sobota, 4 marca 2017

Od Rity

Wczesnym rankiem obudził mnie śpiew ptaków przelatujących nad moją głową. Cały krajobraz puszczy był spowity gęstą mgłą. Leniwie przekręciłam się na drugi bok, spoglądając na krople rosy spływające po źdźble trawy. Przeciągnąwszy się postanowiłam wybrać się na krótki spacer. Nagle poczułam dziwny zapach. Podążając kuszącym tropem przemierzyłam ok. 60 m aż dotarłam do zacienionej, otoczonej krzewami, niewielkiej zajęczej nory. Me nadzieje na znalezienie szaraka zostały bardzo szybko rozwiane, bowiem zwierzę prawdopodobnie wcześniej usłyszało moje kroki i zdążyło uciec. Włożywszy łeb do jamki przez moment stałam nieruchomo gdyż zdawało mi się że coś usłyszałam. Odwróciwszy głowę zauważyłam tylko sójkę wygrzebującą spod suchych liści żołędzie. Niemniej jednak bardzo dokładnie obwąchałam zajęcze legowisko, po czym doszłam do wniosku, że nie ma tu niczego ciekawego i chyba pora wracać. Zawróciłam więc spoglądając na wielkie, smukłe świerki. Nie wiem dlaczego, ale zawsze przyciągał mnie zapach takowych drzew. Było w nim coś niezwykłego. Być może kojarzył mi się z latami młodości, a tym samym z rodziną, której tak bardzo mi brakuje? Jako szczenię często bawiłam się z rodzeństwem w miejscu gdzie rosło wiele świerków. Potem wszystko się zmieniło. Mnie i moje rodzeństwo złapali ludzie. Nie wiem co się stało z rodzicami. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś ich odnajdę i z radością, a nie rozpaczą i tęsknotą, będę wspominać te chwile.
Przeskoczywszy gruby pień przewróconego drzewa byłam już prawie w domu, ale zauważyłam... kałużę. Tak, kałużę. Takiej okazji przepuścić nie mogłam! Całkowicie przemoczona dotarłam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.