środa, 17 maja 2017

Od Brooke'a C.D opowiadania Lori

- Dlaczego nie idziesz? - zapytała samiczka, niespokojnie przestępując z nogi na nogę.
- Nie mam zamiaru iść za nieznajomą - rzekłem z przekąsem i odwróciłem się w przeciwnym kierunku. Nagle zauważyłem coś niezwykle ciekawego...
- Przecież przed chwilą mnie poznałeś! - sprzeciwiła się Lori. Nawet nie drgnąłem na jej słowa, uruchomiłem nogi prosto na błyszczący obiekt, który leżał tuż przed cienką, wydeptaną dróżką.
- Piryt, ale jaki wspaniały! - krzyknąłem zachwycony nowym okazem do mojej kolekcji. Szybko schowałem kamień i wszedłem na nowy szlak prowadzący między krzakami bzu.
- Ej, poczekaj! - usłyszałem za sobą głos rudej lisicy, a po chwili jej kroki.
- Zawsze musisz uczepiać się jak rzep? Mówiłem...
- Ech, nie idziesz za nieznajomymi - naśladowała Lori - Tylko, że to ja idę za tobą!
Warknąłem pod nosem, ale nie odpowiedziałem, co Ruda ostatecznie uznała za bezwzględną zgodę. Przez kilka krótkich chwil podążania szlakiem wzbogaciłem kolekcję o kolejne kilka kamieni. Dumnie kroczyłem skanując całą szerokość drogi, może się przecież okazać naprawdę szczęśliwa, próbując jednocześnie ignorować nucenie wydobywane z gardła Lorianny, najpewniej po to, by mnie zirytować.
Z przemyśleń wyrwał mnie kamień przede mną - niezwykły, wielki i przez moje oczy jeszcze nigdy nie widziany. Od razu wyciągnąłem łapkę, żeby wziąć go ze sobą i całymi dniami przyglądać się jego wspaniałości. Ale nawet nie zdążyłem go dotknąć, a ziemia zatrzęsła się pod moimi kończynami. Ale nawet niepewność spowodowana tym omenem nie zwyciężyła moich chęci. I to był najgorszy pomysł, jaki mógł przyjść mi do głowy. Dlaczego? Właśnie w tym samym momencie, w którym moja łapa skontaktowała się z minerałem grunt... zapadł się pod moimi nogami. Wrzasnąłem, gdy poczułem, że spadam, a jeszcze bardziej przeraziło mnie to, że ruda lisica towarzyszyła mi w tej czynności. Dowodził o tym drugi pisk. Jak mogłem tego nie przemyśleć?! Pewnie to zasadzka, za niedługo zostaną z nas tylko dwie mokre plamy. Zamknąłem oczy, próbując się pogodzić z takim losem. Po chwili zamiast śmiertelnego uderzenia, które winne było zadać podłoże, poczułem, że plasnąłem o jakąś gęstą, kleistą maź. Moje uszy wychwyciły też drugie chlupnięcie, samiczka znów podzieliła mój los. Panowała tak mroczna ciemność, że na wszystkie próby przyzwyczajenia do niej oczu każda była nieudana. Poczułem się nieswojo, nie słysząc żadnej próby porozumienia ze strony Rudej, i mimo, że nie chciałem się przyznać do zaniepokojenia, zapytałem:
- Lori, jesteś tam?

Loriaaanko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.