-Nie tak łapczywie... Dzieci, zaraz się zakrztusicie...-upomniała nas Rita w trakcie obiadu.
-Oj, mamo...-mruknąłem przełykając wielki, soczysty kawałek mięsa.
-Czemu zawsze jemy zająca?-spytała Morgenstern.
-Bo najłatwiej jest go złapać...-odparła Rita.
-Hm, to może spróbujemy upolować razem sarnę?-wtrąciła siostra.
-Obawiam
się że to nie będzie takie łatwe. Złapanie tak wielkiego i silnego
zwierzęcia to nie lada wyzwanie, nawet jeśli poluje się w
grupie.-stwierdziła mama.
Po posiłku Rita pozwoliła nam wyjść na dwór. Wybiegliśmy na trawę, turlając się przez chwilę.
-Nie złapiesz mnie!-rzuciła Morgenstern pędząc w stronę polany.
-A właśnie że złapię!-zawołałem.
Biegłem za nią, aż do momentu gdy skoczyła w wysoką trawę. Stanąłem zastanawiając się co mam robić dalej.
-Morgenstern?
Jesteś tu?-powoli zacząłem wchodzić między chaszcze. Na moje pytanie
nikt nie zareagował. Powtórzyłem więc je. Nagle zauważyłem poruszające
się trzciny. Ruszyłem w ich stronę. Ku memu zdziwieniu wcale nie była to
moja siostra tylko...Bażant! Ptak spłoszony poderwał się do lotu.
Wystraszony odskoczyłem tył. Po chwili z trawy wyskoczyła Morgenstern.
-O, rany! Jaki on wielki!-wykrzyknęła spoglądając na odlatującego bażanta.
Widzieliśmy
tylko jego długi, kolorowy ogon. Muszę przyznać że nigdy wcześniej nie
miałem do czynienia z tak niesamowitym zwierzęciem (no, może z wyjątkiem
żubra i bobra, które spotkaliśmy wcześniej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.