poniedziałek, 31 lipca 2017

Lis miesiąca!

Lisem miesiąca zostaje...

Ice!

Gratulacje, Ice!

niedziela, 30 lipca 2017

Rita odchodzi

Rita odchodzi, wszystkie jej postacie zostaną usunięte. Powód: sprawy prywatne.
Jesteś taką godziną, która już nie wróci,
Zapomnianym uśmiechem, który bardzo smuci,
Stosem listów pożółkłych w głębinie szuflady,
I wspomnieniem, na które nie ma żadnej rady.
Pamiętaj - nasz blog będzie zawsze otwarty, gdybyś miała chęć powrócić!

piątek, 21 lipca 2017

Od Lizzie do kogoś (?)

Tego dnia, Znachor wysłał mnie po jakieś zioła, które miałam dla niego zebrać. W tym celu udałam się do pobliskiego lasku, gdzie mogłam znaleźć tylko kilka z nich... potem miałam pójść na polanę, a później na mokradła. Eh, cholera. Znowu musiałam się nałazić, tym razem nie tylko po lesie, a także i po dalszych terenach. Nie tracąc czasu, powoli skierowałam się do mojego pierwszego "miejsca łowu".
Po przekroczeniu pierwszej linii drzew, zaciągnęłam się zapachem żywicy. Mmm... Uwielbiałam ten zapach. Dużo lepszy niż zapach tych całych mokradeł. Schyliłam pysk do poziomu runa leśnego w poszukiwaniu tych całych ziół. Nie jestem żadnym psem tropiącym, żeby tak cały dzień chodzić  z głową w dół... W końcu natknęłam się na niewielki krzaczek. Ehh, to tylko jeden z dziesięciu gatunków, które muszę zebrać.

Ktoś?

Od Chalize CD opowiadania Ace

W końcu się obudziłam z tego snu... Nie pamiętam już, co mi się śniło. Nie pamiętam, ile spałam. Dlaczego właściwie spałam..?
- Ace? - szepnęłam, jednak nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.
Gdzie oni wszyscy się podziali? Wyszłam z nory i rozejrzałam się wokół, jednak nikogo tam nie zastałam. Szybko jednak musiałam wrócić do legowiska, gdyż Maroon i Horizon zaczęli domagać się głośno jedzenia. Czego się nie robi dla dzieci.. Ułożyłam się wygodnie w kącie nory i przycisnęłam do siebie ich dwa, małe ciałka. Cicho pisnęłam, kiedy Horizon złapał mocniej za sutek tymi małymi igiełkami, które nieraz bolały mocniej niż zęby dorosłego lisa. Po ich skończonym posiłku, ostrożnie wyniosłam je poza legowisko i wylizałam brzuszki, żeby ułatwić im strawienie posiłku.
Nadstawiłam uszy, jednak początkowo nie usłyszałam nic. Dopiero potem usłyszałam czyjeś kroki.

Ace?

wtorek, 18 lipca 2017

Od Ice

Dziś jest pierwszy dzień w którym dołączyłam do stada. Siedziałam nad rzeką i rozmyślałam
- Czy jestem tu jedynym polarnym lisem? -spytałam sama siebie
Polarne lisy nie występują w ciepłych krajach, co jeśli przez to umrę?
Po jakimś czasie siedzenia i rycia łapą w ziemi, usłyszałam kroki, odwróciłam się i zobaczyłam skradającego się lisa. Najwyraźniej chciał mnie przestraszyć.
Spojrzałam się na niego pytająco.
- Kim jesteś? -warknął
- Kim TY jesteś -powiedziałam
Nagle odwrócił się i zaczął biec, sama nie wiem dokąd. Miałam za nim biec? Pobiegłam, aż poczułam lekkie ukucie, wtedy przewróciłam się i zostałam tam nieprzytomna.

~~~~

Obudziłam się w jaskini, były tam lisy i rozmawiały, zobaczyłam też tam lisa który się do mnie skradał. Wstałam, strasznie kręciło mi się w głowię,
- Nie, nie, nie, nie - powiedział jakiś samiec podbiegając do mnie - Połóż się -powiedział popychając mnie łapą na ziemię.
Niestety nie wiedziałam co się ze mną stało. Po jakimś czasie, dowiedziałam się ze jestem u medyka.

