poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Freyi

Razem z Silette byłyśmy wykończone przedzieraniem się przez śnieżycę,chociaż Silette była przyzwyczajona do takich śnieżyc.Silette
jednak na szczęście znalazła jaskinię.Pobiegła tam i sprawdziła czy jaskinia jest opuszczona.
Potwierdziła że jest pusta.
Uff...
Położyłam się na stercie suchych liści.
Ale zauważyłam że nie ma Silette.
Nie miałam jednak sił wychodzić na zewnątrz.
Wróciła po chwili z mięsem.
Dzięki.Powiedziałam.
Przespałyśmy się i szłyśmy dalej.
Zauważyłyśmy nieznajomego lisa.
Kim jesteś?
Ktoś?

Od R. cd opowiadania Alegorii

Skrzywiłem się, gdy lisica przesunęła swoim ogonem po moim pysku. Wolałbym, żeby robiła to komuś innemu.
- Nie za wygodnie ci? - mruknąłem i spojrzałem na smukłe ciało lisicy. Leżała sobie tak po prostu na plecach, przed nieznajomym lisem. Ciekawie.
 - No mogłoby być trochę lepiej. - odparła. Jej spojrzenie było skierowane prosto na mnie.
W tym właśnie momencie przez głowę przeszedł mi głupi pomysł, który oczywiście zamierzałem zrealizować. Odsłoniłem kły oraz zjeżyłem się, po czym powolnym krokiem na ugiętych łapach zacząłem się do niej zbliżać.
- R...? - Przez jej oczy przeszedł błysk przerażenia. - R., na bogów, co ty robisz?!
Z mojego gardła wyrwał się cichy warkot.
Nim Alegoria zdążyła się podnieść, skoczyłem na nią, a właściwie to tuż obok niej. Pisnęła zdziwiona i spróbowała się przetoczyć spod moich łap, ale szybko zagrodziłem jej drogę.
- Wojowniczka. - parsknąłem. - Też mi coś.
- Po prostu się nie spodziewałam... - wymamrotała. - Uważaj!
Poderwałem łeb do góry, aby zobaczyć źródło jej okrzyku. Zamiast tego jednak czarna postanowiła mnie wyciąć, przez co straciłem równowagę i zaryłem nosem w ziemię.
- I co teraz? - Uśmiechnęła się z triumfem otrzepując swoje futro z mchu. - Widzisz...
Nie dokończyła jednak swojej wypowiedzi, ponieważ położyłem się na niej. Lisica była ode mnie mniejsza, więc nie sprawiło mi to żadnego problemu. Na znak ostatecznej wygranej pociągnąłem ją za ucho. Oczywiście w bardziej pieszczotliwy i delikatny sposób, niż zrobiłbym to komuś innemu.

Alegoria?

Od Alegorii cd opowiadania R.

 -Na ogół jestem miła. - westchnęłam. - Mam dobre serce, ale lubię się przekomarzać i jeżeli ktoś jest złośliwy to mu się odwdzięczę. - parsknęłam śmiechem, rzucając krótkie spojrzenie na lisa.
-Widać. - mruknął. 
-Lubię żartować, śmiać się, poznawać nowe, interesujące lisy. - po wypowiedzeniu tych słów zerknęłam kątem oka na R., a na moim pysku widniał lekki, cwaniacki uśmiech. - Czasem chcę poszaleć, porobić coś ciekawego. - rzuciłam się na plecy, upadając na miękki mech, szczerząc zęby.
-Rozumiem.- R. przysiadł obok mnie, lekko się uśmiechając. 
Walnęłam go lekko łapą i moim puszystym ogonem przejechałam mu przy pysku. Znałam go słabo, sama nie wiedziałam, co dokładnie robię, ale w środku strasznie korciło mnie, aby go zaczepić.

R.?
brak weny totalny grrr

sobota, 28 stycznia 2017

Od Silette do Dantey

Oj przestań tak jeżyć sierść.
Jestem Silette.
A ty?Zapytałam
Dantey.Odpowiedział
Co tu robisz?
Chyba nie jesteś z watahy.Mruknęłam
Nie.Odpowiedział znowu.
Szukam jedzenia.
Ja się o jedzenie nie martwię.
Bo należysz do watahy.Powiedział.
A ty co tutaj robisz?Zgubiłaś się?
Nie.
Ja tu tylko spaceruję.
Ale zaraz wracam do nory.
Mogę iść z tobą?Zapytał.
Hmmm...
Chyba możesz.mruknęłam
Chodźmy bo chce mi się pić.Powiedziałam.
Szliśmy tak po woli przez Las podeszłam do potoku i wreszcie łyknęłam wody.
Chodźmy już.Przerwałam chwilowy postój.
Szliśmy tak i dotarliśmy do domu...
Dantey?:3

niedziela, 22 stycznia 2017

sobota, 21 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Przecież już ci mówiłam, że tak. - Uśmiechnęłam się do niego.
- No to wszystko dobrze. - odparł spokojnie. Widziałam w jego oczach, że czuje teraz trochę więcej, niż okazuje.
Postanowiłam nie okazywać zbyt więcej emocji niż to potrzebne, więc nie skakałam z radości po sam sufit. Byłam spokojna.
- Niestety mam dla ciebie również smutną wiadomość. - oznajmił, kładąc po sobie uszy.
- Jaką? - mruknęłam cicho.
- Wygrałaś nasz zakład. - parsknął śmiechem i pocałował mnie w skroń.
- Ale to nie jest smutna wiadomość. - powiedziałam. Muzyka zaczęła przygasać.
Lis wyszczerzył się. Było cicho i spokojnie. Idealnie. Spojrzałam na zegarek. Musiało być już strasznie późno.
- Kocham cię. - wyznałam. Jego czujne spojrzenie było utkiwone w moich oczach. - Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też, mała. - Przytulił mnie do siebie. - Która jest godzina?
- Szczęśliwi czasu nie liczą. - zaśmiałam się.
Ace jednak spojrzał na zegarek i mruknął pod nosem, że dosyć późna.
- Może przejdziemy się gdzieś? - zaproponowałam delikatnie ciągnąc go za ucho.
- A gdzie byś chciała się przejść o tej porze? - Podchwycił moją propozycję.
- Hmm.. - zamyśliłam się. - Nad rzekę?
- To nie jest zły pomysł. Chodźmy. - Fulco pociągnął mnie za łapę w stronę wyjścia.

Ace? :3

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Miałem coś powiedzieć, ale zamilkłem. Podeszłem do radia i puściłem wolny utwór.
- Chodź, zatańczymy. - wyciągnąłem do niej łapę.
- A-ale ja nie umiem tańczyć. - otworzyła szeroko oczy.
- No to cię nauczę. -  uśmiechnąłem się do niej szarmancko i puściłem oczko.
Chwyciła mnie za łapę, a ja szybko podciągnąłem ją do góry.
Nie umiała, ale naprowadziłem ją na dobry kurs.
- Jak nauczyłeś się tańczyć? - mruknęła.
- Francja. - odparłem obracając ją wokół siebie i nie pozwalając dojść do słowa. - Brawo. Nauczyłaś się. - pochwaliłem gdy znalazła się znów bardzo blisko mnie. - Brawo.
- Dzięki. - uśmiechnęła się.
Piosenka zakończyła się, ale zaraz miała polecieć ta kluczowa.
- Jeszcze jeden? - uniosłem brew.
- Chętnie. - popatrzyła mi w oczy.
Po pomieszczeniu rozległ się wstęp do TEJ piosenki. Pozostały ostatnie chwile..
Przusunąłem ją bardzo blisko pozwalając, żeby oparła głowę o mój bark i zacząłem śpiewać.

Look into my eyes, you will see 
What you mean to me 
Search your heart, search your soul 
And when you find me there, you will search no more 

Don't tell me it's not worth tryin' for 
Can't tell me it's not worth dyin' for 
You know it's true 
Everything I do, I do it for you 

Look into your heart, you will find 
There's nothin' there to hide 
Take me as I am, take my life 
I would give it all, I would sacrifice 

Don't tell me it's not worth fightin' for 
I can't help it, there's nothin' I want more 
You know it's true 
Everything I do, I do it for you 

There's no love like your love 
And no other could give more love 
There's nowhere unless you're there 
All the time, all the way 

Look into your heart, babe

Oh, you can't tell me it's not worth tryin' for 
I can't help it, there's nothin' I want more 
Yeah, I would fight for you, I'd lie for you 
Walk the wire for you – yeah, I'd die for you 

You know it's true 
Everything I do, oh, I do it for you


Przytuliła się do mnie mocniej. 
- Nie wiedziałam, że śpiewasz. - mruknęła. - To było bardzo ładne. 
- Teraz już wiesz. - uśmmiechnąłem się. Odsunęła się i popatrzyła mi w oczy. 
- Kocham cię, Ace. - wyznała. 
- Wyjdziesz za mnie? - zapytałem spokojnie na nią patrząc. 

Chalize? :v :D

Od Chalize cd opowiadania Ace

Z uśmiechem podałam mu swoją łapę. Ten wieczór zapowiadał się naprawdę obiecująco.
- Ruda.. - mruknął. - Wyglądasz olśniewająco.
- Ty tak samo. - Fulco miał na sobie krawat, a jego futro było w zaskakująco dobrym stanie. Chyba mu bardzo zależało, żeby dobrze wypaść.
Popatrzyłam mu w oczy. Już zapomniałam, jakie są piękne.
- No to.. - zaczął cicho. - Podoba ci się?
- I to jak. - przytaknęłam. - Jeju, ile jedzenia..
- Sam to wszystko zrobiłem. - oznajmił i uśmiechnął się do mnie. - Dla ciebie.
- Kocham cię, Ace. - zamruczałam i popatrzyłam na niego. - Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. - odpowiedział, a przez jego pysk przeszedł złośliwy uśmiech. - I nie zostawię cię dla żadnych lisic z Francji.
Zaśmiałam się. Oczywiście, że nie.
Stół był przygotowany jakby na ważną okazję. Był przykryty białym obrusem, a na nim stała zapalona świeca oraz przygotowana przez niego kura.
- No, częstuj się. - mówiąc to, nalał mi soku do kieliszka. - Nie jest zatruta.
Zgodnie z prośbą nałożyłam sobie kawałek pieczeni. Pachniała znakomicie i tak samo smakowała.
- Smacznego. - dodał po posiłku.
- A ty nie jesz? - zapytałam, przekrzywiając głowę.
- Chali.. - zachichotał. - Już jadłem. Naprawdę. Nie musisz mnie tak pilnować.
- No dobrze. - "niechętnie" się zgodziłam.
Na szczęście stół nie był duży, więc mogłam się wychylić i pocałować Fulco. Nie spodziewał się tego, ale również odpowiedział pocałunkiem.
- Ruda. - przerwał ten moment, aby coś powiedzieć.

