cię za słowo.. - uniosła brew.
- Jasne. I..
- I? - nerwowo podniosła się do góry. Czyżby zdążyła przyzwyczaić się do tego, że gdy coś dodaję, to jest to coś złego?
- Znalazłem tego kojota. Jest omegą w stadzie położonym kilka kilometrów stąd.
- Co mu zrobiłeś..? - zwątpiła
- Za to co on zrobił tobie?
- Ace..
- Nic wielkiego. Śmierć byłaby dla niego zbyt delikatnym wyrokiem. Złamał łapę, więc raczej się tu nie zapuści. Powiedziałem mu, że jeśli jeszcze raz go kiedykolwiek spotkam, to już go nie oszczędzę.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Wystarczy już. - Uśmiechnęłam się i spojrzałam lisowi w oczy.
- Ale... - zaprotestował słabo, po czym się uśmiechnął. - No dobra. Nie chcę przecież cię zmarnować...
Wtuliłam pysk w jego szyję, mrucząc cicho. Jego tętno było mocno przyśpieszone, a oddech nierówny.
- To jak w końcu z nami jest, co? - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Na pewno nie nudno. - Opowiedziałam uśmiechem i wytarmosiłam jego ucho.
- Trudno się nie zgodzić. - parsknął.
Naprawdę cieszyłam się z tego, że jestem już w domu. Jego towarzystwo jakimś dziwnym trafem wprawiało mnie w dobry nastrój.
- Ruda? - zamruczał.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- I co teraz? - prawie utonąłem w jej oczach.
Poczułem jej przyspieszony oddech. Bicie serca też nie ustępowało.
Wzruszyłem ramionami.
- Teraz, to już nikt mi Ciebie nie zabierze. - mruknąłem zbliżając swój pysk do jej.
Zacząłem ją całować. Nie musiałem czekać na odpowiedź, bo zrobiła to niemal od razu. Z początku delikatnie, a z czasem coraz bardziej.
- Czekaj. - zaśmiałem się nie przerywając. - Nie mogę cię całować jednocześnie uśmiechając się od ucha do ucha.
Uśmiechnęła się kładąc łapę na moim czole.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Zamruczał coś i przetoczył się na plecy. wbijając spojrzenie we mnie.
- A ty, co robiłeś, jak mnie nie było? - zapytałam.
- Głównie to nic. - odparł od niechcenia. - Czasem spacerowałem po terenach, czasem coś czytałem... Jak sama widzisz, nic ważnego i ciekawego.
Ulżyło mi. Nie zapytał, czemu w ogóle uciekłam.
- A ty? Co robiłaś, jak cię nie było? - odpłacił się pytaniem za pytanie.
- Głównie to szperałam w domach i polowałam. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Fulco przetoczył się jeszcze raz, tym razem lądując na mnie.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Spójrz. Jest koc, takie coś... i torba. Jeszcze jej nie rozpakowałam..
- Pokaż. - mruknąłem układając się na brzuchu.
W środku znajdowały się dwie metalowe miski, jakieś drewniane paciorki, amulety, łapacz snów, i kilka innych, ciekawych rzeczy.
- No to teraz możesz wystroić sobie chatę.
- A żebyś wiedział. - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Nastała chwila ciszy.
- Cieszę się, że jesteś, ruda.
Popatrzyła na mnie tymi swoimi dużymi, ciemnymi oczyma. Cieszyłem się też z tego, że nie jest w ciąży. Jak diabli. Ale nie zmieniało to faktu, że została skrzywdzona.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Chalize... - mruknął i przycisnął mnie do siebie tak, że nie mogłam złapać oddechu. - Tęskniłem za tobą, idiotko.
To było, na swój sposób oczywiście, urocze. Nigdy bym nie wpadła na to, że Fulco może za kimś tęsknić lub o kogoś się martwić.
- Gdzie żeś była? - wymamrotał w moje futro. Czułam ciepło jego oddechu na sobie.
- W Opuszczonej Wiosce. - wyznałam i wtuliłam się w niego. To chyba lepsze od siedzenia samemu. - Przyniosłam ci kocyk. Chcesz zobaczyć?
- Później. - odparł krótko, wciąż tuląc mnie do siebie.
