Westchnąłem ciężko. Doprowadziłem wzrokiem Chalize do drzwi. Chciałbym za nią pójść, ale tego nie zrobiłem.
Jezusie Nazarejski, co ja mam zrobić..
Wszyscy śmiali się w najlepsze. W pewnym momencie usłyszałem krzyk.
- Hej, cisza! - Rozkazałem.
Ściszyli głosy, ale nie zrozumieli. Zaczekałem na następny odgłos. Wiedziałem, że ktoś mnie woła...
- Zamknijcie się jasne?! - Krzyknąłem.
Nie rozumieli... Nie słyszeli..
- Ace!?- znałem już ten przerywany pisk.
Wybiegłem z legowiska.
- Gdzie ty do cholerny jesteś?! - warknąłem nasłuchując. Głos nie odezwał się już więcej.
Myśl, Fulco, myśl! Gdzie udała się Chalize z butelkami... Eureka!
Pognałem nad rzekę. Docierając na miejsce niczego nie zauważyłem. Na brzegu stały tylko dwa szklane pojemniki.
- o, nie... - Jęknąłem patrząc na płynącą wodę. Ruszyłem wzdłuż jej brzegu. W pewnym momencie zauważyłem mokre, rude futro niesione przez wodę. Wskoczyłem do rzeki podpływając do lisicy i unosząc jej pysk ponad taflę. Była nieprzytomna.
Jakimś cudem zahaczyłem o drewno i wyszedłem z nią na grzbiecie na suchy ląd.
Jak to było... Dwa wdechy i uciśnienia..
- Sorry.- wzruszyłem lekko ramionami. - Muszę to zrobić jeszcze raz..
Wykonałem dwa wdechy ratownicze i zacząłem uciśnienia.
- Dzięki Bogu..- wyszczerzyłem kły na widok kaszlącej lisicy.
Chalize? ;v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.