~~~

Po godzinie zaczęłam słabnąć, przez brak chłodu, a lis zauważył to.
Szybko podbiegł do mnie i kazał komuś po coś pójść, wtedy zemdlałam.
Przez to, ze zemdlałam, nie mogłam do wiedzieć się po co on poszedł.
Mam nadzieję ze nie umrę, mam bardzo wielką nadzieję.

Jakiś samiec?

Nowy lis!

Powitajmy na terenach naszego stada Ice!


piątek, 14 lipca 2017

Od Pelikara CD opowiadania Lizzie

Po ostatnim czasie ostatnią rzeczą na którą miałbym ochotę było oglądanie przyszłości, Szkoda, że na dodatek te wszystkie przekazy są tak niejasne, że można je zrozumieć zupełnie na opak! Ech, szkoda słów... W sumie to im szybciej to mnie tym lepiej, no dobra teraz moja kolej...
Ciemność, a w niej niewyraźne obrazy. Jakieś tajemnicze postacie? Tak, widać ich świecące się w mroku oczy. No, całkiem przyjemnie. Wydawało mi się, że szepcą coś do siebie, brać to za zły omen? Nad moją głową coś błysnęło, srebrny Księżyc otoczony wolno snującą się mgiełką. On patrzy, on nas widzi. W powietrzu obok mnie zmaterializowały się dwie lisopodobne postacie, wyglądały jakby były z dymu, naszpikowały mnie swoim spojrzeniem i nieśpiesznie podniosły głowy. Przede mną pojawiły się się jakieś złote schody, dziwne. Coś kazało mi nimi wejść, co zrobiłem bez ociągania. W tym samym momencie w powietrzu rozległo się jakieś dziwne nucenie.
Kto obietnic nie wypełnia,
Jest jak łąka chwastów pełna.
A gdy się rozplenią chwasty,
Jest jak łąka w śnieżnej zaspie..
Zaciekawiony prułem dalej, a nucenie się nasilało z każdym moim krokiem. Nie mogłem jednak przestać. Byłem wciągnięty, musiałem.
A gdy przejdą śnieżne burze,
Jest jak ptak, co siadł na murze.
A gdy ptak się z muru zerwie,
Jest jak jastrząb hen, na niebie...
Przez myśl przeszło mi pytanie "Jakiej obietnicy nie wypełniłem?", ale wnet przypomniało mi się. Z kamiennym wyrazem na pysku ruszyłem dalej. Musiałem przetrwać, nie mogłem się załamać!
A gdy niebo ryknie grzmotem,
Jest jak lew, co siadł pod płotem.
A gdy płot się ugnie z trzaskiem,
Jest jak bat, co grzbiet twój chlaszcze...
Stopień po stopniu, stopień po stopniu. Czy to ma koniec, czy jest w tym jakiś cel? 
A gdy grzbiet ci z bólu ścierpnie,
Jest jak nuż wrażony w serce.
A gdy w sercu krwi nie stanie,
Toś już zimny trup, mój panie!
Zobaczyłem jak schody powoli się rozpadają, nie mogłem zawrócić! Rzuciłem się w górę, czułem, że zaraz zobaczę cel. Czując drżenie i skakałem po kruszejących stopniach. Nagle musiałem zmrużyć oczy, przede mną stała jakaś świecąca złotym blaskiem brama! Skupiłem wszystkie swoje siły by do niej dotrzeć, ale kiedy dzielił mnie ostatni skok schody zapadły się. W ostatniej chwil puściłem się w tamtą stronę...
Otworzyłem gwałtownie oczy, udało mi się? Spojrzałem na stojące obok lisy, czy one też mogły mieć podobne wizje?

