środa, 4 stycznia 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Lizzie. - otworzyła szeroko oczy rzucając jedno hasło i trzymając się za brzuch.
Moja pierwsza myśl: RODZI! O CHOLERA, ONA RODZI!
- CO, Lizzie? - zapytałem stając w miejscu i badając ją poważnym wzrokiem.
Cisza. Nie odpowiedziała mi od razu wciąż nasłuchując.
- Chalize, co Lizzie, bo nic mi nie mówisz! - prawie warknąłem domagając się odpowiedzi.
Chwyciła moją łapę i przyłożyła ją do okolic słabizny.
Zmarszczyłem brwi czekając na jakikolwiek bodziec. Czekałem około pięciu minut.
- Nie, ruda. Nic tam nie ma. - westchnąłem. - Miałem ci mówić wcześniej, ale nie chciałem tego robić.. Nasza córka prawdopodobnie nie żyje. - moja głowa powędrowała w dół, a ja sam zamknąłem oczy.
- Ale, Ace.. - próbowała zaprzeczyć.
- Nie, ruda. Taka jest prawda..
- Ale, Ace! - krzyknęła. - Ja ją czuję!
- Co? -szybko podniosłem głowę w jej kierunku. - Co powiedziałaś..?
- Znowu! - pisnęła. - I jeszcze raz! Szybko, daj łapę!
Zawahałem się. Jeśli znów nic nie poczuję...
Zabrała mi czarną łapę i ponownie przystawiła do brzucha.
Pod poduszkami wyczułem niewielkie ruchy na przemian z tymi mocniejszymi.
Czy to możliwe, że eliksir podany szybko uratował jej życie ale po prostu nie jest aż tak silny, żeby dodatkowo wywołał poród..?
Źrenice naszych oczu równocześnie powiększyły się do rozmiarów złotych monet. Zerwałem się na równe nogi i na łapach podniosłem lisicę i zakręciłem ją w powietrzu jednocześnie śmiejąc się tak, jakbym wygrał milion na loterii.

Ruda? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.