Szliśmy w milczeniu. Było mi głupio, że dałam się zaskoczyć.
- Przepraszam... - mruknęłam.
- Za? - zdziwił się Ace.
- Za to, że musiałeś po mnie biec. I ratować mi skórę. - Wbiłam spojrzenie w ziemię.
- I tak nie miałem nic pożyteczniejszego do roboty. - Wzruszył ramionami, pozbawiając mnie punktu podparcia. - Wybacz. - poprawił się i znów mogłam się na nim oprzeć.
Zastanawiałam się, czy Fulco w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, że uratował mi życie, czy to był tylko skutek uboczny wymierzenia kary. I czy w ogóle to coś dla niego znaczy. Przecież sam stwierdził, że życie drugiej osoby jest mniej ważne niż podłoga w jego norze. Zresztą, chora łapa u lisa to już wyrok. Nie może biegać, polować. A ile można ciągnąć na zieleninie?
- Już jesteśmy. - oznajmił Ace, stając przed moją norą. - Mogę ten jeden raz pomóc ci to znieść na dół. Położyć na korze?
- Uhm. - potwierdziłam i ostrożnie usiadłam na ziemi.
Lis jednym ruchem znalazł się w środku i chwilę się tam kręcił, po czym wyskoczył tuż obok mnie.
- Masz całkiem akceptowalne łóżko... Coś ci jest? - zapytał, widząc moją smutną minę.
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.