Uśmiechnęłam się do lisa promiennie, po czym poszłam w swoją stronę, do domu. Zastanawiała mnie jedna kwestia - gdzie on miał rodziców? Przecież każde szczenię ma rodziców, a bądź co bądź, Sangare nie był jeszcze dorosły. Miał zaledwie cztery miesiące. Ja mam mniej, bo dwa, ale ja mieszkam z rodzicami... Dziwne. To przecież niebezpieczne, prawda? No właśnie. Gdybym ja miała szczenię, nigdy nie zostawiłabym go samego. Losy mogły się różnie potoczyć. Kiedy już miałam wchodzić do domu, usłyszałam jego głos.
- Lizzie! Czekaj! - Był lekko zdyszany, najwyraźniej biegł.
Zastrzygłam uszami w jego stronę, po czym się odwróciłam. Faktycznie, czarny przystanął i opuścił głowę w dół, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównomiernym tempie.
Sangare?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.