wtorek, 23 maja 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Idąc przez las, zacząłem zastanawiać się nad naszym zwariowanym i niespokojnym życiem. Czy na prawdę nie możemy się obejść bez prób zamordowania kogokolwiek?
Gdy dotarłem na polanę, gdzie jak można było przypuszczać, przebywała moja córka, głaz od drzewa był odsunięty. Poczułem, jak  moje serce zaczyna bić szybciej. ' Cooo znowu... - pomyślałem dobiegając do kryjówki.
- Lizzie? -  Krzyknąłem nasłuchując. Żadnego odzewu.
Wszedłem do środka i poczułem uderzający chłód. W pierwszym pomieszczeniu powywracane świeczki, połamany stolik.. Zupełnie jakbym nie wchodził do drugiej nory, ale na plan filmu akcji po zagranej scenie bijatyki.
Zwróciłem uwagę na nasze wspólne zdjęcie leżące na podłodze ze zbitym szkłem w środku.
Nagle z dalszej części nory usłyszałem płacz. Podeszłem do jednej ze ścian i znajdując odpowiedni kamień, wyjąłem spod niego mały nóż. Odetchnąłem jeszcze raz i powolnym krokiem, najciszej, jak potrafiłem podeszłem do futryny.
Moim oczom ukazała się leżąca na środku Elizabeth. Żyła, ale była bardzo roztrzęsiona.
- Lizzie. - szepnąłem puszczając nóż. Ulżyło mi, że jest cała.
Odwróciła się i gdy tylko mnie zobaczyła, podbiegła i, mocno mnie przytuliła.
- Tato.. Tatusiu. - załkała.
Przytuliłem ją czule.
- Jesteś bezpieczna. My z mamą też. Przyszedł do nas Morpheus i uratował nas...
- Wiem.. Jego lisy zjawiły się tutaj i walczyły z tymi czarnymi..
Chwila.. Jakimi czarnymi...

Lizzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.