czwartek, 13 lipca 2017

Od Lori CD opowiadania Lizzie

Zobaczyłam kątem oka jak młoda alfa osuwa się na podłogę. Posłałam Znachorowi zaniepokojone spojrzenie, bałam się co Lizzie mogła zobaczyć i co gorsza - czy moja wizja też zakończy
się podobnie? Zawsze bałam się przepowiedni i innych takich, więc ich unikałam jak ognia, a teraz? O bogowie, ratunku! Spojrzałam w stronę oczu swojego męża, miałam nadzieję, że on nie denerwuje się tak samo jak ja. Tak bardzo się tym przejęłam, że nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy alfy oglądały swoje wizje, nawet nie zobaczyłam ich reakcji...
 - Twoja kolei... - lis klepnął mnie w plecy nakłaniając do podejścia, moje nogi nawet nie miały siły się zaprzeć, więc już po chwili stałam koło wyroczni.
Co to za muzyka? Czekaj, muzyka... na pustyni?! Nie... To tylko ziarenka piasku o siebie uderzają. Rozejrzałam się dookoła, jedynym punktem na horyzoncie który nie był związany z tą pustką była jakaś ogromna góra. Miałam ochotę tam iść, ale... nagle po niebie zaczęły przesuwać się błyskawicznie niebieskie gwiazdy i tuż koło moich łap przemknęły trzy czy cztery skorpiony. Z ich kolców jadowych kapała trucizna, czułam, że coś dzieje się źle, wyjątkowo źle, ale wizja się nie kończyła. Z wierzchołka tamtej góry zaczął unosić się dym... Nie to nie jest dym, to tylko jakaś dziwna chmura... burzowa. Nie wiedziałam na czym się skupić: horyzont czy mordercze stworzenia? Czułam jak głowa mi powoli pęka, nad moją głową przeleciał jakiś orzeł i ze smętnym jękiem rozpłynął się w... kłębowisku czarnych obłoków. Muzyka piasków powoli nabierała siły nie pozwalając mi się skupić. W pewnym momencie poczułam jak na mój kark spadają krople deszczu i co zwróciło moją uwagę - w miejscu w którym spadały na podłoże błyskawicznie rozwijały się pęki bujnej roślinności, więc już po chwili równina zazieleniła się. Wtem mój wzrok padł na jadowite skorupiaki, nie wyglądały zbyt przyjaźnie... Przyjrzałam się im bliżej, a one... jednocześnie wbiły kolce jadowe w jedno z kwiatów, a to - obumarło.
Otworzyłam błyskawicznie oczy, może nie zasłabłam, ale poczułam jak okropny ból powoli pulsuje w mojej głowie. Znachor już poganiał następnego lisa. Co mogła oznaczać ta wizja?!

środa, 12 lipca 2017

Levi odchodzi

Levi odchodzi. Powód: sprawy prywatne.
Żegnaj, Levi. Będzie nam Ciebie brakowało.

