Walczyć? Szaleństwo.Negocjować? Ten dureń zaciśnie szczęki na moim karku zanim zdąę cokolwiek powiedzieć. Uciekać? To chyba najrozsondniejsza decyzja. Modlić się? Nie zamierzam.
Poddać się? Nigdy w życiu.
Moja ofiara poszłaby na marne, ruda, o ile jeszcze żyje i tak umrze, a Lizzie zostanie sierotą.
- Wybacz, Faster. Ale dziś obejdziesz się bez mięsa lisa. - niemalże warknąłem uskakując pod nim i dezorientując go. Wybiegłem na prostą i pognałem na tyle, na ile pozwoliły umięśnione łapy.
Próbował mnie złapać? Nie. I to w tym wszystkim chyba najbardziej podejżane. Może chciał żebym przeżył? Szykował dla mnie coś gorszego?
Wbiegając w dolinę, do moich nozdrzy trafił znajomy, wyrazisty zapach. Zatrzymałem się i rozejrzałęm na boki. Wyczułem go mimo, że najwyraźniej ktoś próbował go zamaskować. Ten ktoś nie wiedział, że im dłużej lisy przebywaą w swoim towarzystwie, tym lepiej czuj ą obecność tej osoby. Pomógł też niezawodny, wyostrzony węch odziedziczony w spadku przez moją nieziemską familię. Poczułem woń mokrego futra... ale nie zwykłego mokrego futra jakiegokolwiek zwierzęcia. To był ten zapach, który towarzyszył mi przez pierwszą noc spędzoną z Chalize. Z odrobiną... miłości? Tak tak. Głupio to brzmi, ale w głowie ułożył mi się szlak z linii zapachowej wiodącej w odległe jaskinie. Był on koloru jaskrawoniebieskiego, a oplatał go właśnie taki cienszy.. różowy.. Sznurek? Zawahałem się przez krótką chwilę. Co mam zrobić? Czy to nie podstęp? Ale jeśli moja narzeczona jest gdzieś tam, to zrobię wszystko, żeby razem ze mną wróciła do domu.
Chazlie? przepraszam, że tak długo :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.