-Skoro list nakazuje nam się tam udać to musi być tu gdzieś jakaś mapa. - mruknęłam.
Lis tylko kiwnął głową, miał przez cały czas zmrużone oczy. Opierał się o skałę, sprawiał wrażenie bardzo słabego. Byłam zbyt zdenerwowana skarbem i tym wszystkim, że nie zwróciłam uwagi na stan R. Dopiero po chwili doszło do mnie, że z lisem jest coraz gorzej. Podbiegłam do niego i ostrożnie dotknęłam łapy, a on wydał z siebie przerażający ryk.
-Piecze. - wykrztusił i upadł na ścianę.
-Nie wygląda to dobrze. - stanowczo pokręciłam głową. - Nie ma opcji, abyśmy poszli do tamtej świątyni. Trzeba znaleźć jak najszybsze wyjście stąd i zapomnieć o tym, co tu widzieliśmy. Potrzebujesz pomocy lekarskiej. - rzekłam pewnie. Wiedziałam, że muszę zachować zdrowy rozsądek, bo sytuacja robiła się coraz bardziej poważna.
-Chodźmy do tej Świątyni. To jest dość ważna sprawa, nie uważasz? - mówił cicho, najwyraźniej było mu ciężko.
-R., nie rozumiesz, że musisz otrzymać pomoc medyczną? Ja się na tym nie znam, tutaj nie ma nawet żadnych roślin, tak to mogłabym znaleźć jakieś lecznicze zioła i owinąć Twoją łapę, przynajmniej ukoiłabym ból, który najwyraźniej się nasila.
R. powoli tracił przytomność. Rana wyglądała dośc poważnie. W tym momencie przypomniała mi się pewna historia z młodości.
-Moja opiekunka, stara i mądra lisica opowiadała mi historię pewnego lisa, który znalazł skarb, choć potem odkrył coś znacznie cenniejszego.
"Żył niegdyś pewien lis, odważny i jakże mężny. Wierzył w skarb i wiele lat go poszukiwał. W końcu, po długoletnich wędrówkach znalazł to, o czym tak marzył. Pełno klejnotów, złotych kielichów, świeczników i biżuterię oraz tysiące błyszczących monet. Jednak znalazł list, w którym zabroniono mu ruszać drogocennych przedmiotów. Skrawek papieru nakazywał mu udać się do jakiejś świątyni. Posłuchał się, na szczęście. Dotarł tam i odkrył coś znacznie bardziej wartościowego. Piękną lisicę i mapę do ogromnej jaskini, która położona była w najbezpieczniejszej, najpiękniejszej i najbardziej obfitej w bogactwa naturalnej krainie. Okazało się, że tego pragnął najbardziej. Stworzył z nią rodzinę i żył długo i szczęśliwe. Legenda głosi, że jeżeli ktoś dotrze do ów świątyni, tam będzie to, czego najbardziej się potrzebuje.
-Wiem! - krzyknęłam po wypowiedzeniu legendy. - Tam musi być lek, jeżeli ta legenda to prawda. - powiedziałam pewnie.
-A masz jakąs pewność, że to nie są żadne bujdy? - mruknął.
-Nie, ale co innego możemy zrobić? Skoro nie ma stąd drogi do domu? - powiedziałam.
Wyjęłam dwie fiolki z kolorowym płynem. Jedną wcisnęłam R. - była to fiołka nadziei. Sama wypiłam Czerwone Wino, aby jak coś ulegać R. Wiedziałam, że muszę mu zawsze pomagać. Potem dopiłam fiolkę odwagi, aby mi jej nie zabrakło.
-Ruszamy? - szepnęłam do słabnącego lisa.
R.?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.