Westchnęłam ciężko i opadłam na oparcie krzesła. Bogowie, ja tylko chciałam spokojnego życia... Bałam się. Jak mamy o tym powiedzieć Lizzie? Ma już dwa miesiące. Poza tym, nie byłam zbytnio zadowolona z tego, że moją prababką jest, za przeproszeniem, boska kurtyzana.
- Świetnie. - parsknęłam. - No po prostu świetnie.
- Mogło być gorzej. - mruknął Fulco. - Mogło. Nieśmiertelność to dość fajna sprawa.
- Nie. - przerwał mu Morpheus. - Nie wiesz, jakie to uczucie widzieć śmierć swojej kochanki i nie móc z tym nic zrobić. Nie wiesz, jak to jest patrzeć, jak twoje dzieci umierają. Nie wiesz, jak to jest chcieć zakończyć ten cholerny żywot i nigdy się tego nie dowiesz. Więc z łaski swojej, nie wypowiadaj się.
Zamknęłam oczy. No fajnie, naprawdę fajnie. Wspominałam już, że chcę spokojnego życia? Tymczasem właśnie się dowiedziałam, że w moim drzewie genologicznym jest bóg, a właściwie bogini. Szkoda, że nie odziedziczyłam po niej urody.
- Więc... - zaczęłam, szukając słów. - Jak wygląda to stawanie się nieśmiertelnym?
- Zamierzacie robić więcej dzieci? - mruknął Morpheus.
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.