Ace? ^^

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Nie zostawię tak tego. Kocham ją. I jestem gotowy na ten krok.
Poszedłem do niej.
- Chazlie.. - zawyłem
- Tak? - natychmiast utkwiła we mnie wzrok.
- Zrobię dziś kolację. Taką inną. Bardzo dobrą. Rozlejemy wino.. W sensie dla mnie wino. Ty dostaniesz jakiś sok. I wtedy sobie jeszcze na spokojnie porozmawiamy, dobrze? - zniżyłem lekko łeb.
Ucieszyła się.
- Tak. Jasne. - na jej pięknym pyszczku pojawił się uśmiech.
- Przygotuj się. - uśmiechnąłem się zawadiacko i skierowałem do drzwi.
Tak więc wyszedłem z domu i upolowałem trochę jedzenia. Zakradłem się do zagrody właściciela Ballady i ukatrupiłem jedną kurę. Niech ma za swoje. I tak nie będzie wiedział, że to ja.
O godzinie siedemnastej, rozpaliłem ognisko i upiekłem ptaka. Zatrudniłem Willowa do wieczornej opieki nad małą i uszykowałem stół do jedzenia. Dwa talerze i świeca na środku. Sam za namową lisa założyłem czarny krawat.  O osiemnastej wszystko było gotowe i Will poszedł zająć się moją córką. Pół godziny później z wnętrza jaskini wyłoniła się ruda postać.
Cofnąłem pysk.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Chalize? - mruknąłem teatralnie podejrzliwie.
- Hahahah. To ja. - wyszczerzyła się. Co się w niej zmieniło.. Nie jestem chyba w stanie tego stwierdzić. Sierść? Wyglądała prześlicznie.
Podszedłem do niej wyciągając ku niej łapę.
- Pani pozwoli. - zaprowadziłem ją do stolika i usiadłem po drugiej stronie.

Chalie? :v

czwartek, 19 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

Wzruszyłam obojętnie ramionami. Mam nadzieję, że Ace nie słyszał bicia mojego serca.
- No ja też bym nie wiedziała. - Próbowałam opanować drżenie głosu.
- Ale chyba nici z tego. - westchnął. - Nie wygonię cię, bo Lizzie nie będzie miała matki, a tego nie chcemy.
Położyłam uszy po sobie i mruknęłam cicho:
- To ja pójdę się nią zająć.
Kątem oka zauważyłam, jak Fulco niemalże niewidocznie się uśmiecha.
***
- Co malutka? - Elizabeth naprawdę urosła. Cały czas miałam wrażenie, że nie długo otworzy oczy i wypowie pierwsze słowa, ale ta chwila nie nadchodziła. 
Mała wymachiwała w powietrzu łapami, gdy została przewrócona na plecki. Nie podobało jej się to, ale wyglądała uroczo.

Ace? :v

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- A teraz co.. Wszystko popsułaś. - mruknąłem zabierając jej z łap obrożę.
- I.. I co te..teraz? - zająknęła się obserwując moje ruchy.
Wypuściłem z siebie powietrze bacznie ją przez chwilę obserwując.
- To jest obroża na oświadczyny. Miałem ci się z nią oświadczyć. - na moim pysku pojawił się przekrzywiony ni to uśmiech ni to nic.
Jej pysk powoli się otworzył.
- A no tak.. - oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
Uniosłem brew oczekując wyjaśnień.
- Jezu.. Przepraszam cię... Powinnam była się domyślić a tym czasem.. Ale narobiłam. Pewnie teraz i tak nie będziesz chciał mnie za żonę. - pacnęła sobie w głowę.
- ... Ta. Masz rację. - mruknąłem chowając obrożę z powrotem do biurka. - Grzebiesz mi w rzeczach, krzyczysz i obrażasz. Nie wiem, czy nadal chcę ci się oświadczyć.

Chalize? xd

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Jak to dla mnie? - Zmarszczyłam brwi.
Ace zaśmiał się na ten widok.
- Normalnie, głuptasku. - Wyszczerzył się. - Jest dla ciebie i tylko dla ciebie.
Byłam trochę zbita z tropu. Niby po co Ace miałby kupować obrożę...? Zazwyczaj takie rzeczy kupuje się na specjalne okazje, a nie tak o, jako zwykły prezent.
- Czyli nie pójdziesz do Francji? - zapytałam podejrzliwie.
- Pójdę. - odparł twardo Ace. - Pójdę szukać moich dzieci i będę miał własny harem. Wiesz, nawet sobie przypominam kilka imion...
- Ale ty głupi jesteś. - burknęłam.
- Ja? - Objął mnie czule. - A kto mnie podejrzewał o zdradę? Albo o bycie z Willowem?
- O bycie z Willowem sam się posądziłeś. - mruknęłam, już mniej obrażona.
- Nie spinaj się tak, mała. - szepnął mi prosto do ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. - Nie pójdę do żadnej Francji. W końcu mam ciebie i naszą malutką Elizabeth.

Ace? Wybacz długość.

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Wiedziałem, żeby ci tego nie mówić. - warknąłem patrząc się w podłogę. Z drugiej strony, chciałem, żeby trochę się wykłóciła. Nie może na wszystko się zgadzać. Jest na dobrej drodze.
- Wiem, że jesteś wolny i niezależny... - spojrzała na mnie z bólem. - Ale nie potrafię żyć w ten sposób. Nie chcę cię stracić!
- Nie stracisz
- Gó*no prawda! - przerwała mi piszcząc na wysoki rejestr.
- Au. - chwyciłem się za ucho przewracając oczyma. Przez najbliższe piętnaście minut pozwalałem sobie po mnie jechać. Okazało się, że jestem debilem, egoistą i skończonym dupkiem. Że na sto procent ją zostawię i ucieknę do Francji.
- Chalize. - syknąłem, gdy wydawało mi się, że dała mi dojść do głosu.
- Co? To Sierra, tak?!
- Chalize.. - mój głos przybrał ostrzegawczy ton po raz kolejny.
- Powiedz mi do cholery! - krzyknęła na cały dom.
- Nie. To nie ona. Wiesz... To Willow. Jestem gejem. - uniosłem barki.
- Co? - skrzywiła się i zamilkła.
Podszedłem blisko niej czując jej oddech.
- Ale ty jesteś strasznie głupia. - uśmiechnąłem się przybliżając jej pysk do mojego. Sama się o to prosiła. Pocałowałem ją czule, ale krótko.
- Kochasz mnie, czy mnie obrażasz? - bąknęła.
- I to i to. - zaśmiałem się. - To jest obroża dla ciebie, matołku. - popatrzyłem w jej oczy i delikatnie się uśmiechnąłem.
Wszystko popsuła.

Chazlie? XD

Od R. cd opowiadania Alegorii

- Mojej matki nie było stać na inne litery. - Wzruszyłem obojętnie ramionami, bacznie obserwując reakcję lisicy. Była ciut zawiedziona. - Żartuję, to pierwsza litera mojego prawdziwego imienia.
- A jakie jest twoje prawdziwe imię? - W jej głosie było słychać żywe zainteresowanie.
Wybuchłem śmiechem.
- Nie po to się przedstawiam jako R., żeby potem rozgłaszać wszystkim swoje dane. - wytłumaczyłem. - Dla ciebie jestem R.
- Mhm. - mruknęła niezadowolona. - To powiedz chociaż coś innego.
Jej ogon otarł się o mój pysk.
- Jak widzisz, jestem inteligentny i przystojny. - Kretyńsko wypiąłem pierś. - A także skromny i uczciwy.
- Bardzo śmieszne. - parsknęła.
- No a nie? - Uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko. - No dobra. Jak już wiesz, jestem R. i jestem wojownikiem. Lubię piękne lisice, dobre wino, samotne wieczory i kolacje ze śniadaniem. - Parsknąłem śmiechem widząc jej minę. - Wredne ze mnie stworzenie, lubię być złośliwy. Ogólnie taki se ze mnie rozwydrzony bachor. Twoja kolej.

Alegoria?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Ace...? - mruknęłam, gdy lis wybauszył na mnie oczy. Był ewidentnie spanikowany.
- Chali... - Położył uszy po sobie. - Odłóż to, proszę.
- Co, miałam tego nie zobaczyć? - fuknęłam zdenerwowana. Czy on znowu coś ukrywał?
- Nie, ruda, to nie tak.. - zaprotestował cicho, ale nie dałam mu dokończyć.
- A więc czyje to? - niemalże warknęłam patrząc mu prosto w oczy.
- Jak na razie moje. - burknął. Błąd.
- Ah, tak?! - krzyknęłam. - I niby po co ci coś takiego?
- Chalize! - warknął ostrzegawczo, jednocześnie jeżąc się i odsłaniając kły.
- Co, a może to dla dziewczyny? - odezwałam się jadowicie.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Wykrzywiłem się. Na podstawie jej historii nie dałoby się raczej napisać dobrej książki. Chyba, że jej przeszłość byłaby tylko prologiem, a przeżycia w tym stadzie całą resztą. Wtedy możeby i nawet się udało.
- Muszę iść, ruda. - wstałem przeciągając się.
- Gdzie idziesz?- popatrzyła na mnie lekko zaniepokojona.
- Z tego co wiem, to nie muszę ci się chyba spowiadać, prawda? - uśmiechnąłem się kierując do wyjścia. - Życzy sobie czegoś pani? - widziałem, że nerwowo zamrugała jednym okiem.
- Tak. - odparła beznamiętnie.
- No to gdzie mam iść? - uniosłem brew.
- Do diabła. - syknęła.
- Hahahah... Chazlie.. - mruknąłem uśmiechając się. -  Tam i tak kiedyś pójdę. Bez obaw. Nie idę do nikogo ważniejszego od was.
- No nie wiem. -  na jej pysku pojawił się grymas.
- Chalize. - mój ton głosu zrobił się nagle ostrzejszy, ale nie mocny. Ton głosu ojca pouczającego dziecko. - Widzisz? Niepotrzebnie ci to mówiłem. To było dawno temu i daleko stąd. Nie jestem już taki. Nie zdradziłbym ciebie nigdy w życiu. - usiadłem podnosząc przednie łapy. - Widzisz ten czerwony znak? Jestem już podpisany. - zaśmiałem się wychodząc. - I ty też.
 Najpierw połączyło nas łóżko. Później inne sprawy.
Potruchtałem do Willowa. Musiałem mu oznajmić radosną nowinę. Niedługo oświadczę się rudej.
Wracając do domu, wstąpiłem nad jezioro, do znajomego wędkarza, który podarował mi większą rybę. Nie przepadam za nimi, ale wiem, że matka mojego dziecka je uwielbia, więc czemu nie.
Wchodząc do legowiska, dostałem zawału. Chalize stała nad biurkiem. W łapach trzymała obrożę i bacznie się jej przyglądała. Otworzyłem szeroko oczy, a na ziemię, wprost z mojego pyska upadł karp.

