Co do...
Przecież przed chwilą było tak spokojnie, niemalże spokój był niezmącony, a teraz to?
Zerwaliśmy się do biegu, chcąc zbiec przed ludźmi i ich psami. A może nie ludźmi. Po minie Fulco wiedziałam, że coś jest mocno nie tak. Znaczy, bardziej nie tak niż być powinno.. Uhh, sama już się mylę. Po prostu trzeba było wiać.
- Ace! - krzyknęłam w biegu. - Co to za ludzie?!
- To nie ludzie! - odkrzyknął. Był wyraźnie zestresowany.
- Co w takim razie? - parsknęłam z niedowierzaniem.
Pies sam z siebie raczej by nie zaatakował.. Coś tu było naprawdę mocno nie tak. Z większością tych dzikich byliśmy w dobrych stosunkach, a fakt faktem, ten nie śmierdział człowiekiem.
W końcu udało nam się schować jednej z jaskiń. Lizzie udało się wbiec do środka, jednak pies był już zbyt blisko, żeby nam udało się schować i jednocześnie zamknąć.. Ku sprzeciwie córki przetoczyłam ciężki kamień, który zasłonił wejście. Byliśmy zdani na łaskę lub niełaskę psa. Zamknęłam oczy, kiedy on znalazł się przy nas. Czy to tak będzie wyglądała moja śmierć...?
Ace? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.