piątek, 6 stycznia 2017

Od Danteya

Od paru dni na terenie na którym ostatnio spędzałem czas samotnie, zaczynało brakować zwierzyny. Żeby polować musiałem udawać się na coraz to dłuższe przechadzki. W końcu postanowiłem zmienić swoje otoczenie, bo z czasem mógł grozić mi głód. Wybrałem się w kierunku urodziwych łąk i pół. Wysokie kłosy trawy delikatnie muskały moje małe ciało. Melancholijna droga mijała mi bardzo flegmatycznie. Przypomniały mi się zdarzenia związane z moją niedoszłą partnerką. Venii była jedyną lisicą, z którą byłem stosunkowo blisko. Ostatecznie, nie doszło do niczego. Venii zginęła z rąk myśliwych i pewnie wisi teraz na ścianie jednego z nich jako trofeum. Niestety, taka jest rzeczywistość. Ludzie ingerują w sprawy przyrody. Chociaż nie powinni. Gorycz po stracie Venii był głęboki, ale krótki. Trzeba nauczyć się żyć z takimi rzeczami. Niektóre uczucia potrafią niszczyć psychikę, dlatego ja zawsze staram się ich wyzbyć.
Przeszedłem parę łąk rozmyślając o wszystkim. Zanim się obejrzałem zapadał już mrok.
- Ehh, muszę się pośpieszyć..- Skarciłem się i ruszyłem biegiem. Miałem przed sobą puste pole. Na horyzoncie nie było widać niczego, dlatego mój bieg naabrał zawrotnego tępa. Po parunastu minutach szybkiego ruchu zaczął kropić deszcz. Przekląłem w myślach i ruszyłem jeszcze szybciej. Po chwili zacząłem dostrzegać niewyraźne kształty. Deszcz lał niemiłosiernie, przeto zasięg mojego wzroku był znacznie słabszy. Gdy zbliżałem się do niewyraźnych kształtów, zaczynały one nabierać klarownych form.
- Wioska?
Wkrótce moje przypuszczenia sprawdziły się. Kształty okazały się być opuszczoną i zrujnowaną wioską.
Zwinnym i płynnym ruchem wbiegłem między budynki szukając schronienia przed ulewą, której zaczynały towarzyszyć błyski i grzmoty. Niektóre z budynków wyglądały na tak zdemolowane, że byle wiatr wystarczyłby do zrównania ich z ziemią, dlatego wolałem poszukać czegoś bezpieczniejszego. Latałem jak poparzony szukając schronienia. Po chwili znalazłem "dom", który wyglądał całkiem przyzwoicie. Porównując go do pozostałych domów w wiosce, oczywiście. Wskoczyłem pod parę zawalonych obiektów, które uniemożliwiały deszczowi zmoczenie mojego futra, które i tak już była mokre, ale chciałem już wyschnąć.
Deszcz zaczynał przemijać, a na niebie było widać gwiazdy. Aura panująca w opustoszałej wiosce byłą... dziwna? Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, chociaż niczego lub nikogo nie czułem. Bardzo dziwne wrażenie. Wyszedłem na zewnątrz i okrążyłem budynek. Nikogo, ani niczego co powinno zwrócić moją uwagę.
- Może tylko mi się zdawało.- Powiedziałem sam do siebie. Dałem sobie spokój z moimi przeczuciami i poszedłem schować się pod zawalone obiekty, żeby pójść spać.
Zostałem obudzony przez szelest liści. Mój sen był bardzo płytki, dlatego cichy odgłos zdołał mnie obudzić. Przyjąłem pozycję obronną i skradając się się wyszedłem ze swojego schronienia. To był lis. Wyczułem to. Jednakże nie wiedziałem jak był do mnie nastawiony. Dlatego nie przedłużając wyskoczyłem zza ściany z zębami na wierzchu i obronną pozycją. Nie chciałem zaczynać ataku, dlatego czekałem na ruch przeciwnika, który ostatecznie nie został wykonany. Moim napastnikiem okazała się być lis o niespotykanej rasie, mianowicie lis srebrny oraz potężnej budowie. Powoli wracaliśmy do neutralnych pozycji.
- Kim jesteś?- Zapytałem

(Silette dokończyłabyś :D?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.