Chazlie?

środa, 18 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Ale nie zamierzasz pójść potem w swoją stronę? - zapytałam mrużąc oczy. Oczywiście, że to wiedziałam, że Ace może mieć dzieci bez związku, ani bez zobowiązań. Już raz mi to pokazał.
- Nie wiem, Chali. - Wzruszył ramionami obojętnie. - Nie wiem, gdzie Sun mnie wyśle. Nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie. A poza tym teraz moja kolej na pytanie, czyż nie?
No cóż, nie przyrzekał mi miłości do grobu ani wierności, ale mimo to nie mogę narzekać.
- Oczywiście. - zgodziłam się i przytuliłam do siebie Elizabeth.
- No to... - Ace zamknął oczy w zamyśleniu. - Hmm.. Opowiedz swoją historię. Całą. Chcę wiedzieć, z kim mam córkę.
- Zapewne jedną z wielu. - mruknęłam.
- Wiedziałem, żeby ci tego nie mówić. - Lis zniecierpliwiony przewrócił oczami.
Nie lubię, kiedy Ace się denerwuje, więc w geście przeprosin opuściłam uszy po sobie.
- No, mów. - poprosił zdecydowanie łagodniej.
- Przecież już wszystko wiesz. - burknęłam.
- Nie wszystko. - uciął dalsze dyskusje. - Mów.
- No to... - zaczęłam niepewnie. - Jak wiesz, urodziłam się w hodowli i miałam być lisem rozwodowym, a po ukończeniu dziewięciu lat zostać futrem jakiejś kobiety z bogatym mężem. Żyłam tak sobie, jak oni to określili, jako "darmozjad", ponieważ nie mogli mnie reprodukować, a byłam za mała jak na futro, po prostu musieliby wziąć pięć takich szczeniaków za jednego dorosłego lisa, co im się kompletnie nie opłacało. - zaśmiałam się ponuro. - W sumie to praktycznie nas nie karmili, więc nie mogli nas nazywać darmozjadami. No ale do rzeczy. Pewnego dnia była okropna burza. Ciskało piorunami, a jeden z nich podpalił budynek, w którym były klatki... Moje rodzeństwo wykrzywiło przed tym kraty na tyle, aby jakiś malutki lis mógł przez nie przejść bez większych trudności. Po prostu raz tak huknęło, że odczułam niepohamowaną chęć ucieczki, więc uciekłam... Następny piorun podpalił przybytek. Nie wiem, co się stało z moim rodzeństwem... Potem się błąkałam przez kilka lat. Niektóre lisy, głównie samce, przyczepiały się do mnie w innych stadach. Zastraszały i groziły. Więc... Tak się znalazłam tutaj.
Ace uniósł brew.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Miałem. Można tak powiedzieć. - westchnąłem. Miałem nie mówić jej o tym, że gdzieś na świecie mogą wałęsać się lisy mojej krwi, ale chyba nie mam wyboru.
- Ach tak? - oparła łeb o moją klatkę piersiową szykując się na dłuższą historię.
- Ta. Nie wiem, czy wiesz, ale w swoim krótkim życiu sporo podróżowałem. Niemcy, Czechy, Słowacja, Austria, wywiało mnie do Francji, Włoch...  Odwiedziłem kilkadziesiąt stad, walczyłem za niektóre..
- Nie. Nigdy nie mówiłeś..
- No widzisz. Gdy miałem niespełna rok, zostałem uśpiony, złapany i wywieziony do Włoch, do ogrodu zoologicznego. Miałem tam spędzić życie za kratami wybiegu razem z inną lisicą w moim wieku.
- I co się stało?
- Byłem tam około miesiąca. Szybko się zorientowałem, że dostawanie do jedzenia zdechłych mysz nie jest moim życiowym celem. Dlatego nie jem już myszy. Dodatkowo inne zwierzęta mnie nienawidziły.
- Dlaczego?..
- Bo jestem lisem, ruda! Nic im nie zrobiłem, a mimo to byłem najgorszy. W takim towarzystwie łatwo o depresję. W końcu skończyło się na tym, że znalazłem sposób na ucieczkę ze swojego wybiegu i kradłem pożywienie innym. Nieźle się napracowałem, żeby uciec, ale po tych trzydziestu dniach udało się. Ta lisica  i ja byliśmy wolni pomiędzy ulicami Włoch. To nie było miejsce dla lisów. Pełno kamienic i wody. Udało mi się wsiąść na prom, który płynął do Francji. Po przypłynięciu, oddzieliliśmy się. Poszła w swoją stronę, a ja w swoją. No i od Francji się zaczęło, wiesz? - zaśmiałem się.
- We Francji siedziałem rok. Od stada lisów do stada. Nie potrafiłem zostać w jednym. A w każdej sforze nowe, francuskie lisice. Są specyficzne. Teraz nie powiem ci dokładnie. Nawet nie pamiętam ich imion, ale wiem, że po Francji mogą biegać lisy mojej półkrwi. - skrzywiłem pysk patrząc się na ścianę.
- Mniejsza. Szukałem swojego państwa. Swoich rodzinnych terenów. Przez kolejny rok podróżowałem przez całą Europę, żeby być tu, gdzie teraz. Założyć tu stado i osiedlić się na stałe w miejscu spoczynku moich rodziców. Jako szczeniak poznałem Balladę, a gdy mnie wywieźli do Włoch, myślał, że go zdradziłem. Wyprali mu mózg i teraz chce mnie zabić. Życie to nie bajka, mała.

Chazlie?

Od Alegorii cd opowiadania R.

Zrzuciłam lisa z siebie łapami, jednak po chwili znów na mnie naskoczył. Był samcem, co sprawiło, że miał więcej siły i "walka" z nim była przesądzona.
-No złaź, agresorze. - powiedziałam, próbując wydostać się spod R.
-W takim razie radzę odszczekać, gdyż nie boję się, że jakaś lisica, która nawet nie ma zbyt wiele siły skopie mi tyłek. - odparł z lekkim uśmiechem, po wypowiedzeniu tych słów wydawało się, że jest zadowolony z siebie.
-Hau, hau. - rzekłam, dość sarkastycznie, po czym wyrwałam się dzięki przeturlaniu się na bok.
-No, może być. - burknął, marszcząc czoło.
Wstałam, otrzepując się, po czym znów usiadłam, delikatnie polizałam sobie łapkę i uniosłam mój długi, puszysty ogon. Spoglądałam kątem oka na całkiem przystojnego lisa o rudym umaszczeniu, zastanawiając się, co tu jeszcze rzec.
-R., powiedz mi skąd te imię. Opowiedz coś o sobie. - powiedziałam cicho, będąc zaciekawiona nietypowym osobnikiem, który wzbudził moje zainteresowanie.

R.?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Miałam, czy się w kimś zakochałam? - Uśmiechnęłam się do niego. Grałam na czasie.
- Obojętnie. - Aktualnie był zajęty dokładnym myciem Elizabeth.
Opuściłam po sobie uszy. Nigdy przedtem nie byłam w związku. W sumie teraz też nie jestem.
- Nie miałam kogoś, żebym mogła go nazwać swoim partnerem. - Wzruszyłam ramionami. - Ale byłam kiedyś "zakochana", wiesz, takie szczenięce zauroczenie.
- Kto to był? - parsknął lis. Jego mina wskazywała na to, że jak znajdzie, to zamorduje.
- Ejże, wyczerpujesz swoje drugie pytanie. - ostrzegłam. - Na pewno chcesz je zadać?
- Może być. - mruknął. - No więc, Chali, kiedy byłaś zakochana i w kim?
- To był lis z klatki obok. - Na słowo "klatki" Ace skrzywił się. - Był ode mnie starszy, no ale wiadomo, byłam szczeniakiem i wydawało mi się, że weźmiemy ślub i będziemy mieć dużo dzieci.
- A kiedy twoje marzenia legły w gruzach? - Jego kącik ust uniósł się ku górze.
- To już jest trzecie pytanie! - zaśmiałam się. - Teraz moja kolej.
- No dobra. - Przewrócił oczami. - Słucham.
- Czy miałeś kiedyś partnerkę? - mruknęłam z satysfakcją.
- Jesteś do bólu przewidywalna... - westchnął.