Od Lizzie

UWAGA! POST JEST SKIEROWANY DO WSZYSTKICH LISÓW I NIEODPISANIE NA NIEGO ŁĄCZY SIĘ ZE ZDOBYCIEM JEDNEGO UPOMNIENIA!
A więc to dzisiaj. Dzisiaj miałam się wybrać do tak zwanej wyroczni, pod przewodnictwem Znachora. Lis powiedział, że w jego dawnym stadzie każda młoda alfa musiała tak zrobić - by na własne oczy ujrzeć przyszłość swojego stada. Zgodnie z tradycją, musiały w tym uczestniczyć wszystkie lisy ze stada - bowiem każdy może zobaczyć coś innego. Bałam się, pewnie, że się bałam, ale jednak... musiałam to zrobić. Igranie z własną przyszłością nigdy nie należało do bezpiecznych, a musiałam mieć czas na przygotowanie się do tego wszystkiego. Co, jeśli ujrzę tam coś.. strasznego? Coś, z czym nie będę umiała sobie poradzić? Tego się właśnie cholernie obawiam. Co, jeśli...
Całe stado zebrało się przy wyrwie w drzewach, tuż przy drodze do tak zwanej wyroczni. Właściwie nikt nie wiedział, jak wyglądała sama wyrocznia - nie wolno było na nią spoglądać. Wiem tylko, że całość odbywała się w małej, zaciemnionej jaskini lub norze. Całość miała wyglądać tak, że będziemy widzieli obrazy. Cholera. Stresuję się jak nie wiem co.
Ojciec uśmiechnął się do mnie, najwyraźniej chcąc mi dodać otuchy. Nie powiem, że mi to pomogło, bo nie pomogło. Nadal czułam się zestresowana i zdenerwowana.
- No, już czas. - mruknął Znachor. - Idziemy. Jaskinia nie jest zbyt duża, więc na litość bogów, nie tłoczcie się tam. Na pewno musi tam wejść cały zarząd, czyli... e... Chalize, Ace, Lorianna, Brooke. Tak, chyba tak. Czy kogoś pominąłem? Nie? Świetnie. Za mną. 
Tak więc ruszyliśmy tą wąską, ciemną dróżką po środku lasu. No wręcz bajecznie. Po kilkunastu minutach w końcu doszliśmy do mieszkania wyroczni. Ostrożnie przekroczyłam próg jaskini. Od tego miejsca aż biła moc.. Nim się obejrzałam, znalazła się przy mnie reszta stada, a w pomieszczeniu zapadła martwa cisza. Zamknęłam oczy, a po chwili usłyszałam.. cichy świergot ptaków. Nie był to jednak zwykły świergot - był czysty i melodyjny, wręcz przepiękny.. Chwilę potem przed moimi oczami, a może raczej w środku mojej głowy, wybuchła aria barw - widziałam miliony platynowych gwiazd i dwa lisy, a jednym na pewno byłam ja. Drugi lis.. był nieco niecodzienny. Był większy ode mnie i wyglądał, jak zbudowany z gwiazd. Z tego co zauważyłam, wędrowaliśmy. Dobrze widziałam koniec naszej wędrówki - trzy ogromne jeziora. Było tam tak pięknie... Tylko kim był tajemniczy lis? Upadłam, oszołomiona nagłym końcem wizji.

Ace? Brooke? Harpagon? Pelikar? Enre? Lorianna? Rita? Floxia? Horizon? Maroon? Nelly? Ashley? Valour? Klemens? Nabirie?

sobota, 8 lipca 2017

Od Pelikara do Rity

Od tego momentu powoli mijały tygodnie, ale żal nie znikał. Nie potrafił, po prostu utrzymywał się nie umiejąc odejść, można by to określić mianem przywiązania. Depresja? Nie, nie tym razem, wyszło na to, że po prostu żyłem tym smutkiem, wypełniłem się nim jak puste naczynie. Powiedzmy, że porównam się do kubka, tak tylko, że jak Lao Tsy mawiał "Przydatność kubka polega na tym, że jest pusty" co w "wolnym myśleniu" oznacza, że na razie jedyną rzeczą do jakiej jestem zdolny jest znalezienie tego cytatu...
Odkąd ona została skazana na banicję, na moim grzbiecie spoczął pełny ciężar opieki nad synem. Najgorsze jest to, że nie potrafię mu powiedzieć w cztery oczy, że praktycznie już nie ma matki oraz siostry. Czuję, że coś podejrzewa, ale nie odważył się jeszcze tego wyjawić, a moja historia opowiadająca o tym, że są na długiej wędrówce chyba jeszcze pogłębiła dół który trzeba wypełnić wytłumaczeniami. Tak, wiem, że na samym dnie znajdę swoje własne smutki i zmartwienia, które po rozmowie zostaną zakopane i powinny zostać tam już do końca dni.
Siedziałem przy stoliki próbując przetłumaczyć jedną z ksiąg, dziś szło mi gorzej niż tego dnia w którym... No właśnie! Omal nie spadłem z krzesła, podbiegłem do jednej z szuflad, odsunąłem ją i moim oczom ukazał się dar od duchów - piękny turkusowy kamień, chociaż nie, to nie była już ta piękna barwa - na upominku widniała dziwna krwista plama. Zniechęcony spojrzałem w stronę kredensu, zawsze byłem przeciwny, ale może pomoże?

