sobota, 20 maja 2017

Od Dreamcathera-Odchodząc w mrok.

Wyszedłem z norki aby się trochę przejść. Ciągle nie było co robić. Podszedłem do strumyka i łyknąłem krystalicznie czystej wody. Skoro tu nie ma już nic do robienia to idę poza tereny! Tak to jest wspaniały pomysł. Tak dawno nie wychodziłem. Rozejrzałem do spokojnie po terenach. Ptaki śpiewały. Rozkoszowałem się tym odgłosem dopóki nie dotarł do mnie bardzo głośny i donośny pisk lisa. Potem rozległ się warkot. Ten 'ktoś' uciekł. Pewnie jest taki jak Ballada czy Mazikeen. Pobiegłem tam aby pomóc lisicy którą brutalnie któryś z nich pogryzł. Ale kiedy tylko wyszedłem za tereny,wszystko było już jasne. Lisica została zabita. Ktoś ją szarpał bo widać było że ma szramy na szyi. Leżała bezwładnie na ziemi. Widać było że zaraz inne zwierzęta przybiegną aby walczyć o najwięcej mięsa. W powietrzu nadal unosił się słaby zapach mordercy. Postanowiłam pomóc lisicy się zemścić. Potraktuję mordercę tak samo jak on potraktował lisicę. Złapałam zapach i zacząłem iść za nim. Lis napewno biegł bo było słychać jak przebiera łapami. Zacząłem także biec. Ach wolność! Ta cudowna niepowtarzalna wolność! Rozkoszowałem się tym faktem w biegu. Przecież miałem bardzo bilne zadanie. Dotarłem do wsi. Skryłem się w kłosach bujnej pszenicy. Położyłem się i obok mnie wylądowała Hestra. Najprawdziwsza Hestra,bogini rolnictwa i wsi.
-Witaj Dreamcatherze.-odezwała się swoim aksamitnym głosem.
-Witaj.-ukłoniłem się.
-Bardzo dobrze robisz że pomagasz tej lisicy,spotka Cię jeszcze sporo ciekawych ale i niebezpiecznych przygód.-powiedziała.
Skinąłem głową i spojrzałam na domy. Jesteś zniknęła ale zostawiła coś po sobie. Jakiś fioletowo-granatowy kamień na sznurku. Założyłem go na szyję. Zmierzałem w kierunku domów. Tam postanowiłem znaleźć coś do jedzenia i spania. Zachodziło słońce. Położyłem się na stogu siana. I zasnąłem.
***
Kiedy słońce mnie zbudziło od razu poszedłem ulokować jakiegoś zająca. Ale dostrzegłam tylko owoce. Po kolei zrywałem je i jadłem. Nie było to wiele o tej porze roku ale zaspokoiłem głód. Lis który zabił lisicę na pewno tu był,czułem jego zapach.
-Lis!-wykrzyknął w którejś chwili człowiek.
Rzuciłem się biegiem za zapachem. Ludzie mnie nie gonili. Co za szczęście. Zapach był coraz bledszy ale szedłem. Dotarłem do jezdni. Jechały tu samochodu. Przebiegłem przed jednym z nich.
-Co to jest?!-krzyczał człowiek kiedy ja już się skryłem w krzakach jeżyn. Nie zauważalnie przemknąłem przez krzaki. I poznałem. Zapachy było coraz mniej A to dobra wiadomość. Byłem bardzo bliski lisa. Nagle potknąłem się i kamień i skoczyłem się z górki. Wpadłem prosto w łąkę konwali. Białe i fioletowe kwiaty zasypały mnie całego.  Kiedy wstałem z miękkiego podłoża dotarł do mnie ich wspaniale słodki zapach. Na całym futrze miałem  ich płatki. Otrząsnąłem się. Łąka była przepiękna. Wszędzie było widać tylko biel i czasem fiolet. Zachodziły słońce i łąka wyglądała jeszcze piękniej. Rozkoszowałem się tym zapachem tak długo jak mogłem. Było tu tak pięknie. Postanowiłem się tu przespać. Nawet jeżeli jakiś nieproszony gość tu przyjdzie,zapach konwali zamaskuje mój własny. Szybko wykonałem notkę ale na tyle dużą żebym mógł się tylko przespać.
***
Obudziłem się o samym poranku. Czas odnaleźć mordercę. Wyszedłem z wykopanej norki. I proszę lis. To on zabił lisicę. Tak pachniał. Teraz nadszedł czas na finalne starcie. Skończyłem na lisa. Ok starał mi się wyrwać ale się nie udało. Przyszło ludzie na zbiegowisko. Jeden z nich miał strzelbę. Strzelił w lisa A ja uciekłem. Biegłem bez przerwy.
***
A końcu w domu. Nareszcie mogę zająć się innymi sprawami. Teraz jednak będę bronił naszego honoru....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.