Nie zostawię tak tego. Kocham ją. I jestem gotowy na ten krok.
Poszedłem do niej.
- Chazlie.. - zawyłem
- Tak? - natychmiast utkwiła we mnie wzrok.
- Zrobię dziś kolację. Taką inną. Bardzo dobrą. Rozlejemy wino.. W sensie dla mnie wino. Ty dostaniesz jakiś sok. I wtedy sobie jeszcze na spokojnie porozmawiamy, dobrze? - zniżyłem lekko łeb.
Ucieszyła się.
- Tak. Jasne. - na jej pięknym pyszczku pojawił się uśmiech.
- Przygotuj się. - uśmiechnąłem się zawadiacko i skierowałem do drzwi.
Tak więc wyszedłem z domu i upolowałem trochę jedzenia. Zakradłem się do zagrody właściciela Ballady i ukatrupiłem jedną kurę. Niech ma za swoje. I tak nie będzie wiedział, że to ja.
O godzinie siedemnastej, rozpaliłem ognisko i upiekłem ptaka. Zatrudniłem Willowa do wieczornej opieki nad małą i uszykowałem stół do jedzenia. Dwa talerze i świeca na środku. Sam za namową lisa założyłem czarny krawat. O osiemnastej wszystko było gotowe i Will poszedł zająć się moją córką. Pół godziny później z wnętrza jaskini wyłoniła się ruda postać.
Cofnąłem pysk.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Chalize? - mruknąłem teatralnie podejrzliwie.
- Hahahah. To ja. - wyszczerzyła się. Co się w niej zmieniło.. Nie jestem chyba w stanie tego stwierdzić. Sierść? Wyglądała prześlicznie.
Podszedłem do niej wyciągając ku niej łapę.
- Pani pozwoli. - zaprowadziłem ją do stolika i usiadłem po drugiej stronie.
Chalie? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.