Ace?

wtorek, 17 stycznia 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Czy kiedykolwiek kogoś miałaś, czy kogoś kochałaś, planowałaś z nim przyszłość... - machnąłem w powietrzu łapą.
- To takie pytanie też tu idą? - uniosła brew.
- Oczywiście, że tak. Chcę wiedzieć o tobie jak najwięcej. A ty nie chcesz wiedzieć jakim lisem jest ojciec twojego dziecka?
- No ta.. Chcę.
- Więc opowiadaj. - mruknąłem gapiąc się w sufit.
- Muszę pierwsza? - jęknęła
- No, teraz moja kolej na pytanie, więc raczej tak. - przekręciłem oczyma.
- A nie mógłbyś najpierw ty odpowiedzieć a to pytanie? A potem zadasz mi dwa pod rząd.
Westchnąłem.
- A więc.. Była. Chyba kiedyś coś do niej poczułem. Poznaliśmy się, z czasem pokochałem ją ogromnie i uczyłem się przy niej być lepszym lisem. Opowiadała mi o swoich lękach. O tym jak bardzo boi się burzy i ognia.. - zamknąłem powoli oczy. - Bardzo chciała mieć dzieci. Tak bardzo, że była w stanie dolać mi eliksir miłosny do picia. W końcu zaszła w ciąże i urodziła nam się piękna córka..
- I co się z nią stało? - lisicy spodobała się 'historia'
- Diabli wiedzą. - wzruszyłem ramionami.
- Rozumiem. A przede mną?
 - EEE! To już jest drugie pytanie! - wyszczerzyłem się. - Teraz ja! Pierwsze przechodzi na ciebie. Czy kiedykolwiek wcześniej kogoś miałaś.

Chali?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- No to... - mruknęłam cicho, błądząc wzrokiem po pokoju Elizabeth. - Eee...
- Rozumiem. - uciął Ace. Uśmiechał się. - Tak, to bardzo poważna sprawa, moja droga. Nie wiem, czy tak po prostu mogę odpowiedzieć na twoje wyczerpujące pytanie...
Ja również się uśmiechnęłam oraz przyciągnęłam do siebie malutką.
- Połóż się na brzuchu. - poprosiłam lisa, a sama położyłam koc pod niego.
- Po co? - Uśmiechnął się złośliwie, ale posłusznie wykonał polecenie. Wykorzystując okazję ułożyłam się tuż obok, kładąc między nas Lizzie.
- Idealnie. - szepnęłam w futro Ace. - Mogę tak zostać już na zawsze.
- Chazli, pytania... - roześmiał się.
Przez głowę przeszło mi tyle różnych pytań, ale nie wiedziałam, które mogę zadać, które są zbyt niestosowne, a które są zbyt prywatne...
- Czemu nie jesz myszy? - wymruczałam w jego pierś.
- Bo więcej się nabiegam niż zjem. - Na jego obliczu pojawił się grymas. - No proszę cię, to ma tak mało mięsa... A poza tym są niesmaczne. I mają takie obślizgłe ogony.. brr.
- A szczurów się nie brzydzisz? - zapytałam.
- Mniej niż myszy. Ohyda. - parsknął i delikatnie przesunął językiem po grzbiecie Lizzie. - No nieważne, teraz moja kolej.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Westchnąłem i walnąłem głową o blat biurka.
-  Ace, jak ty się zachowujesz... Nie traktuj innych jak śmieci. Naucz mówić się o sobie w liczbie mnogiej. JESTEŚ ODPOWIEDZIALNY. - słyszałem głosy znajomego lisa
- Oj, zamknij się Znach.. - odwróciłem się, ale tam nikogo nie było. Chwyciłem się za łeb. - Zaczynam świrować. - moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówki. Wymasowałem skronie. Ale te głosy, które słyszę w mojej głowie.. Moja podświadomość.. Ona ma rację. Nie ucieknę przed prawdą.
Wstałem i wyszedłem z biura kierując się do pokoju Elizabeth. Rzeczywiście, nie miałem pracy.
- Puk puk. Mogę wejść? - szepnąłem zaglądając do środka.
- Ace.. - zobaczyłem uśmiechnięty pysk wadery. - Jasne, że możesz.
- Postawiłem łapę na miękkim dywanie. Pokój naszej córki wyglądał jak marzenie. I ten piękny, jasny, wiklinowy kosz z białym materacem. Był uroczy, ale też duży i bardzo wygodny. Położyłem się naprzeciw małej.
- Cześć córeczko. - mruknąłem. - Najedzona? Ta mama cię karmi? - zaśmiałem się. - Jak coś jest źle, to mów.
Zaobserwowałem uśmiech na twarzy Chazlie.
- To od czego zaczynamy? - ziewnąłem patrząc na nią.
- Ale co..
- Co chcemy o sobie wiedzieć.. Pytaj, albo ja pytam..

Chali?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Ace! - wesoło zawołałam przy wejściu do jego biura. Lis nerwowo podskoczył i wepchnął coś do szuflady. W geście przeprosin położyłam po sobie uszy. - Ace?
- Tak? - prawie warknął, co spowodowało że skuliłam się i wcisnęłam ogon między nogi. Nie lubię, kiedy on się denerwuje. - Czegoś chcesz?
- Nie. - odparłam. - Przyszłam porozmawiać. Powiedziałeś, że będziemy się poznawali...
- Przy kolacji. - mruknął i spojrzał na zegar. - To nie jest ta pora.
- Dzisiaj nie masz pracy. - burknęłam. Ace jak zwykle się wykręcał.
- Chali. - zaczął łagodnie, a po każdym słowie jego ton robił  się coraz ostrzejszy. - Jeśli myślisz, że jak zrobiłem Ci dziecko, do będę z tobą siedział dwadzieścia cztery na siedem to się grubo mylisz. To, że w ogóle się wami zajmuje jest jedynie moją dobrą wolą. A teraz, gdybyś mogła dać mi spokój, to byłbym wdzięczny. 
Skuliłam uszy i pożałowałam, że w ogóle poruszyłam temat. No nic. Musiał być zestresowany. Z tego co wiem, to Ace już kilka razy pokazał, że potrafi być miły i czuły. Może lepiej nie będę mu przeszkadzała... 
- Lizuś! - zawołałam, wchodząc do pokoju naszej córki. - Co tam u ciebie, malutka? 
Wiedziałam, że mi nie odpowie. Była jeszcze za młoda na to, ale niedługo już po raz pierwszy coś zobaczy. I może usłyszy. A może i także powie coś po raz pierwszy.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Stop. Nie chcę słyszeć o żadnym wpół strawionym żarciu. - przerwałem. - Zrobiłeś już wszystko co do ciebie należało? - zapytałem nieco nerwowo.
- Tak. Już wszystko zrobione. - uśmiechnął się
- Więc odprowadzę cię do drzwi. - niemalże warknąłem patrząc jak wkłada wszystkie swoje rzeczy do torby. Nie chciałem wierzyć, że zostało mi tak mało czasu.. Sun, Moo, Shu, Shan, i wszystko co najświętsze... CO JA MAM ZROBIĆ.
Medyk spakował się i z torbą w pysku czekał na mój ruch.
- Chodź. - uciąłem podchodząc do holu i otwierając mu drzwi.
- A co, jakieś plany? - mruknął unosząc z uśmiechem brew.
- Tak. Nie. Nie wiem. Może. Do widzenia. - zatrzasnąłem drewniane wejście kierując się do biura. Usiadłem przy drewnianym blacie i szperając w szufladzie wyciągnąłem biało-czerwoną obrożę z delikatnymi diamencikami jaką kupiłem razem z rzeczami do pokoju mojego dziecka. Od spodu była zamszowa, delikatna i cienka, pasująca kolorystycznie do rudej, lisiej sierści, ale jednocześnie niezbyt widoczna. Zatapiała się w długiej sierści. Położyłem łeb na biurku patrząc na małe cudeńko.
- Co ja mam zrobić, co ja mam zrobiiić... - mruczałem pod nosem niecierpliwie machając ogonem.
Chwyciłem ją do pyska kierując się w stronę salonu, ale natychmiast awróciłem chowając ją nerwowo do szuflady.
Jeszcze nie.

Chazli?

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Od R. cd opowiadania Alegorii

Uśmiechnąłem się krzywo. W sumie to nie umiałem uśmiechać się prosto. To pewnie przez robienie głupich min, jak byłem mały. A przynajmniej mama tak mi mówiła.
- Nie wyglądasz na wojowniczkę. - mruknąłem. - Nie, żebym miał coś przeciwko lisicom-wojowniczkom, ale...
- Ale boisz się, że któraś skopie ci tyłek? - Alegoria puściła mi oczko.
- Mhm, dokła... - odparłem zamyślony, a ona zachichotała. - Nie, czekaj, nie! - wykrzyknąłem. O matko...
- Słowo się rzekło. - Lisica "bezradnie" rozchyliła łapy.
- Wcale nie boję się, że ktoś skopie mi tyłek. - burknąłem.
Alegoria chichotała cicho, a ja postanowiłem wykorzystać tę chwilę nieuwagi. Jednym ruchem skoczyłem na lisa, jednocześnie ją przywracając na miękkie runo. Nie zamierzałem robić jej krzywdy. Lisica kłapnęła na mnie zębami i stuliła uszy, ale ja nie atakowałem.

Alegoria?

Od Chalize cd opowiadania Ace

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Lizzie. Więc to tak wygląda przyszła alfa...
- Kiedy otworzy oczy? - zapytałam Harpagona, delikatnie kołysząc Lizzie.
- Myślę, że najpóźniej za trzy dni. - Wzruszył ramionami. Kątem oka zauważyłam, jak Ace opada szczęka ze zdziwienia.
- To strasznie szybko... - mruknął alfa. Nie był przekonany.
- A wiesz, że wcale nie? - wesoło zagadnął medyk. - To normalny wiek.
- Czyli jak otworzy oczy, to już będzie pełnoprawnym lisem? - Fulco nie przejawiał zbytniego szczęścia.
- Zależy, jak rozumiesz pojęcie "pełnoprawny lis". - odparł.
- No wiesz... - zaczął, ale Harpagon nie pozwolił mu skończyć.
- Będzie wyglądała jak dorosły lis w wieku trzech, czterech miesięcy i może wtedy zacznie sama polować. - przerwał. - Do tego czasu je wpół strawione mięso, jak już jej się wykształcą wszystkie zęby to możecie również przynosić jej słabe, chore i okaleczone osobniki, żeby nauczyła się zabijać.
- Stop. - Ace machnął łapą. - Nie chcę słuchać o żadnym wpół strawionym żarciu.

