piątek, 31 marca 2017

Od Pelikara CD opowiadania Silette

No cóż, moja nieoficjalna dziewczyna jest odważniejsza ode mnie. Mam się zacząć bać...? Na razie chyba nie, ale później? Kto wie.
Przybliżyłem się powoli do truchła niedźwiedzia, mimo iż już nic nie mógł mi zrobić i tak czułem przed nim pewien respekt.
- Co z tym robimy? - zapytałem się niepewnie lisicy kładąc łapy na grubym cielsku.
- Może zapasy? Tyle w tym tłuszczu, że na pół roku starczy...
Kiwnąłem głową na zgodę i zabraliśmy się do przenoszenia mięsa, to znaczy: raz Sil zostawała by pilnować tego co zostało, a ja przenosiłem kawałki mięsiwa do swojej nory ( co dłuższą chwilę trwało), gdy wracałem się zamienialiśmy.
***
Do zachodu słońca było jeszcze gdzieś około trzech godzin, a my 'nie uprzątnęliśmy' nawet połowy zdobyczy. Zacząłem się lekko denerwować, ponieważ według moich obliczeń szansa by jeszcze dziś dwa lisy przeniosły całe mięcho była przeraźliwie mała, ale nie mogłem nic na to poradzić. Musiałem czekać cierpliwie, aż Sil wróci... Nagle usłyszałem jak coś porusza się w krzakach, och przepraszam, nie jedno coś tylko dużo cośków. Wiedziałem, że tym razem będę musiał uciekać... i to szybko.

Silette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.