Jakoś od samego rana dziś mnie prześladuje pech,
w świat odeszła ukochana wczoraj, więc piłem za trzech,
wziąłem za łóżko podłogę w skutek wczorajszych psot,
a do tego przez drogę przebiegł mi czarny kot!
Każdy problem do mnie wraca,
Jezu jak się nie wyspałem,
 chyba takiego kaca jeszcze nigdy nie miałem!
I chociaż nerwy mam ze stali, to nie widzę już nadziei,
bo jak już coś się wali, to się wali po kolei!

W przedpokoju miałem ciemnię jak przed lustrem piłem,
by nie było zbyt przyjemnie to tak wyszło, że je zbiłem!
Rano wstała lewa noga, więc do kościoła wbiję,
bo jak trwoga to do Boga, nawet się nie kryję!
Człowiek Jemu się pożali, a On, że Święci tak chcieli,
i że jak już coś się wali, to się wali po kolei!

Będzie gorzej pomyślałem, a więc by nic się nie stało,
w niemalowane odpukałem, ale to nic nie dało!
Nie wiem, czy tak dłużej mogę, tak uśmierzyć ból,
ale na podłogę rozsypałem sól!
Biorę z flaszki łyk, wychodzę, idę obijając ściany,
mówię przechodniom po drodze, że nie jestem pijany.
Mundurowi obok stali, więc na izbę mnie wzięli,
bo jak już coś się wali, to się wali po kolei!

Gdy się wszystko w głowie miesza, ty baczenie na to miej,
bo ta myśl w sumie pociesza, że po wszystkim jest okey,
i nie pogub się w tym wątku, bo wtedy jest bez zwątpienia,
że kiedy jest w porządku, to się tego nie docenia!
Lecz na wskutek tej zabawy, moje myśli tak mają,
jak to jest, że fajne sprawy, się po sobie nie zdarzają.
Więc kiedy los rozdawali, bo chyba innego nie mieli,
że jak już coś się wali, to się wali po kolei!

Tekst nie jest z zasady "kopiuj wklei", więc trochę czasu to mnie kosztowało. 
Autor: Wojtek Szumański "Po kolei".

Obudziłem się, od razu zaatakował mnie ból głowy. Kac. Jest w okolicy jakaś tabletka albo chociaż woda? Wstałem ociężale, zawiodłem, zawiodłem po całości, wszystkich.

Rita?