Ace?

niedziela, 15 stycznia 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Czterysta pięćdziesiąt. - powtórzyłem jeszcze raz, żeby zapamiętać.
Harp zabrał ode mbie szczenie i ułożył na wadze.
- Czterysta...
- Pięćdziesiąt. - dopowiedziałem.
- Tak. Dokładnie. - wyciągnął jakąś książeczkę i zaczął w niej coś zapisywać.
,Wypisałem wszystko, co wiedziałwm. Data urodzin, miejsce, rodzice, stanowisko... Stanowiska nie mam. Imię wpiszę teraz i wagę.
- Imię Elizabeth. Waga...
- Gratulacje, Lizzie jest na prawdę duża. Nie było problemów przy porodzie? Bo zazwyczaj lisice rodzą od czterech młodych..
- Nie bardziej niż zwykle. - uciąłem. - Zrezygnowałeś z wagi szalkowej? - niemal się zaśmiałem.
- Odważniki były za ciężkie. - spojrzał na mnie odpowiadając z przekąsem. -Łapy prawidłowe, waga w normie, ogon, uszy, pazurki... Gratulacje. Macie na prawdę zdrową, piękną córkę. Dobre geny to sie nie dziwię. - uśmiechnął się. - Miejsce w hierarchii..?
- Przyszła alfa. - mruknąłem.
- Ach, to takie butyy... - zaśmiał się i uklęknął. - a więc przepraszam panią alfę! To dla mbie zaszczyt cię badać!
Cały Harpagon. Śmieszek. Spojrzałem na Chalize i puściłem jej oczko.

Chazli?

sobota, 14 stycznia 2017

Od Silette cd opowiadania Harpagona

Obudziłam się wcześnie.Chyba para alfa już wstała.Poszłam napić się wody z potoku...Potem poszłam na zwiady odeszłam daleko ale pamiętam drogę do domu.Jednak zrobiłam 5 kroków i zamarłam były tam psy i ludzie.Jeden mnie zauważył i się na mnie rzucił..Jeden człowiek zapanował nad psem. A ja pobiegłam do mojej jaskini.Znowu,omal nie umarłam.Miałam sporo zadrapań położyłam się na chwilę potem poszłam do lekarza opatrzył moje rany,poczułam jakąś nieznaną mi woń.Spytałam o imię lekarza.Harpagon.Odpowiedział.Jestem wdzięczna za pomoc.Zapraszam do siebie... 
Harpagon?

Od Alegorii cd opowiadania R.

-I omal nie udusiłeś, ale to taki drobny szczegół. - przewróciłam oczami i odwróciłam się od lisa, który jednak nie miał zamiaru odchodzić. Zagrodził mi drogę i zapytał, co robię nad rzeką o tak wczesnej porze.
-Chciałam ugasić pragnienie, które tuż po obudzeniu zaczęło mi dość mocno doskwierać. - powiedziałam obojętnie, unikając kontaktu wzrokowego. - A ty z tego co mi wiadomo, jesteś na spacerze. - dodałam.
-Tak, owszem. - rzekł,
Okrążyłam rudego lisa, uważnie mi się przyglądając. Chciałam zobaczyć, jaki jest. Z każdej strony, cokolwiek miało to mi dać.
-Chyba będziemy zmuszeni razem pracować. - westchnęłam ciężko.
-Ach tak? - odparł.
-Jestem wojownikiem, podobnie jak ty. - mruknęłam.
R. wytrzeszczył oczy, musiał być nieco zdumiony. Nie odpowiedział mi, a usiadł, podniósł ogon i lekko przekrzywił łeb.
-Coś cię dziwi? - odpowiedziałam dość niesympatycznie.
-Szczerze, nie pomyślałbym, że jesteś wojownikiem. - powiedział po chwili namysłu.
-No cóż, może jak zobaczysz mnie w akcji nie będzie cię to tak dziwiło. Choć możesz być nieco zdumiony, jak walczę. - zaśmiałam się nieskromnie, po czym skierowałam w kierunku lisa cwaniacki uśmiech.

R.?

Od Harpagona do Silette

Dzień zapowiadał się słonecznie. Promienie słońca wpadały i załamywały się we wnętrzu mojej jaskini. Jaskini, zapytacie? Jestem lekarzem, a z tego co wiem, lekarze powinni przyjmować pacjentów w warunkach sterylnych. Właśnie dlatego jaskinia, a nie zwykła, ciemna nora czy pień drewna.
Postanowiłem ułożyć wszystkie fiolki. Nie miałem pacjentów, więc mogłem sobie na to pozwolić. Zioła po lewej, lekarstwa po prawej. Nuciłem pod nosem piosenkę.

"Moi przyjaciele mówią mi bracie co ci jeeest.." 

Nagle usłyszałem dzwonek o drzwi. Podskoczyłem na jego dźwięk i upuściłem jedno z pudełek. 
- O cholerka, czarcie żebro.. - schyliłem się zbierając zioła i zapominając o gościu. 
Pukanie do drzwi rozległo się po raz drugi. Podszedłem przez dziurę w drzwiach zbadałem kto to. To... ja? Przed drzwiami stała czarna lisica. 
- Tak? - odezwałem się. 
- Dzień dobry! Czy to tutaj jest lekarz?
Otworzyłem drewniane drzwi na oścież. 
- Dokładnie tutaj. Proszę, wejdź. - uśmiechnąłem się. 

Silette?

Od Silette do Simby

Był ranek ale lał deszcz pobiegłem do domu byłam blisko ale już miałam wpaść do domu ale zauearzyłam nieznajomego lisa.Pobiegłam za drzewo żeby to obserwować.Patrzyłam tak chyba całe wieki ale w końcu wyszłam z ukrycia i się na niego rzuciłam.Jak się nazywasz zapytałam .Simba usłyszałam jego imię.Zapytałam też o stado powiedział że jest przybłędą,ale że został przyjęty do stada spytał mnie o imię oczywiście odpowiedziałam Silette.Spytał też o przywódcę .Powiedziałam mu co u jak aż rozpętała sìę burza pobiegłam już do siebie.Ale burza była chwilowa ,pobiegłam aby napić się wody za strumienia i trochę potrenowałam biegania napewno mi się przyda.Znowu zobaczyłam Simbę zapytał czy chcę się chwilę pobawić zgodziłem się.Potem poszłam coś zjeść i się położyć... 

Simba?

czwartek, 12 stycznia 2017

Od R. cd opowiadania Alegorii

Warknąłem raz jeszcze, po czym zaciągnąłem się zapachem lisicy. Taa. To samo stado, co ja.
- R. jestem. - rzuciłem od niechcenia i zabrałem łapy od jej gardła. - A ty to...?
- Alegoria. - wykrztusiła z siebie. Od razu odskoczyła oraz zajęła bezpieczną pozycję z dala ode mnie. - Czemu mnie zaatakowałeś?
- Bo mi się nudziło. - Wzruszyłem ramionami. - Co tu robisz?
- Żyję, jak widzisz. - odparła chłodno. - To tereny mojego stada.
- To dobrze się składa, bo mojego także. - Wyszczerzyłem się do lisicy. - Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy.
- Nie wierzę ci. - burknęła lisica.
Położyłem po sobie uszy na znak przeprosin i odwróciłem się w inną stronę. Chłodny wiatr owiał mi pysk.
- A co ty tu robisz? - zainteresowała się.
Rzuciłem jej krótkie spojrzenie. Była smukła i miała długie łapy, a jej futro było kruczoczarne z białymi przebłyskami. Byłem skłonny nawet stwierdzić, że jest ładna.
- Spacerowałem i zobaczyłem ciebie. - mruknąłem, przyglądając się swoim łapom.
Lisica nie wydawała się zachwycona odpowiedzią.

Alegoria?

Od Alegorii

W nocy była burza. Grzmoty, pioruny i błyskawice mocno dawały się we znaki, jako nieodłączny element burzy. Po tym, jak to wszystko się uspokoiło na niebie pojawiła się tęczna. Wyszłam z jaskini i wyciągnęłam się. Postanowiłam pójść nad rzekę zaspokoić pragnienie. Aura była raczej spokojna, podreptałam powoli nad rwącą wodę, nachyliłam się i zaczęłam powoli pić. Usłyszałam za sobą jakiś szelest, podniosłam uszy i odwróciłam się za siebie. Nikogo nie spostrzegłam, dlatego ponownie spuściłam głowę w stronę wody w celu napicia się. Nim zdążyłam przyłożyć pyszczek do rzeki zauważyłam w odbiciu cień jakiegoś lisa. Odwróciłam się, a wtem rzucił się na mnie jakiś osobnik. Omal nie wpadliśmy do wody. Przeturlaliśmy się parę metrów od niej, warcząc.
Lis zapanował nade mną, przyłożył mi łapy do gardła. Wciąż pokazywał kły.
-Kim jesteś? - zapytałam ledwo, będąc przyduszona.

<Ktoś?>

Od Chalize cd opowiadania Ace

Objęłam ostrożnie Lizzie i wyciągnęłam łeb, aby zobaczyć kto idzie. Sądząc po głosie, zapewne Harpagon.
- Chali! - wydarł się Ace. - Spróbuj nie zaatakować Harpagona, dobrze?
- W porządku. - mruknęłam bardziej do siebie, niż do Fulco.
Kilka chwil potem w wejściu ukazał się Harpagon, a za nim alfa.
- Witaj, Chalize. - przywitał się uprzejmie, po czym zapytał: - Czy mogę ją zobaczyć? Jak ma na imię?
- Tak. - odparłam. - Lizzie.
- Ładne imię. - Lis uśmiechnął się i podszedł bliżej, a ja odsłoniłam małą.
Harpagon delikatnie podniósł szczeniaka i dokładnie się jej przyjrzał, a następnie wręczył ją Fulco.
- Potrzymaj przez chwilkę. - poprosił. Sam zaczął wyciągać jakieś dziwne rzeczy ze swojej torby. - No, możesz już oddać.
Na ziemi stanął jakiś metalowy przedmiot. Jak się dokładniej przyjrzeć, była to starodawna waga. Lis położył na niej czysty ręcznik i popatrzył na licznik.
- Ace, zapamiętaj to. - rozkazał. - 450 gramów.
- I co ja mam z tym zrobić? - spytał, ale nie protestował.
- Będziesz to odejmował od wagi Lizzie, żebyśmy mogli zobaczyć, ile waży. - odpowiedział. - A ręcznik jest po to, żeby było jej w miarę ciepło.


