Złowienie ryby wcale nie należało do najłatwiejszych. Najpierw stanąłem na brzegu jeziora, ale stwierdziłem, że jednak niedaleko tam zajdę. Potem pognałem nad wodospad i zauważyłem niedźwiedzia łapiącego w locie łososie.
- Oo, stary! To nie dla mnie. - westchnąłem udając się dalej.
Zauważyłem mostek należący do ludzi. Podszedłem do brzegu drewnianej budowli i spojrzałem w dół. Po dnie pływały małe ryby. Żeby je złowić, musiałbym wskoczyć do wody, a wyciągnąłbym najpewniej jedną. Obok, na drugim mostku przyglądał mi się człowiek. Wyczułem to, że jest dobry więc skierowałem się w jego stronę. Potruchtałam wzdłuż ścieżki, a następnie susami pokonywałem sosnowe kładki.
- Siemasz, dobry człowieku. - zagaiłem, choć wiedziałem, że mi nie odpowie. Miał na oko 14 lat. W sensie na lisie. Na ludzkie.. Oni mają takie dziwne liczenie tych lat... 70? Mniejsza z tym. Na jego głowie układały się dłuższe, siwe włosy.
Usiadłem obok niego patrząc na spławik od wędki.
- Co, mały towarzyszu? Jesteś głodny? - zapytał sięgając po siatkę zatopioną w wodzie.
Było w niej kilkanaście ryb. Małych.. i jedna większa. Idealna.
Człowiek poczęstował mnie małą rybą, którą zjadłem niemal od razu. Nie przepadałem za takim obiadem, ale lepsze to od myszy.
- Taki ty głodny? - zaśmiał się.
- A żebyś wiedział, stary. Mam lisicę i dziecko na utrzymaniu. - na moim pysku pojawił się grymas.
- A wiesz, co? Jeśli złapię dziś szczupaka, to dostaniesz ode mnie tego największego leszcza. - zarzucił wędkę po raz drugi.
Pozostało mi czekać, więc ułożyłem się wygodnie na ciepłym drewnie patrząc za 'burtę'.
Wpatrywałem się na małe okonki szukające pokarmu. Woda w tym jeziorze jest niewątpliwie jedną z najczystszych w okolicy. Wdzięcznie pływały na około. W pewnym momencie pojawiło się coś ogromnego. Zdecydowanie większego ode mnie i pożarło okonki. Zapiszczałem zwracając uwagę wędkarza. Wstał natychmiast i spojrzał na szczupaka.
- Jezu Chryste, szczupak!- szepnął wyciągając wędkę i zarzucając w pobliżu wiellkiej ryby. Zaczął dzwonić dzwonek. Ryba była na haczyku. Mężczyzna wyciągnął ją na brzeg i zaśmiał się w głos wyciągając z siatki największą rybę i rzucając ją w moim kierunku.
- Masz, mały! To za to, że pomogłeś mi go złowić! - byl szczęśliwy. Ja też
Pobiegłem ze zdobyczą do nory i wtedy natchnęła mnie myśl. Nie mogę tak dłużej żyć. Nie uśmiecha mi się egzystencja na 'kocią łapę'. Jeszcze zanim Lizzie otworzy oczy, oświadczę się Chalize. Przecież obroża już dawno czeka w biurku.. Pozostało czekać na okazję.
Chalii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.