czwartek, 6 lipca 2017

Od Lori CD opowiadania Brooke'a

Delikatnie położyłam łapę na gęsie pióra, wydawały się idealną wyściółką legowiska noworodków. Przez myśl przeszły mi kolejne elementy posłania - mech, jakieś prześcieradło podkradzione dwunogom i... cóż, będę musiała się miejscami pożegnać z kawałkami futerka.
 - Kochanie, chyba o czymś zapomnieliśmy... - w pewnym momencie przypomniałam sobie o pewnej wyjątkowo ważnej rzeczy. - Przecież nasze dzieci nie mają nawet jeszcze imion! - wskazałam na trzy puchate kulki. - Nawet się jeszcze nad nimi nie zastanawialiśmy...
Jak można popełnić taką gafę na samym początku rodzicielstwa?!  Przez krótką chwilę w norce zapadła cisza, którą przerywało jedynie ciche piszczenie szczeniąt oraz lekko stłumione ptasie trele z zewnątrz. Położyłam swoje spojrzenie na młodych, jakie godności pasowałyby do nich?
 - Masz jakiś pomysł? - zapytał się Brooke. - Mi przez myśl przeszło już jedno...
Uśmiechnęłam się by zachęcić mojego partnera do powiedzenia tego.
 - Ashley, idealnie by pasowało do... tej! - lis pogłaskał lekko po główce szczenie znajdujące się pośrodku zwartej grupki.
 - Idealne - w sumie to nie miałam pod tym względem szerszego arsenału słów. - Hmm... To może nazwiemy tą, eee... Candy? Nie... - oto jak prosto wpaść w zakłopotanie, w końcu trzeba mieć świadomość, że młode będzie przez całe życie tak nazywane ( chyba, że postanowi się inaczej przedstawiać, jak jest w przypadku Brooke'a).
 - Przejdźmy od razu do samczyka - zasugerował. - Ja już mam... Valour.
 - Mezzo! - dodałam, a partner pokiwał zadowolony głową. Valour Mezzo całkiem ciekawie to brzmi. Dobrze teraz została ostatnia, już miałam zamiar powiedzieć lisowi, żeby on wybrał, bo mi nic nie chodzi po głowie, ale ten spodziewając się tego co zaraz oznajmię, poinformował.
 - Teraz twoja kolei...
Wiedziałam, że zamęt w mojej głowie nie pozwoli mi wymyślić niczego sensownego. Zdenerwowana przejechałam wzrokiem po półkach z książkami. Julia? Nie... Cirilla? Ładne, ale nie pasuje... Wtem przyszedł mi przez myśl tytuł pewnej książki napisanej przez pewnego nie żyjącego już człowieka, jeśli dobrze pamiętam to czytałam ją jeszcze w czasach w których żyłam razem z rodziną w szopie. W pustyni i w puszczy w tym momencie olśniło mnie.
 - Nelly! - omal nie krzyknęłam.

Brooke? <3
Ciesz się, że nie pisałam tego pod napływem francuskiej weny xd

poniedziałek, 3 lipca 2017

Od Brooke'a C.D opowiadania Lori

To, co potoczyło się w ostatnich dniach tak szybko, przyniosło niewyobrażalną ilość szczęścia... Ale czy tylko? Nałożyło na mnie obowiązki, dużo obowiązków, które tym razem są o wiele ważniejsze niż pozostałe. Jeśli im nie sprostam, zranię i zepsuję charaktery innym osób. Po prostu nie mogę tego zrobić - tylko czy taki samiec jak ja jest dobry w grze uczuć? Czy zdoła wychować dzieci, stać się głową rodziny, ja powinien? Mimo, że zadania te są niezwykle trudne, czułem dużą radość z tego, że życie mi je zadało. Mama byłaby ze mnie dumna, gdybym dał radę... Mama byłaby dumna już teraz. Chciałbym ją kiedyś ponownie odwiedzić... Odwiedzić tereny, które zamieszkiwałem w dzieciństwie. ej, Brooke, drzewo! - to zapis moich ostatnich myśli przed zderzeniem się z twardą korą. Od razu wstałem, by nikt nie zobaczył mnie w tym stanie. Na szczęście, szkody były niewielkie, dlatego mogłem z powodzeniem zacząć polowania. Jeden, dorodny zając dla partnerki, jeden dla mnie... Trzy powinny wystarczyć, patrząc na to, że przecież dzieci nie zjadłyby mięsa. Korzystając z okazji, iż aktualnie byłem na obfitych w zwierzynę terenach, niezwłocznie zacząłem łowy.
***
Dwa szaraki, jedna gęś... Tak, czasu troche upłynęło, ale zaglądnąłem na chwilkę do gospodarstwa ludzi. Może to spóźnione śniadanie nie jest aż tak strasznie tłuste, ale wystarczą. Ale to, co jeszcze trzymałem w pyszczku oprócz jedzenia, dopełnia całkowicie moje wymagania co do łupu. Myślę, że także Lori będzie zadowolona!
- Wróciłem! - oznajmiłem, wchodząc do norki.
- Mogłeś się bardziej pośpieszyć... Ojejku, co to? - żona oderwała wzrok od pół-śpiących szczeniąt i skierowała go na umieszczoną w kawałku kory kupkę gęsiego puchu.
- Dla szczeniąt - podpowiedziałem - Pierwszy fragment legowiska, musza jakieś mieć!

Ech... Nie za najlepsze, ale ok - Lori? <3