Ace? :v

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Hej, hej, maleństwo. - zaśmiałem się widząc gramolące się dziecko. - Ja nie daję mleka! - liznąłem ją po brzuszku wywracając delikatnie na drugą stronę.
- Chaaaalliii. - zawyłem. - Ona jest już na prawdę głodna.. -  westchnąłem patrząc na szczeniaczka.
Jak to możliwe, że w jej malutkim ciele płynie moja krew. Jest tak maleńka.. A taka śliczna. Była niemalże idealnie symetryczna. Wiedziałem, że będzie zgrabną, długonogą lisicą. Idealnie symetryczną i jeżeli Shan da, to może nawet i ogniście rudą alfą.
- Ale mam piękną córkę. - wymyłem ją dokładnie, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Podeszła do nas ruda, nasłuchując.
- Daj małej jeść. Sprawdzę kto to.
- Może to Ballada?-zapytała drżącym głosem.
- Spokojnie. To nie on. On nie puka grzecznie do drzwi. - uśmiechnąłem się unosząc brew i podszedłem do wejścia.
- Witaj, Harpagon! Wejdź. - otworzyłem szeroko drzwi przed lekarzem.
- Cześć i czołem, alfo. Wybacz, że nie przyszedłem wczoraj. Miałem pacjentkę i jakoś wypadło mi z głowy..
- Nie przejmuj się. Grunt, że do nas zawitałeś.
- Tak. Dokładnie. - zaśmiał się. - To gdzie mama z dzieckiem?
- Zaprowadzę cię.
- A nie pogryziesz mnie? - uniósł brew.
Popatrzyłem na niego jak na wariata.
- Jeśli mnie sprowokujesz, to jak najbardziej. - przekręciłem oczyma.
- HA! Dobre! Idźmy już. - prawie zakwiczał taszcząc za sobą torbę.

Chazli?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Ja ciebie też. - Uśmiechnęłam się do niego. Już spał. - Dobranoc, kotku.
Lizzie nieznacznie się poruszyła, więc utuliłam ją do snu. Potem sama zamknęłam oczy i pozwoliłam porwać się do świata snów.
***
- Ace? - mruknęłam. Chyba jeszcze spał. Delikatnie drgnął, czym się zdradził.
- Taa...? - Ziewnął lis i potarł oczy łapą. - Jak się spało?
- Dobrze. - odparłam zgodnie z prawdą. Jak mogłabym się nie wyspać śpiąc z ukochanymi lisami? - A tobie?
- Tak, jak zwykle. - Wzruszył ramionami, po czym skierował się do Elizabeth: - A tobie, kruszynko?
Zachichotałam cicho i wstałam przeciągając się.
- Przynieść ci coś do jedzenia? - zapytałam kierując się do drzwi spiżarni.
- Poproszę.. - zaczął, ale zaraz zmarszczył brwi, jakby coś sobie przypomniał. - Nie. Chali, wracaj tu. Ty się połóż, a ja coś przyniosę.
- Nie mogę tak cały czas leżeć. - zaprotestowałam. - A co, jak zrobią mi się odleżyny?
- No dobra. - burknął, ni to do mnie, ni to do Lizzie. - Ale się pośpiesz. Próbuje się ode mnie napić mleka.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- I co będzie z nami później, Ace? - cicho jęknęła zamykając oczy.
- No jak to co. - uśmiechnąłem się. - Zamieszkamy tutaj, będziemy rządzić stadem, a potem przekażemy sznurki Lizzie. Sami zestarzejemy się razem i będę ci codziennie robił śniadania i wieczorami śpiewał ballady. - Zjechałem w dół, znowu do jej płaskiego brzucha i przyłożyłem pysk do tej bardziej pozbawionej sierści części robiąc idealny, czerwony ślad.
- Co to? - podniosła głowę.
- Naznaczyłem cię. Od teraz jesteś już tylko moja. - szepnąłem, a z mojego pyska nie znikał uśmiech.
- To ja też chcę ci zrobić takie coś.
- Jak to..? - zamruczałem przymykając oczy.
- Nie będę się przecież tobą dzielić z innymi. - zaśmiała się zasysając powietrze wokół mojego torsu.
- Nie wyszło tak ładnie.. - skrzywiła się.
- Żartujesz? Jest świetna. Podoba mi się. - popatrzyliśmy sobie w oczy. - A ja jestem już tylko twój. - na powrót ją pocałowałem.
- Bardzo mnie to cieszy.
- Mamy jeszcze piętnaście minut, co robimy? - przeciągnąłem się patrząc na łóżeczko małej lisicy.
- To, co lisy lubią najbardziej. - spojrzała na mnie z chytrym uśmieszkiem i na nowo wylądowaliśmy w kocach, tym razem nie kończąc na pocałunkach.
Po wszystkim, niemalże od razu zachciało mi się spać. Zawsze tak jest.. Równo kwadrans później, dobiegły nas ciche piski. Oho. Dziecko głodne.
 Chalize zabrała Elizabeth do sypialni, gdzie razem, w trójkę zasnęliśmy.
- Chali.. - mruknąłem walcząc z zamykającymi się powiekami.
- Śpisz? Mieliśmy rozmawiać i się poznać.. - uniosła brew.
- Dzisiaj wolałem cię trochę inaczej popoznawać. - uśmiechnąłem się lekko. - Przepraszam cię, ale padam z nóg...
- Dziś i tak się już napracowałeś. Śpij. Należy ci się. - liznęła mnie po poliku.
- Dziękuję, Pani. Jesteś bardzo łaskawa, ale taka praca to czysta przyjemność, nie sądzisz?  Jeszcze jest trochę czasu, zdążymy porozmawiać i to nie raaaaz... - ziewnąłem
- No pewnie. Jeszcze poznamy się na wylot. Idź spać,bo musisz wypocząć. Słodko leżysz. Jak taki szczeniaczek.
- Niegrzeczny szczeniaczek. - otworzyłem jedno oko.
- Bardzo. - zaśmiała się
- Chaliii? - prawie zawyłem bardzo cicho
- Tak?
- Uwielbiam cię. - wyznałem i zasnąłem.

Chalize?

środa, 11 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

Uśmiechnęłam się do Fulco, a on odwdzięczył się tym samym. Oparłam łapę o jego kark, po raz kolejny prowokując go do pocałunku.
- Śpi? - upewnił się, delikatnie trącając mnie nosem.
- Śpi. - odparłam z uśmiechem. - Mamy trochę czasu dla siebie...
Ace zamruczał przeciągle, pieszcząc mój brzuch pyskiem. Przycisnęłam go do siebie, szepcząc mu cicho do ucha:
- Tak na to czekałam..
- Nie dziwię ci się, Chali. - odpowiedział cicho, bawiąc się moim uchem. - Ja również na to czekałem, cały dzień, a nawet i dłużej..
- Co dzisiaj robiłeś? - zapytałam i zmrużyłam oczy w oczekiwaniu na pieszczoty.
Lis delikatnie całował mój brzuch, co jakiś czas schodząc niżej. Za to mój ogon ocierał się o jego klatkę piersiową, brzuch i podbrzusze. Był lekko zarumieniony.
- Głównie zbierałem informacje. - mruknął, tarmosząc futro na moim podbrzuszu. Cicho jęknęłam. - A tak to nic ciekawego. Wszystko w porządku, nie znalazłem żadnych złych ludzi. Cieszysz się?
- Bardzo. - Mój oddech był przyśpieszony.
Zaczęłam obsypywać jego szyję krótkimi, delikatnymi pocałunkami.
- A co u ciebie i Lizzie? - zagadnął cicho mrucząc.
- Wszystko dobrze. - Zamknęłam oczy i przycisnęłam go do siebie. Ace nie protestował i ostrożnie położył się na mnie, przytykając swój nos do mojego nosa. Leżał pomiędzy moimi rozchylonymi łapami, zarówno przednimi, jak i tylnymi.
- Nie jesteś grzecznym lisem? - Uśmiechnęłam się, gdy znów zaczął całować moją szyję.
- Gdybym był grzeczny, Lizzie nie byłoby na świecie. - stwierdził i zatopił swój pysk w moim.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Teraz już mi nie uciekniesz. -  zaśmiałem się stojąc nad nią i dopadając do jej ciepłych warg. Leżała na grzbiecie odsłaniając brzuch. Idealnie.
- A jeśli spróbuję? - zachichotała.
- Nie uda ci się. - mruknąłem nie przestając chciwie jej całować. - Każdy twój dotyk... Twoje słowo.. Uśmiech.. - wymieniałem między seriami. - Mógłbym za nie spokojnie umrzeć.
- No, no.. - zdołała wydusić, co było dość trudne, bo każdą wolną sekundę wykorzystywała na szybki oddech. - Nie kracz.
- Nie kraczę... Naprawdę oddałbym za was życie. - przeniosłem się na jej szyję.
- I co teraz będziemy robić? - zaczęła kręcić kółka na moim grzbiecie.
- Coś, czego nie robią grzeczne dziewczynki. - spojrzałem w jej oczy na ułamek sekundy i zauważyłem w nich przyzwolenie do działania. Zaśmiałem się i zszedłem jeszcze niżej. Na klatkę piersiową i do brzucha wiedząc, że sprawiam jej tym ogromną przyjemność.
- Nie przestawaj. - mruknęła uśmiechając się od ucha do ucha, a na jej policzki wlał się rumieniec.  - Co? Jesteś głodny? - zaśmiała się.
- Podziękuję. - parsknąłem całując jej brzuch.
Spojrzałem kątem oka na łóżeczko małej. Włączyłem jej nowy ogrzewacz, więc mieliśmy pół godziny dla siebie.

