Lekko zmarszczyłem czoło patrząc a umykającą psu lisicą. Jest szybsza. Nie da rady jej dogonić. To była okazja dla mnie. Czmychnąłem czym prędzej w stronę... No właśnie. Gdzie mogła pobiec ona?
Jasne. Na pewno tam. Tam jest najbezpieczniej.
Okrężną drogą potruchtałem do schronu w drzewie. Nie słyszałem żadnych niepokojących odgłosów. Odchyliłem niestarannie zasłonięte drzwi z kory uśmiechając się szeroko. Jest tutaj. Otworzyłem właz w ziemi i wszedłem do środka.
Poczułem dobrze znaną mi osobę.
- Dlaczego siedzisz po ciemku? - mruknąłem miłym głosem i podszedłem do regału dodając pomieszczeniu nieco światła.
- Nie wiedziałam jak zapalić. - wytłumaczyła się.
Wypuściłem powietrze z płuc. Wreszcie mogłem zrobić porządny oddech.
- Jesteś. - uśmiechnąłem się w jej stronę. Przytruchtałem do niej i zanim zdążyła zaprzeczyć, mocno przytuliłem.
- Jak widać. - mruknęła nieco ściśnięta.
- Martwiłem się. - wyznałem nie puszczając rudej ani na chwilę.
Chalize?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.