- A co jeśli utoniemy? - spanikowała ruda zachłystując się wodą.
- Daj spokój. Jestem synem Morpheusa. Nie mogę utonąć. Moja żona też nie. - prychnąłęm.
Zaniepokoiły mnie dźwięki z góry, więc chwyciłem lisicę w pół i położyłem łapę na pysku.
- Cholera, zwiali. - warknął starszy ils.
- I co teraz? - westchnął niepewnie młodszy.
- Teraz musimy ich złapać. Pobiegniemy na koniec tunelu, a kiedy już się tam znajdą, będziemy przed nimi i ich zabijemy.
- Ale co z Panią? Chciała ich żywych.. - młodszy cały czas był spięty, a ich rozmowa zaniepokoiła również mnie.
Jaka Pani? Chcą nas złapać na końcu tunelu, to znaczy, że znów jesteśmy w pułapce. Nie wydostaniemy się pierwsi. Oni już będą tam na nas czekać...
- No to obezwładnimy i zabierzemy spowrotem tutaj. Chodź, weź paralizatory i biegniemy do spichlerzowego jaru. - rozkazał większy lis, a kroki w stronę wyjścia coraz bardziej cichły.
- Wracamy, mała. - uciąłem ciągnąc ją w górę.
- CO? Zwariowałeś, prawda? - zaśmiała się nerwowo.
- Nie, Chazlie. Jestem w stu procentach poważny. Wyjdziemy tamtym wejściem. Nie jest przez nikogo obstawiane.
- Obyś miał rację..
- Uwierz mi, mam. - przytaknąłem pewnie wciągając ją spowrotem do otwartej klatki.
Chazlie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.