poniedziałek, 8 maja 2017

Od Pelikara - "Kiedy zawieje dziki wiatr"

Tego dnia zacząłem tłumaczyć jakąś wyjątkowo zagmatwaną księgę, mimo iż miałem doświadczenie w takich sprawach tym razem ledwo co tłumaczyłem. Każde słowo przychodziło do mnie z wyjątkowym trudem...
Złapałem za podartą pożółkłą już ze starości kartkę, wyrysowane na niej runy powinny mi pomóc w samym odczytywaniu starożytnych zapisków. Położyłem ją obok tekstu i... nic, 'znaczki' nie 
zgadzały się. Zastrzygłem zezłoszczony uszami, zdając sobie sprawę, że dostałem do przetłumaczenia coś co było poza moimi umiejętnościami. 
 - Lepiej wyjdę, może ochłonę i będzie mi się później lepiej myślało... - mruknąłem cicho, podnosząc się. Wyszedłem z norki-biblioteki i ruszyłem na spokojnie zapowiadający się spacer. Tyle, że pozory mylą!
Postanowiłem przejść się wzdłuż rzeki, ponieważ jej szum działa na mnie uspokajająco i istnieje możliwość, że upoluję jakąś zabłąkaną rybeńkę... Zacząłem dreptać po brzegu tak, że raz na jakiś czas zimna woda obmywała moje łapy. Tego dnia Sun musiała być wyjątkowo zadowolona - Słońce grzało dzisiaj i temperatura wynosiła około 17°C jak to ludzie mówią, a w ogóle to ciekawe czy człowieki wieżą w Moona i w całą resztę. Pewnie nie, ponieważ powinni mieć własnych przypominających ich, tak jak my mamy lisy, oni mają ludzi, nawet logiczne...
Podczas gdy tak rozmyślałem udało się mi dojść aż w okolice Rzecznej Jaskini, w której jak plotka głosi - straszy. Uśmiechnąłem się na tą myśl, już od dawna przestałem wierzyć w duchy i w inne straszydła. Zaśmiałem się, tak przecież szczeniaki zastraszają swoje rodzeństwo...
Niestety śmiejąc się przez chwilę byłem tak nieuważny, że oparłem łapę na niestabilnym kamieniu, przez sekundę balansowałem z niemym krzykiem przerażenia, by po chwili wpaść do lodowatej wody. Starałem się walczyć, ale w pewnym momencie przypomniało mi się, że niewolno tego robić - walka z wodą jest bezsensowna; trzeba się jej oddać, to znaczy starać się mieć pysk nad wodą, ale nie machać łapami chlapiąc we wszystkie strony.
*
Poczułem mocne uderzenie w tył głowy, obudziłem się. Znajdowałem się w Rzecznej Jaskini, a przynajmniej powinienem w niej być, ponieważ z czego co wiem to tu prowadzi rzeka...
Uff nie straciłem logicznego myślenia. Wstałem jednocześnie wykasłując resztki wody z płuc, trochę się jej nazbierało, ale przeżyłem.
 - Kto tam? - w pewnym momencie przeszył mnie lodowaty dreszcz, ten głos brzmiał jak jakieś echo i do tego należał do jakiegoś szczeniaka. Odwróciłem się na sztywnych łapach, moim oczom ukazały się szkielety lisów którym nie udało się dotrzeć tu żywymi, na kilku z nich widoczne były jeszcze kawałki futra i mięśni, ale pośród tego wszystkiego wyróżniał się jasny punkcik. "Duch!" - przeszło mi przez myśl, lecz wiedziałem, że muszę logicznie myśleć.
 - Kim jesteś? - zapytałem drżącym głosem.
 - Ja pierwszy się zapytałem! - odpowiedział lisek wokół którego promieniowała biała poświata. Przełknąłem głośno ślinę, muszę przyznać, że bałem się...
 - Nazywam się Pelikar, ale mów mi Milo.
 - Hmm... Twoje imię to Felix! - odpowiedziało stworzenie z wesołym uśmieszkiem na pyszczku. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć, pierwszy raz ktoś to zauważył! Szczeniak miał rację Pelika to z hawajskiego ( czy z czegoś podobnego) Feliks...