- Ace, zgniatasz mnie. - zaśmiałam się.
- To nie ty decydujesz o tym, czy ktoś cię zgniata, czy nie. - zamruczał.
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Witaj, Znachorze. - przywitałem się od wejścia.
- Cześć, Alfo. W czym mogę pomóc?
- Mam dla Ciebie kilka szklanych pojemniczków na eliksiry, które mi się pokończyły..
- Jasne. Jakie miałyby być?
- A więc eliksir miłości i odwagi... Stłukła się nić Zeusa więc musiałbyś sam znaleźć jakiś szklany...
- Rozumiem. - przerwał. - Rozumiem, że chciałbyś wiedzieć kto leczył się u mnie ostatnio..
- Tak, ale czy mógłbyś mi to napi..
- Chalize. - wypalił.
- Co? - zmrużyłem oczy. - Kiedy u Ciebie była?! - uniosłem lekko głos.
- Dzisiaj. Myślała, że jest w ciąży i chciała się zbadać, ale przebadałem ją i stwierdziłem... że nie jest.
- Cholera, gdzie ona teraz jest?! - krzyknąłem.
- Uspokój się, alfo. Wybiegła. Nie wiem w którą stronę.
- Czyli jest jeszcze na tych terenach... O Shan, dzięki Ci. - szepnąłem. - Prosiłbym Cię tylko o to i uciekam.
- Jasne. Powodzenia. - uśmiechnął się, a ja 'pogalopowałam' do nory.
Zobaczyłem rudą na ścieżce. Nasze spojrzenia się spotkały. Przystanąłem obserwując jej ruchy.
- Ace.. - westchnęła.
Zrobiłam kilka kroków w jej stronę, a ona również się zbliżyła.
- Ja Ciebie bardzo przepraszam,... Nie chciałam... Ale nie jestem...
- Wiem o wszystkim. - przerwałem jej.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Nie. - mruknął. - Możesz już iść.
Wyskoczyłam z jego nory jak poparzona. Mogę bez obaw wracać do siebie. Znaczy, Ace na pewno urwie mi łeb, ale będzie miał tylko jeden powód. A nie dwa.
Udałam się ponownie do Opuszczonej Wioski. Potrzebowałam stamtąd tylko kilku rzeczy. Oczywiście, były mi bardzo potrzebne. Niemalże niezbędne do funkcjonowania.
Tak więc wytargałam z domu koc, jakiegoś pluszaka i płócienną, szarą torbę. Nie sprawdzałam jej zawartości.
***
Po drodze do własnej nory udało mi się upolować małego zająca. Niepostrzeżenie wślizgnęłam się do własnej nory. Musiałam coś zrobić z moimi zdobyczami.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Podeszłem do kilku książek znajdujących się na regale. Wyciągnąłem pierwszą lepszą. Stara, brązowa okładka. Pismo Lisa Mickiewicza. Zacząłem wertować z nudów kartki, aż w końcu natknąłem się na ciekawe słowa. Szły jakoŝ tak:
To jest takie prawdziwe!
Nic. Odpowiedzi nie było. Usiadłem poddając się. No to się nie dowiem czy to jest przyjaźń czy... miłość. Czyżbym zaczynał przegrywać zakład? Wykluczone! Nie umiem kochać. Ja po prostu... Tęsknię za tą idiotką.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
Opuszczona Wioska. Bardzo malownicze miejsce. Skoro już tu przyszłam, to nie zaszkodzi zrobić jakiegoś przeszperu...
Przeskoczyłam próg jednego z domów i weszłam do środka. Może będą jakieś fajne rzeczy.
W środku wyglądało, jakby przeszedł huragan. Poprzewracane krzesła, stoły, meble... Dom wyglądał na opuszczony w pośpiechu. W rogu stała skrzynia.
Powoli do niej podeszłam. W końcu, kto wie, co może tam być? Łapą podparłam wieko i zajrzałam do środka.
Koce, poduszki i inne ciekawe rzeczy. Myślę, że żadne duchy opiekuńcze tego miejsca się nie przyczepią, jeśli to pożyczę...
***
Minęło kilka dni, a ja nie czułam się ani trochę gorzej. Postanowiłam przejść się do Znachora.
