Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam w niego. Czułam, że mówi prawdę. Że nie pozwoli, aby stała mi się krzywda.
- Kocham cię, Ace. - szepnęłam i wtuliłam łeb w jego pierś. - Ciebie i naszą Lizzie.
Lis uśmiechnął się z czułością (a przynajmniej tak mi się wydawało), po czym spojrzał na wyjście z Legowiska Alf. Ciepłe promienie słoneczne wpadały do środka, tworząc swego rodzaju mandalę na podłodze. Było pięknie.
- Chali... - mruknął. Przestałam zwracać uwagę na to, że nie lubię tego zdrobnienia. Kiedy on go używał, było jakieś milsze.
- Tak? - Przycisnęłam się bardziej do niego. Lubię być przytulana, zwłaszcza przez Fulco.
- Jak wygląda życie w takiej hodowli? - zapytał półgłosem, po czym położył swój łeb na moim.
Zaśmiałam się ponuro. Mimo upływu czasu, doskonale to pamiętałam.
- No więc, rodzisz się w małej, ciasnej klatce, gdzie siedzi jeszcze kilka innych lisów. - zaczęłam. - Tuż po urodzeniu oddzielają cię od matki i robią taki tatuaż.
- Ale czemu lisice zachodzą w ciążę w takich warunkach..? - Zmarszczył brwi. - Gdybym ja tam był, nie dopuściłbym do ciąży.
- Ale one nie robią tego z własnej woli. - powiedziałam. - Po prostu, któregoś dnia wyciągają cię na stół, coś tam robią, i potem rodzisz dzieci. Mówić dalej?
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.