Podszedłem do spiżarni i wyjąłem jeden z większych kartonów. Co jak co, ale teraz widzę, że magazynowanie tych wszystkich rzeczy w moim domu miało sens! Włożyłem głowę do środka, szukając właściwej rzeczy. Natknąłem się na małe, chemiczne termofory. Wyciągnąłem torebki wypełnione płynem i wróciłem do sypialni.
- Mam. - położyłem woreczki przed lisicą.
- Co to..? - uniosła brew zaglądając.
- To takie małe torebki dające ciepło. Spójrz. - poleciłem otwierając jedną z nich. - Mam takich sporo. Musisz po prostu pstryknąć ten metalowy guzik w środku i w ten sposób ta ciecz stwardnieje wydzielając ciepło. Działa około pół godziny, więc jeśli musisz gdzieś się oddalić, to bierzesz taki jeden, włączasz, wkładasz do kocyka razem z dzieckiem i możesz spokojnie się oddalić na przykład za potrzebą. Rozumiesz? - popatrzyłem na nią wyczekująco.
- Tak. Rozumiem. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem lekko uśmiech i skierowałem się do wyjścia.
- Ace! - zawołała, gdy miałem wychodzić.
- Hm? - mruknąłem patrząc na nią.
- Podejdź jeszcze na chwilę. - rozkazała.
- Podoba mi się to. Rozkazuj częściej. Jesteś na dobrej drodze. - pochwaliłem ją.
- Nie gadaj, tylko chodź. - przekręciła oczyma.
Podszedłem i uniosłem brew.
- Co mam zrobić? Coś jeszcze przynieść? - zapytałem z troską w głosie.
- Nie, nie..- zaśmiała się - Nie o to chodzi. - uniosła pysk w moją stronę i pocałowała. Jak dla mnie zbyt krótko, ale jestem w stanie zrozumieć.
- Miłej pracy, kochanie. - na jej policzkach pojawiły się małe dołeczki.
Liznąłem jeszcze małą alfę i wyszedłem z legowiska. Teraz krok wydawał mi się lżejszy, a droga już wcale nie tak daleka.. Skrzydeł dodawała mi myśl, że wieczorem spotkam się z nimi. Z rodziną.
Chazli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.