poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Lori C.D opowiadania Brooke'a

Promienie słoneczne zaczęły nacierać na moje biedne zamknięte oczka, w naturalnym odruchu machnęłam łapą jakby światło było natrętnym komarem, lecz oczywiście ten gest nie przeszkodził 
w odgonieniu blasku.
 - Sun, wygrałaś, już wstaję... - mruknęłam cicho, jednocześnie przeciągając się. Mój mąż jeszcze odsypiał wczorajszą szaloną noc, a ja uśmiechnęłam się lekko. Nie miałam zamiaru go budzić, 
ale w końcu becie nie wypada późno wstawać... Do mojej pustej głowy przyszedł wielkimi krokami pewien pomysł na obudzenie mojego partnera - oblanie go zimną wodą z jeziora. 
Wyszłam spokojnie z norki i złapałam za stojące obok wiaderko, myśl o 'niespodziance' jaką zrobię Brooke motywowała mnie, więc nie powstrzymało mnie burczenie w żołądku który najwyraźniej zapomniał o wczorajszej kolacji. 
Korzystając z tego, że nikt mnie nie obserwował nabrałam trochę wody do wiadra, oczywiście ta czynność nie odbyła się bez wpadek. Po krótkiej chwili cała przemoczona złapałam rączkę prawie, że pustego 'naczynia'. Na nieszczęście właśnie w tym momencie usłyszałam jak samiec wychodzi moim śladem z legowiska, jego krok był jeszcze dosyć niepewny, ale widać było, że lis chyba domyślił się mojego planu. 
 - Witaj kochanie! - przywitałam się doskakując do Brooke'a.
 - Dobry dzionek! - poczułam jak mój mąż delikatnie opiera o mnie głowę, ale czując, że mam mokre futro błyskawicznie ją odsunął.
 - Chyba jest jakiś minus mieszkania przy jeziorze, teraz pewnie co ranek będziesz do niego wskakiwała, a potem nie ostrzegała, że jesteś mokra... - uśmiechnął się, ale widać było, że był chyba jeszcze zbyt zmęczony by wyjść z ciepłego legowiska.
 - To ja coś upoluję na śniadanie... - powiedziałam tonem który nie znosił sprzeciwu, Brooke otworzył pyszczek by zaprzeczyć, ale zanim cokolwiek dodał, zdał sobie sprawę z brzmienia 
mego głosu. Dałam długiego susa w pobliskie krzaki, próbując wywęszyć jakąś zwierzynę, ale to chyba nie było wykonalne - do moich nozdrzy dochodził jedynie słodki zapach pobliskich kwiatów. Muszę przyznać, że było w nim coś hipnotyzującego, więc mimowolnie porzuciłam zamiar zaatakowania jakiegoś niespodziewającego się niczego szaraczka na rzecz skoczenia pomiędzy wspaniałe rośliny. Jak pomyślałam tak zrobiłam, więc już po chwili tarzałam się w białych płatkach.
Musiałam stracić poczucie czasu, ponieważ w pewnym momencie w którym trzymałam jeden
z kwiatków wyjątkowo blisko swojego pyszczka, usłyszałam głos mojego już wypoczętego partnera. Poczułam się jakbym była obudzona z jakiegoś transu, co za skutkowało... przypadkowym połknięciem rośliny.

Brooke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.