 - A kim ty jesteś? - zapytałem, nie wiedzieć dlaczego trochę się rozluźniłem. Lisek nie odpowiedział mi, tylko się odwrócił i zrobił best "Idź za mną", usłuchałem i ruszyłem w ślad za młodym.
Pewnie byłby to spokojny spacerek, ale widok tych wszystkich szkieletów z lekka mnie przerażał.
 - To jestem ja... - samczyk wskazał łapką na jakiś nieduży szkielecik. - To znaczy to byłem ja...
Przyjrzałem się bliżej szczątkom, wyglądały na wyjątkowo stare, jakby najstarsze z całego 'zbioru'.
 - Czyli jesteś... duchem? - rzuciłem baczne spojrzenie mojemu towarzyszowi.
 - Tak... - odpowiedział lisek. - Kiedyś przed wiekami bawiłem się z rodzeństwem i wpadłem do wody która jak widać mnie zabiła.
 - A czemu nie jesteś w zaświatach? -zapytałem się.
 - Nikt mnie nie pochował... - rzekł smutno lisek.
 - To czemu jesteś tu sam? - wskazałem łapą w stronę szkieletów.
 - Nie widzisz ich? - duszek otworzył szeroko oczy.
Nagle przez jaskinię przeleciała jakaś błyskawica, mrugnąłem i w następnej chwili odskoczyłem przerażony. Wszędzie wokół mnie były widoczne lisy ( i nie tylko) otoczone białawą poświatą.
Ich liczba bliska była setki, z czego o zgrozo większość wpatrywała się we mnie.
 - Mam pomysł. - powiedziałem powoli, a duchy zbliżyły się do mnie. - Co powiecie na to, że pochowam was wszystkich?
Po jaskini przeleciała fala radości, wszystkie zjawy utworzyły wokół mnie krąg i zaczęły krzyczeć "Na cześć Pelikara!" i tym podobne.
 - Gdzie was pochować? - zapytałem, a mały lisek znowu kazał mi za nim iść, co oczywiście zrobiłem.
 - Tutaj... - duszek wskazał na połać ziemi. - Woda tu jeszcze nigdy nie dotarła, a kiedyś na sklepieniu była dziura przez którą wpadał tu żwir i ziemi...
Od razu zabrałem się do roboty, to znaczy ja kopałem groby, a zjawy 'wchodziły' w swoje ciała i przenosiły je. Po kilku godzinach praca była skończona, to znaczy został ostatni grób, należący do małego liska.
 - Mam dla siebie dwie wiadomości. - uśmiechnęło się widmo. - Po pierwsze za tamtym kamieniem jest wyjście, a po drugie ja dziękuję Ci w imieniu tych wszystkich duchów którym pomogłeś. - duszek rzucił mi się na szyję, co z jednej strony było pięknym doświadczeniem, a z drugiej było nieprzyjemne, ponieważ przeszedł mnie zimny dreszcz.
 - Nie ma za co... - byłem wzruszony.
 - Ależ jest! Mam dla Ciebie prezent, mi się już nie przyda, ale tobie na pewno. - mały na chwilę zniknął by pojawić się po minucie. - Proszę.
Duszek podał mi ( z trudnością, ponieważ przecież jest zjawą) jakiś turkusowy kamień.
 - Przyda Ci się... - widmo 'weszło' w swoje ciało i położyło się w grobie. - Żegnaj!
Ze łzami w oczach zasypałem ostatni grób, zacząłem się modlić, czułem, że wszystkie dusze trafią
do dobrej strony zaświatów. Po chwili odwróciłem się i zacząłem szukać kamienia o którym mówił duch. Miał racje, wystarczyło przesunąć jeden kamień by utworzyło się przejście, złapałem dany mi klejnot i ruszyłem w drogę powrotną.
Wiecie co? Nie wiem jak, ale kamyk jakoś pomógł mi rozwiązać zagadkę run - ich rozwiązaniem był piękny cytat: "Duchy to wspomnienia, a my je zachowujemy, ponieważ ci, których kochamy nie opuszczają świata" podpisała się Cassandra Clare.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.