- Chalize... - Zmarszczył brwi. - Nie jesteś w ciąży.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
- Ze względu na etykę, nie zabiję cię,chociaż bardzo bym tego chciał. Wystarczy ci złamana łapa. - przemówiłem bez jakichkolwiek uczuć. - Zapamiętaj ten pysk. - wskazałem na siebie - bo jeśli cię jeszcze raz kiedykolwiek zobaczę, i to nieważne czy na moim terytorium, czy gdziekolwiek indziej, obiecuję, że cię zabiję. Bez skrupułów.
Obróciłem się w stronę drzwi i rzuciłem pozostałym lisom przelotne spojrzenie. - Żegnam.
Wróciłem wolnym krokiem do stada. Zajrzałem do kilku nor, ale nigdzie nie było śladu rudej.
'' Może to i lepiej?'' Pomyślałem. Jest niemądra. Chce odchować dzieciaki jakiejś skończonej ofermy nie potrafiącej nic innego, niż zrobić kobiecie krzywdę i uciec. Dostał za swoje. Nie mogłem tego przepuścić. Choćby ze względu na nią.
Chalize?
wtorek, 20 grudnia 2016
Od Chalize cd opowiadania Ace
Rozprostowałam kości i rozejrzałam się wokoło. Gdzie pójść, gdzie pójść... Nie mogę wrócić do własnej nory na czas ciąży. I tak bym tam nie przesiedziała całego czasu. Musiałam znaleźć jakiś inny teren. Wystarczająco daleko, ale nadal na terenach sfory. Tam, gdzie nikt się nie zapuszcza.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka wdechów. Prawdopodobnie jak Ace powróci już nie będę miała co robić na tych terenach, więc muszę się sprężać.
Ruszyłam przed siebie żywym tępem.
Jest dużo miejsc, w których mogłam się ukryć. Ale tam zazwyczaj nie było pożywienia, a ja będę potrzebowała go sporo. Potrzebowałam czegoś opuszczonego przez wszystkich.
Uśmiechnęłam się do siebie. Bądź co bądź, jestem silną i niezależną lisicą. Wybuchłam śmiechem. Podoba mi się to powiedzenie.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Ona nie może mieć szczeniąt.. To ją wyniszczy... Jej sierść stanie się rzadsza, zmatowieje, schudnie i... nigdy już tego nie odzyska... Ja... Martwię się o nią. Jest głupia, ale się martwię.
A ten oszołom?!
Przyspieszyłem chodu obracając kółka. Znajdę go, a wtedy pożałuje, że się tu zbliżył. Na moje terytorium... Do mojej Chalize.
Wybiegłem z nory kierując się na zachód. W miejsce, gdzie wdziałem go po raz ostatni.
Dotarłem na miejsce i zacząłem węszyć. Kilka minut i złapałem trop. Pognałem jego śladem aż do jaskini oddalonej od mojego terytorium o jakieś pięć kilometrów. Wparowałem do środka niemalże kopiąc drzwi.
Siedziało tam kilka lisów. Spojrzało na mnie z otwartymi szeroko oczyma.
- Gdzie jest ten pokraka?! - warknąłem nie składając żadnych wyjaśnień.
- Tutaj.. - wyłonił się zza towarzystwa.
Podszedłem do niego szybkim krokiem i zdzieliłem mocno w twarz.
- Au.. - zawył kładąc na poliku swoją łapę. - Za co to?
- Ty dobrze wiesz za co. - wykonałem ten sam ruch.
Poczułem na sobie kilka par oczu. Nikt mu nie pomógł. Był omegą.
- Naraziłeś się alfie stada w którym zaatakowałeś lisicę. Myślisz, że teraz usiądę i wypiję z Tobą bruderschafta?!
Nie odezwał się, więc rzuciłem się na niego. Wynik był już oczywisty od początku.
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- To wcale nie musi być to... - szepnął. - Może jednak, mimo wszystko, nie jesteś w ciąży i wszystko będzie dobrze...
- A co, jak jestem? - zapytałam. - Wtedy nie będzie dobrze?!
- Nie. - Zmarszczył brwi. - Myślisz, że będę tolerował jakiegoś bachora na moich terenach?
