- Lizzie... usiądź. - poprosił ją mój partner. Po jego głosie słyszałam, że trochę się wahał.
Elisabeth spojrzała na nas podejrzliwie, po czym ostrożnie podeszła do najbliższego krzesła i na nim usiadła. Zacisnęłam zęby i wbiłam spojrzenie w Fulco. Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy obarczać tą wiedzą małego szczeniaka. To może być po prostu zbyt dużo.
- Musimy porozmawiać. - oznajmił, po czym nie czekając na odpowiedź małej zaczął mówić. - Jak już wiesz, rodzinę tworzą nie tylko rodzice... Jest jeszcze wiele osób, naszych przodków. Twoimi przodkami nie są zwykłe lisy.
- Co przez to rozumiesz, tato? - zapytała, kręcąc się niespokojnie na krześle. Mała wiedziała już o bogach.
- Moim ojcem jest Morpheus, mam również w przodkach Hestrę... A twoja mama Tesuri. - odpowiedział powoli. - Masz szansę stać się nieśmiertelna. Jesteś potomkiem bogów.
***
Postanowiłam wyjść na dwór, przewietrzyć się. Ace właśnie skończył rozmawiać z Lizzie, młoda przyjęła to ze spokojem. Aż dziwne. Było już ciemno. Postanowiłam oddalić się od domu, trochę odpocząć od tego wszystkiego. Czułam jednak, że nie jestem sama. Kto normalny chodzi o tej porze po puszczy?
Coś mignęło mi przed oczami. Lis? Za duże. Wielkości Morpheusa, mniej więcej. Nagle poczułam dość silne uderzenie w tył głowy.
***
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Gdzie jestem? Głowa nadal bolała... Gdzieś z oddali dobiegała mnie rozmowa, dwa męskie głosy. Niestety słów już nie rozróżniałam.
Ace? Ratuj mnie :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.