Chali? B)

Od Chalize cd opowiadania Ace

Wtuliłam pysk w jego białą pierś i powoli przesunęłam w stronę jego pyska. Ace zaśmiał się cicho, ale ani trochę mi nie pomógł. Położyłam łapy na jego szyi i delikatnie się podciągnęłam, aby jeszcze raz móc posmakować jego ust. Oddając mi, ukąsił mnie w dolną wargę. Cholera, to było diabelnie przyjemne.
Opuściłam swój ogon luźno, a on upadł na jedną z łap Fulco. Przysunęłam się do niego, chcąc poczuć jego ciało.
- Nie kuś mnie lepiej... - zamruczał.
- Czemu? - mruknęłam. Delikatnie otarłam się o jego biodro.
- Bo to może się dla ciebie źle skończyć. - Niemalże warknął mi do ucha, jednak nie było w tym nuty negatywnych emocji.
Nie zamierzałam się tym jakoś przejmować, więc wtuliłam się w niego, chciwie sięgając do jego ust. Nie stawiał oporu.
- Mieliśmy rozmawiać, pamiętasz? - zaśmiałam się.
- Może za chwilę... - odparł uśmiechając się. Delikatnie pociągnął mnie za ucho, jednocześnie przybliżając mnie ku sobie. - Połóż się.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Ace popchnął mnie na stertę koców, z dala od łóżeczka Elizabeth. Popatrzyłam mu w oczy.
- I co teraz? - zapytałam z uśmiechem. Stał tuż nade mną.

Ace? :v

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- To po co tak się skradałeś?! - zdenerwowała się
- Bo nie chciałem jej budzić. - przewróciłem oczyma.
- Ale, nie widziałam ciebie i mogłam ci coś zrobić! - położyła mi łapy na ramionach.
Położyłem na nich i swoje i zabrałem z powrotem.
- Nic mi nie zrobisz, kotku. Nie dasz rady. - uśmiechnąłem się zabierając powoli jej czarne łapy uniemożliwiając jej nimi ruch.
- Co robisz? - mruknęła. Nie było to pytanie przesycone niepokojem, a raczej ciekawością.
- Cicho, ruda. - zaśmiałem się.
To musiało fajnie wyglądać. Chalize była ode mnie o prawie głowę niższa, więc żeby mnie pocałować, musiała wyciągnąć w górę szyję, a ja nie zamierzałem jej pomagać. Nachyliłem się lekko czując jej oddech. Zatopiła we mnie pysk. Jezu, uwielbiam to. Całuj mnie częściej. Oddaliśmy sobie kilka razy zatrzymując się na chwilę. Oparliśmy swoje czoła i zamknęliśmy oczy.
- No dalej. Przekaż mi o czym tam myśilsz. - szepnąłem.
- O tobie. - usłyszałem jej cichy, ale pewny głos. - I o tym jak się cieszę, że cie mam.
- Cieszysz się ze mnie, czy z tego, że masz dzięki mnie mądre dziecko. - zaśmiałem się.
-  I z tego i z tego. Wiesz, że bardzo chciałam Lizzie. Pytanie czy ty chciałeś..
- Wtedy.. Tamtego wieczoru gdy my pierwszy raz.. Nie chciałem. Nie wiedziałem dlaczego się zgodziłem na dzieci, ale teraz już wiem.
- Dlaczego? - otworzyła na chwilę oczy i zauważyła, że gapię się na nią od dłuższego czasu.
- Bo już wtedy nie byłaś mi obojętna. Gdy zaatakował cię Mazzik tak samo. Mógłbym ukarać go dopiero w późniejszym czasie, ale pobiegłem, żeby cię uratować.

Chalize?

Od Chalize cd opowiadania Ace

Spojrzałam na małą, wtuloną we mnie kulkę. Leżała tak, taka niepozorna i nieświadoma, że kiedyś poprowadzi sforę.
- Co tam, malutka? - zagadałam do niej, chodź i tak wiedziałam, że mnie nie zrozumie. - Zjadłabyś coś?
Elizabeth zakwiliła cicho i wtuliła się w miejsce przy mojej słabiźnie. Była przyjemnie ciepła.
- Czyli teraz czekamy na tatę. - westchnęłam i ułożyłam łeb na łapach. - Dobranoc, Lizzie.

***
Obudziły mnie promienie słońca wlewające się do nory. No i Elizabeth, przypominająca, że chciałaby zjeść obiad. 
- No, jedz. - zachęciłam ją, kładąc się na boku. Mała posłusznie wzięła się do jedzenia. 
Prawdę mówiąc, ja też byłam odrobinę głodna. Przypomniałam sobie o tych dziwnych rzeczach, które zostawił tu Ace. Jak to było...? "Pstryknij w ten metalowy guzik"...? Tak, chyba tak.
Kiedy tylko Lizzie skończyła jeść, delikatnie odsunęłam ją od siebie i pstryknęłam w to małe coś. Nie minęła minuta, a dziwny woreczek stwardniał i poczułam przyjemne ciepło w łapach. Będzie idealne.
- Lizzie, nie gryź tego i nie ruszaj się stąd. - przestrzegłam i ostrożnie wsunęłam woreczek pod kocyk, na którym leżała. Dla dodatkowego ciepła otuliłam ją również innym kocykiem, a sama poszłam do spiżarni.
***
Po załatwieniu wszystkich rzeczy udałam się do nory. Nie spodobał mi się widok, który tam zastałam. Jakiś lis pochylał się nad Lizzie. Niestety nie wiedziałam, kto to jest, ponieważ stał tyłem i milczał. Przykucnęłam w cieniu i obserwowałam. Niby nie robił nic, co mogło mnie zdenerwować, ale jednak stał przy mojej córce. Warknęłam cicho i zanim lis zdążył się odwrócić, skoczyłam na niego.
- Chalize...?! - Ace popatrzył na mnie zdziwiony. Właśnie zaatakowałam ojca mojego dziecka. Świetnie. - Chali, proszę, nie strasz mnie.

Od Silette

Byłam w lesie spacerowałam i usłyszałam dżwięk łamanych gałęzi i zobaczyłam za sobą psa pobiegłam jak najszybciej żeby się ukryc ale zauważyłam że mnie goni,nie mogłam nic zrobic ale uciekac jednak było za późno dogonił mnie wiedziałam,że i tak zginę ale spróbowałam uciec prawie dosięgał mojego ogona ale umknęłam w krzaki. Ale i tak mnie zauważył,pobiegłam do strumienia i tam zauważyłam jaskinię ,psa chyba zgubiłam postanowiłam,się w niej ukryc bo łapy bardzo mnie bolały nie miałam ochoty by dalej uciekac,przecież na zewnątrz jest tyle nie bezpiecznych zwierząt...

wtorek, 10 stycznia 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Podszedłem do spiżarni i wyjąłem jeden z większych kartonów. Co jak co, ale teraz widzę, że magazynowanie tych wszystkich rzeczy w moim domu miało sens! Włożyłem głowę do środka, szukając właściwej rzeczy. Natknąłem się na małe, chemiczne termofory. Wyciągnąłem torebki wypełnione płynem i wróciłem do sypialni.
- Mam. - położyłem woreczki przed lisicą.
- Co to..? - uniosła brew zaglądając.
- To takie małe torebki dające ciepło. Spójrz. - poleciłem otwierając jedną z nich. - Mam takich sporo. Musisz po prostu pstryknąć ten metalowy guzik w środku i w ten sposób ta ciecz stwardnieje wydzielając ciepło. Działa około pół godziny, więc jeśli musisz gdzieś się oddalić, to bierzesz taki jeden, włączasz, wkładasz do kocyka razem z dzieckiem i możesz spokojnie się oddalić na przykład za potrzebą. Rozumiesz? - popatrzyłem na nią wyczekująco.
- Tak. Rozumiem. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem lekko uśmiech i skierowałem się do wyjścia.
- Ace! - zawołała, gdy miałem wychodzić.
- Hm? - mruknąłem patrząc na nią.
- Podejdź jeszcze na chwilę. - rozkazała.
- Podoba mi się to. Rozkazuj częściej. Jesteś na dobrej drodze. - pochwaliłem ją.
- Nie gadaj, tylko chodź. - przekręciła oczyma.
Podszedłem i uniosłem brew.
- Co mam zrobić? Coś jeszcze przynieść? - zapytałem z troską w głosie.
- Nie, nie..- zaśmiała się - Nie o to chodzi. - uniosła pysk w moją stronę i pocałowała. Jak dla mnie zbyt krótko, ale jestem w stanie zrozumieć.
- Miłej pracy, kochanie. - na jej policzkach pojawiły się małe dołeczki.
Liznąłem jeszcze małą alfę i wyszedłem z legowiska. Teraz krok wydawał mi się lżejszy, a droga już wcale nie tak daleka.. Skrzydeł dodawała mi myśl, że wieczorem spotkam się z nimi. Z rodziną.

Chazli?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Więc ja siedzę w domu z Lizzie, a ty załatwiasz sprawy sfory, tak? - upewniłam się.
- Dokładnie. - uśmiechnął się Ace. - Ale nie bój się, nie zamierzam cię zostawić, czy coś.
Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy. To, że będziemy się poznawać podczas kolacji było nawet dobrym pomysłem.
- Dobrze. - Fulco przerwał ciszę. - Muszę iść. Bądź grzeczna i trzymaj się z dala od eliksirów miłosnych.
Lizzie przewróciła się na drugi bok i ziewnęła, domagając się jedzenia.
- A, właśnie. - Przypomniała mi się jedna poważna kwestia. - Ace, ja nie mogę wstawać od niej. Ona jeszcze nie jest na tyle samodzielna, szybko traci ciepło.
- A... - Zmarszczył brwi i mruknął coś, czego nie dosłyszałam. - No tak. Owiń ją w kocyk, kiedy będziesz wstawała. - Zawahał się na chwilę i zamknął oczy. - Albo nie. Leż, zaraz ci coś przyniosę.
To mówiąc, znikł w spiżarni.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Wiem o tobie jeszcze zbyt mało. - uniosłem brew.
Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że ta mała, nieporadna kulka ma w sobie moją krew.
- Dziedzic tego stada. A niech tylko ktoś spróbuje ją tknąć.. - mruknąłem na chwilę zmieniając temat. - To łapy z tyłka wyrwane.
- Mój drogi... Nie wyrażaj się tak brzydko przy dziecku.
- Spokojnie. Mały ksztylek jeszcze nic nie rozumie. - uśmiechnąłem się.
Dlaczego nie mogłem oświadczyć się Chalize? A jak dużo o niej wiedziałem? Dla mnie słowa mają znikome znaczenie co do czynów. A co, jeśli ruda jest po prostu dobrą aktorką i zwerbowała mnie do siebie tylko dlatego, że chciała mieć dziecko? Szczeniaki z gwałtu też chciała wychować. Nie wyobrażam sobie tego co ona zrobiłaby wtedy sama gdyby rzeczywiście była w ciąży...
Może ją kocham? Ale co do tego, jeśli nie wiem, co czuje ona?
- Mam pomysł. - popatrzyłem w jej oczy nie odrywając pyska od Elizabeth.
- Jaki? - przekrzywiła łepek na bok
- Codziennie mam jakieś zajęcia, gdzieś muszę być, coś zrobić.. ale wieczorem, zasiądźmy razem do kolacji. To będzie taki nasz niepodważalny czas. Będziemy mówić o sobie, zadawać pytania i opowiadać. W ten sposób dowiemy się o sobie czegoś więcej.