Zamilkłam. Rozumiem, że znowu nie będzie między nami zbyt dobrze...
- Nie. - Spuściłam wzrok. - Nie będziesz.
- No. - Jego wzrok był wbity w sklepienie.
Ja z kolei swój wbiłam w ziemię.
- A ty chyba nie chcesz wychowywać jakiegoś bękarta? - parsknął.
- Dzięki za gościnę. - mruknęłam i wyszłam z nory. Kulejąc, oczywiście.
Ace?
Od Ace CD. opowiadania Chalize
- Chalize, ty... - westchnąłem.
- Tak?
- W grudniu wszystkie lisice mają dni płodne więc... Ty możesz być w ciąży. Z tym połamańcem...
- Co? - spojrzała na mnie wielkimi oczyma.
- Tak. Zrobił z Tobą to o czym myślisz. Z resztą wszystko na to wskazuje..
- Ace, co teraz? - zmrużyła oczy.
- Miejmy nadzieję, że będzie inaczej i nie zajdziesz w ciążę. W przeciwnym razie, znajdę i powyrywam temu wypłowiałemu dziadowi nogi z tyłka.
- Ace... - jej głos się załamał. Przytuliła mnie mocno. - Ratuj..
Chalize?
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Czemu tak krzyknąłeś? - zagaiłam dalszą rozmowę, ocierając łzy.
- Chalize... - wypalił gorączkowo. - Ja go dzisiaj widziałam... Gdybym wiedział...
- Nie twoja wina. - mruknęłam i wtuliłam się w niego bardziej.
Lis zacisnął zęby i przytulił mnie do siebie.
- To by gryzł kwiatki od spodu. - dokończył.
Mruknęłam cicho i położyłam uszy po sobie. Czułam się o wiele bezpieczniej. Mimo to, uporczywy ból nadal nie mijał.
- Gdzie cię boli? - zapytał, delikatnie głaszcząc mnie po plecach.
- Praktycznie cały tył. - odpowiedziałam. - I trochę kuleję.
Ace wymamrotał coś pod nosem.
Ace?
Od Ace C.D. opowiadania Chalize
Było to całkowicie nieuzasadnione, bo przecież wierzę w wielu bogów. Sun, Moon, , Shu... Z resztą mało ważne.
Lisica spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Teraz już dobrze? - mój głos przybrał zaniepokojony, ale jednocześnie bardzo kojący ton.
Przytuliłem ją do swojego kołnierza.
- Już nikt Cię nie skrzywdzi. Już dobrze. - zacząłem ją lekko kołysać. - Jestem przy Tobie, mała... Ja i nikt więcej. - łapą zacząłem głaskać jej bok.
- Chodź. - szepnąłem zabierając ją do mojej nory. Tam położyłem ją na ciepłej słomie i sam zostałem obok niej.
- Już nic. Nikt Cię nie skrzywdzi. Ja Cię obronię. - powtarzałem cały czas. Raz po raz zatrzęsła się od płaczu.
Przecież go widziałem... Wtedy pewnie było już po fakcie dokonanym.. Nie powstrzymałem go.. Gdybym tylko wiedział, ten gnojek już żarłby piach.
Chalize? dramat
Od Chalize cd opowiadania Ace
- Ace?... - szepnęłam.
Lis położył się naprzeciwko mnie, rzucając mi zaniepokojone spojrzenie.
- To ja, spokojnie... - powiedział cicho, delikatnie odtrącając drugą z moich łap. - Nie skrzywdzę cię. Spokojnie już.
Rozejrzałam się w popłochu po norze. Był tu tylko Ace i ja.
- Nie ma go tu już...? - zapytałam z nadzieją. Nie umiałam opanować drżenia głosu.
- Kogo, ruda, kogo? - Przekręcił łeb, wbijając we mnie wzrok.
- Kogo, kogo. - powtórzyłam bezmyślnie. - Lisa. Rudego. Podobnego do kojota.
Ace wzdrygnął się.
- Co z nim?... - mruknął.
- Nie wiem, Ace. Wparował mi do nory i rzucił się na mnie. Nie wiem, co zrobił. Jestem obolała. - odparłam.
Ace?