niedziela, 4 czerwca 2017

Od Floxii C.D opowiadania Silette

Oglądnęłam się wokoło, rozkoszując się przepięknym krajobrazem. Mimo, że czułam się niepewnie chciałam tu zostać choćby po to, żeby podziwiać naturę. Na bagnach co jakiś czas pojawiała się kępka kolorowych, nieznanych kwiatów, pachnących jak miód. Zauważyłam, że im dalej szłam, tym skupisk pęków było więcej. Omamiona brnęłam jeszcze i jeszcze, za mną podążała Silette w podobnym stanie, co ja. W końcu oddaliłyśmy się od bagien i wylądowałyśmy na przecudownej polanie, z tą tylko różnicą, że zamiast trawy otaczały nas naręcza kwiatów różnego rodzaju. Wszystkie zapachy kręciły mi się w nosie, tylko obracałam się i nasycałam wzrok. Nagle moje patrzałki ujrzały jeden, malutki skrawek odsłoniętej, gołej ziemi. Nawet zielsko wszędzie-rosnące oszczędziło ten kącik. Na siedlisko wybrało go sobie coś innego, dziwnego, kuszącego. Podeszłam bliżej. Grzyb? Na to wyglądało, chociaż na kapeluszu miał wzory, jakich świat nie widział. Nie wszystkie grzyby są trujące... Podobno jest całkiem sporo takich, które i lisy mogą jeść, o ile wcześniej dobrze je przygotują! Jeden kęs nie zaszkodzi - bałamucił mnie w głowie głos. Moje zamiary wyprzedziła natomiast towarzyszka, dopiero teraz zauważyłam, że stałą koło mnie. Ja też spróbowałam skrawka kapelusza. O ile na początku poczułam się cudownie, to smakowało niebiańsko, to później zaczęło mi się kręcić w głowie, i to już nie od kwiatków. Obraz rozmazywał mi się przed oczami, a później była tylko ciemność.

Sil? Grzybki halucynki, tajemnicze ziółka, co się z nami stanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.