-Bardzo Ci współczuję. Na pewno nie było Ci łatwo wychowywać się bez rodziny.-powiedziałam spoglądając na lisicę.
-Chodź ze mną, chciałabym Ci coś pokazać.-wstałam z trawy.
Alegoria zdawała się przez moment wahać.
-No chodź, nie pożałujesz...-zachęcałam.
Po krótkim namyśle lisiczka zgodziła się i razem pobiegłyśmy przez las. Mknęłyśmy niczym strzały czując jak wiatr delikatnie muska naszą sierść. Po kilku minutach dotarłyśmy na słoneczną, kwiecistą polanę.
-Ależ tu pięknie!-wykrzyknęła Alegoria otwierając szeroko oczy.
-Wiedziałam że Ci się tutaj spodoba...-odparłam nieco zdyszana-zawsze przychodzę tu gdy mam gorszy dzień. To miejsce ma chyba jakiś niezwykły dar. Gdy tu jestem zwykle poprawia mi się humor.
Przycupnęłyśmy w cieniu wielkiej, rozgałęzionej, kwitnącej magnolii rosnącej nad brzegiem rzeki. Drzewo odbijało się w gładkiej tafli wody. Wiatr lekko poruszył gałęzią i śnieżnobiałe kwiaty powoli opadły na trawę pod naszymi łapami. Alegoria westchnęła przymykając oczy, a ja oparłam głowę, o pień. Upał nieco dawał się we znaki. Zerknęłam na brzeg i chyba obydwie pomyślałyśmy, o tym samym. Wymieniłyśmy się z Alegorią spojrzeniami.
-To co, skaczemy?-spytałam.
Alegoria kiwnęła głową.
Wpadłyśmy do wody z wielkim pluskiem. Po chwili nasze futra były całkowicie przemoczone, ale nie przeszkadzało nam to.
-O, rany! Zachowujemy się jak szczenięta!...-Alegoria parsknęła śmiechem.
-No, może trochę... Odrobina szaleństwa nam nie zaszkodzi.-odparłam wychodząc z wody.
Cieszę się że poznałam Alegorię. Wiedziałam że mogę jej zaufać.
(Alegoria?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.