- Ace.. - ruda spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma.
- To już? - zażartowałem przewracając oczyma, ale widząc to, jak poważnie wygląda, zwątpiłem. - Nie żartuj. - prawie warknąłem patrząc na Znachora.
Wyczułem narastającą we mnie panikę.
Pokiwała znacząco głową ciężko dysząc.
- Jezu, Chalize. - rzuciłem i podbiegłem do starego lisa chwytając go za ramiona. - Znachor, ratuj ją! Ona rodzi! - krzyknąłem coraz mocniej potrząsając łapami.
- Uspokój się, Fulco, bo inaczej będę musiał cię wyprosić za drzwi. - sprowadził mnie na ziemię. - Muszę podłączyć aparaturę, będziesz trzymał mi kable.
- Dobrze. - odetchnąłem wydychając z siebie stres. - Zaczekaj, ruda. Tylko nigdzie nie odchodź
- A gdzie miałabym się niby ruszyć? - burknęła coś w tym stylu, a ja wyszedłem na tyły.
- Masz. - usłyszałem huk przewracanych sprzętów w dużej komórce. Trzask. Coś się zbiło. Jakieś ustrojstwo pisnęło. Cholera. Zaklął lis.
Chazlie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.