- Na bogów, nie przejdziemy tego! - pisnęła Lori.
- Powiedziałbym Spokojnie, Ruda, coś się wymyśli, ale nie mogę - westchnąłem - Wszystkie stworzenia uwielbiają logikę, uwielbiają, jak coś jest ułożone chronologicznie. Spróbuję połapać, na czym to tutaj polega.
Usadowiłem się na posadzce i zacząłem uważnie obserwować gwiazdy. Ale po kilku minutach naprawdę zacząłem podejrzewać, że to nie ma żadnego składu i ładu. Niby można przebiec ot tak, ryzykując życie, ale czy to ryzyko nie jest za duże? A co będzie, jeśli mnie albo towarzyszkę dosięgnie jedno ostrze?
- Nie, nie, nie da się tego zrozumieć. Musimy tu poczekać -- stwierdziłem.
- Na co? Przecież prędzej umrzemy z głodu! Nie lepiej będzie przelecieć na chybił trafił i przynajmniej dać sobie jakąś szansę?
- Jak mamy to zrobić, to równie dobrze możemy trochę poczekać. Może coś nam wpadnie...
- Taa, problem w tym, że ja już teraz umieram z głodu. Jak... Czekaj, patrz! - towarzyszka wskazała na jedno ze świateł, które oświetlał nam drogę. Niby nic, bo takie same, ale jak przyjrzałem się bliżej... Było inne, takie same, ale inne. Świeciło jakimś blaskiem, niepodobnym do pozostałych. I wydawało się wskazywać zaciemniony kąt pokoju, który na pozór wydawał się być taki zwyczajny. Bez słowa podążyłem w kierunku tego obszaru, by sprawdzić, co kryje. Ruda po chwili zastanowienia poszła za mną. Okazało się, że ciemność kryje wąski otwór. Popatrzyłem się niezdecydowanie na ową dziurę, ale emanowała czymś, co pchało mnie dalej.
- Wchodzimy? - upewniłem się.
- Tak!
Wepchnąłem się do tunelu. Następne kilka minut spędziłem na czołganiu i coraz mniej mi się to podobało, było całkowicie ciemno, ciasno i duszno. Kiedy miałem powiedzieć, że zawracam ujrzałem gdzieś daleko malutkie światełko. Światełko w tunelu, wypełniające nadzieją i radością.. Moje serce przyśpieszyło, tak jak nogi. Owiało mnie świeżę, zimne powietrze, pachniało lasem. Bez zastanowienia wyskoczyłem przez jasną lukę, rozkoszując się wspaniałym faktem - jestem na powierzchni!
- Udało nam się! - oznajmiłem wesoło całemu światu - Trawa! Drzewa, kwiaty, uciążliwe komary i przepyszne zające, jak dobrze was widzieć! A ty, Lori, kolejny raz jesteś genialna!
- Taak, jesteśmy na górze! - radowała się razem ze mną - Ej, czekaj, rozpoznaję to miejsce, to okolice wrzosowisk. Wiem, jak trafić do domu - dodała, jak już ochłonęliśmy.
- Prowadź!
- Jestem taka zmęczona...
- Ech... A ja jestem taki spragniony mojej norki! Jak nie chcesz iść, to możesz na mnie wskoczyć, bylebyś mnie szczęśliwie doprowadziła - rzekłem. Ruda z chęcią przyjęła propozycję, a po chwili z równym zacięciem poganiała.
- Wiesz, co robi koń, jak jest rozeźlony? - spytałem - Nie? To trzymaj się mocno, bo zobaczysz!
Spróbowałem symulować coś w rodzaju wierzgnięcia, co spodobało wyrzucenie lisicy ze grzbietu. Wylądowała na miękkiej trawce przed moim nosem, z niesmakiem na mordce rzuciła:
- Kto cię ujeżdżał?!
Głośno się zaśmiałem, ale koniec końców pomogłem jej wstać. Właśnie wtedy zza krzaków wyłoniła się kolejna, ruda lisica - Chalize, alfa naszego stada.
Loriii? Asz, jakie długie wyszło! ♥
- Wchodzimy? - upewniłem się.
- Tak!
Wepchnąłem się do tunelu. Następne kilka minut spędziłem na czołganiu i coraz mniej mi się to podobało, było całkowicie ciemno, ciasno i duszno. Kiedy miałem powiedzieć, że zawracam ujrzałem gdzieś daleko malutkie światełko. Światełko w tunelu, wypełniające nadzieją i radością.. Moje serce przyśpieszyło, tak jak nogi. Owiało mnie świeżę, zimne powietrze, pachniało lasem. Bez zastanowienia wyskoczyłem przez jasną lukę, rozkoszując się wspaniałym faktem - jestem na powierzchni!
- Udało nam się! - oznajmiłem wesoło całemu światu - Trawa! Drzewa, kwiaty, uciążliwe komary i przepyszne zające, jak dobrze was widzieć! A ty, Lori, kolejny raz jesteś genialna!
- Taak, jesteśmy na górze! - radowała się razem ze mną - Ej, czekaj, rozpoznaję to miejsce, to okolice wrzosowisk. Wiem, jak trafić do domu - dodała, jak już ochłonęliśmy.
- Prowadź!
- Jestem taka zmęczona...
- Ech... A ja jestem taki spragniony mojej norki! Jak nie chcesz iść, to możesz na mnie wskoczyć, bylebyś mnie szczęśliwie doprowadziła - rzekłem. Ruda z chęcią przyjęła propozycję, a po chwili z równym zacięciem poganiała.
- Wiesz, co robi koń, jak jest rozeźlony? - spytałem - Nie? To trzymaj się mocno, bo zobaczysz!
Spróbowałem symulować coś w rodzaju wierzgnięcia, co spodobało wyrzucenie lisicy ze grzbietu. Wylądowała na miękkiej trawce przed moim nosem, z niesmakiem na mordce rzuciła:
- Kto cię ujeżdżał?!
Głośno się zaśmiałem, ale koniec końców pomogłem jej wstać. Właśnie wtedy zza krzaków wyłoniła się kolejna, ruda lisica - Chalize, alfa naszego stada.
Loriii? Asz, jakie długie wyszło! ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.