Chali?

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Dobrze. - mruknęłam, przytulając do siebie małą. Ta... bo jakiś obcy lis będzie ją dotykał. Już.
- Chali. - powiedział Ace, a jego ton był ostrzejszy niż wcześniej. - Wiem, że się boisz o małą, ale spokojnie. Znam Harpagona i mu ufam. Nie skrzywdzi jej.
Ciekawe, co u Fulco znaczyło słowo "znam". Zna go krócej, niż mnie, a o mnie i tak wie bardzo mało.
- No, a kiedy już nadejdzie pora...? - Niewinnie zmieniłam temat, patrząc na Ace przekonująco.
- Ale ty jesteś niecierpliwa. - Roześmiał się lis. - Zobaczysz. Wszystko zobaczysz.
- A kiedy? - westchnęłam, kładąc się na plecach. Lizzie ziewnęła i wtuliła się w mój bok.
- Zanim jeszcze Elizabeth otworzy oczy... - powiedział cicho i nachylił się do niej.
Ace delikatnie wylizał szczeniakowi brzuszek pozwalając aby Lizzie położyła obie łapki na jego pysku.

Ace?

niedziela, 8 stycznia 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Ja chyba nie do końca rozumiem... - westchnęła.
- Posłuchaj.. Alfa musi być bezwzględna, dominująca i zdecydowana. - oznajmiłem na jednym wdechu. - Decyzje lidera należą do niej. Musi dobrze walczyć, znać wszystkie prawa i regulamin niemalże na pamięć, gdy ktoś przyjdzie do niej po poradę, zawsze musi wiedzieć co zrobić..  To dlatego przed Lizzie jeszcze dużo pracy. Wierzę, że ma to wrodzone, ale sama rozumiesz.. - położyłem po sobie uszy.
- A ja nie mam żadnej z tych cech. - ułożyła łeb na łapach. - Jestem słaba i ie potrafię komuś rozkazywać.
- I dlatego tego wszystkiego się nauczysz! - niemalże krzyknąłem kładąc łapy na jej barkach. - Nauczę cię wszystkiego, czego musisz wiedzieć, a kiedy już przyjdzie pora.. - uśmmiechnąłem się, ale nie dokończyłem. - Przyjdzie dzisiaj Harpagon na rutynową kontrolę nowonarodzonych szczeniąt. Musi zmierzyć, zważyć małą i jeszcze kilka innych rzeczy.

Chazli?

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Co ze mną? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, przytulając do siebie Lizzie.
Popatrzyłam na wyjście z Legowiska i zmrużyłam oczy. Dawno nie byłam na dworze, a więc moje oczy odzwyczaiły się od światła słonecznego.
- Tak, co z tobą. - westchnął Ace. - Chali... Gdybyś miała zostać alfą, żeby Lizzie pamiętała Cię od początku jako alfę, musiałabyś się sporo nauczyć. A poza tym... Lizzie otworzy oczy już za kilka, kilkanaście dni. Umiesz ty w ogóle pisać?
- Niezbyt ładnie, ale umiem. - odparłam zgodnie z prawdą. Może gdybym się postarała poprawić pismo, coś by z tego wyszło. Wcześniej nie miałam takiej potrzeby.
- No to naukę pisania i czytania mamy z głowy. - oznajmił.
Położyłam się na boku i pozwoliłam Lizzie się napić, delikatne naprowadzając ją łapą. Zamruczałam cicho, czując jej ciepło przy sobie.
- Ace, do czego ty w ogóle zmierzasz? - zapytałam ściągając brwi.
- Do tego, żeby mała Elizabeth miała jak najlepsze wspomnienia z życia. Wiesz, wysoko postawiona para, kochająca się rodzina... A nie to, co ma teraz. Samca alfę jako ojca, matkę gammę, i to wszystko nieoficjalnie.

Ace? Może być i Chazli :v

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Tak? - mruknęła lisica.
- Lizzie nadaje się na alfę. Czuję to. - przytaknąłem - A co z Tobą? - zmarszczyłem lekko czoło przypatrując się jej uważnie.
Szczerze? Miałem wątpliwości. Ruda nie jest typem dominującym. Woli schować się w kąt niż komuś się postawić. Jak sprostałaby ważnym decyzjom, tonom papierów, ustanawianiu porządku w stadzie? Jak na razie..? Nie udałoby się jej to. Musi się jeszcze wiele nauczyć, ale jak mam w przeciągu dwóch tygodni zrobić z niej dominującą maszynę do zabijania, gotową podejmować najtrudniejsze decyzje stada, potrafić wyselekcjonować odpowiednich członków, przydzielić zawód, mieszkanie.. Awykonalne! Czy ona umie pisać..? Głupie pytanie, ale to pokazuje, jak bardzo jej jeszcze nie znam. I te wielkie kroki: dziecko, partnerstwo. Przecież ja nic o niej jeszcze tak na prawdę nie wiem, a ona nie wie wielu rzeczy o mnie...  Poddać się? A może przez dwa tygodnie dowiedzieć się o sobie wszystkiego?
Nie. No przecież, że się nie poddam, a chcę, żeby najwcześniejszym wspomnieniem Lizzie była kochająca się rodzina, para alfa, a nie.. TO. Tylko jak tego, cholera, dokonać.

Chazli? Nowe wołanko. Chazli :v

sobota, 7 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Śliczna, prawda? - zapytałam po wspólnym posiłku.
- Tak, bardzo. - odparł. Ace wyglądał na trochę zestresowanego.
Akurat ten moment wybrała sobie Lizzie, żeby rozbrajająco zakwilić i wtulić się w Fulco.
- Czy coś się stało? - mruknęłam zaniepokojona jego zachowaniem i objęłam Lizzie.
- Nie, nic. Wszystko w porządku. - oznajmił z wymuszonym uśmiechem. Ewidentnie się czymś stresował.
- W porządku. - odpowiedziałam, delikatne czyszcząc Lizzie językiem. - Jadłeś cokolwiek?
- Tak. - potwierdził. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy to prawda.
- Już niedługo otworzy oczka. - szepnęłam z czułością bardziej do siebie niż do Fulco. - Usamodzielni się trochę, i pewnie będzie bardzo ciekawa świata...
Ace uśmiechnął się i ostrożnie polizał Elizabeth po policzku.
- A ona jadła? - spytał z troską i przytulił do siebie szczenię.
- Jadła, jadła. - uspokoiłam go.
Ciekawe, co będzie jak otworzy oczy. Czy będzie ciekawa świata i czy spróbuje go poznawać na własną rękę, znaczy się łapę. Myślę, że w wieku dwóch miesięcy będzie mogła już podjąć naukę. Do tego czasu czeka ją tylko beztroska zabawa, ewentualnie jakieś drobne zajęcia na temat przetrwania i bezpieczeństwa w lesie. A potem trening przygotowawczy do walk i rządzenia stadem, oraz pełnowymiarowe lekcje na temat przetrwania, walki, obrony i innych potrzebnych rzeczy.
- Chalize? - odezwał się niespodziewanie Ace, przerywając moje zamyślenie.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Złowienie ryby wcale nie należało do najłatwiejszych. Najpierw stanąłem na brzegu jeziora, ale stwierdziłem, że jednak niedaleko tam zajdę. Potem pognałem nad wodospad i zauważyłem niedźwiedzia łapiącego w locie łososie.
- Oo, stary! To nie dla mnie. - westchnąłem udając się dalej.
Zauważyłem mostek należący do ludzi. Podszedłem do brzegu drewnianej budowli i spojrzałem w dół. Po dnie pływały małe ryby. Żeby je złowić, musiałbym wskoczyć do wody, a wyciągnąłbym najpewniej jedną. Obok, na drugim mostku przyglądał mi się człowiek. Wyczułem to, że jest dobry więc skierowałem się w jego stronę. Potruchtałam wzdłuż ścieżki, a następnie susami pokonywałem sosnowe kładki.
- Siemasz, dobry człowieku. - zagaiłem, choć wiedziałem, że mi nie odpowie. Miał na oko 14 lat. W sensie na lisie. Na ludzkie.. Oni mają takie dziwne liczenie tych lat... 70? Mniejsza z tym. Na jego głowie układały się dłuższe, siwe włosy.
Usiadłem obok niego patrząc na spławik od wędki.
- Co, mały towarzyszu? Jesteś głodny? - zapytał sięgając po siatkę zatopioną w wodzie.
Było w niej kilkanaście ryb. Małych.. i jedna większa. Idealna.
Człowiek poczęstował mnie małą rybą, którą zjadłem niemal od razu. Nie przepadałem za takim obiadem, ale lepsze to od myszy.
- Taki ty głodny? - zaśmiał się.
- A żebyś wiedział, stary. Mam lisicę i dziecko na utrzymaniu. - na moim pysku pojawił się grymas.
- A wiesz, co? Jeśli złapię dziś szczupaka, to dostaniesz ode mnie tego największego leszcza. - zarzucił wędkę po raz drugi.
Pozostało mi czekać, więc ułożyłem się wygodnie na ciepłym drewnie patrząc za 'burtę'.
Wpatrywałem się na małe okonki szukające pokarmu. Woda w tym jeziorze jest niewątpliwie jedną z najczystszych w okolicy. Wdzięcznie pływały na około. W pewnym momencie pojawiło się coś ogromnego. Zdecydowanie większego ode mnie i pożarło okonki. Zapiszczałem zwracając uwagę wędkarza. Wstał natychmiast i spojrzał na szczupaka.
- Jezu Chryste, szczupak!- szepnął wyciągając wędkę i zarzucając w pobliżu wiellkiej ryby. Zaczął dzwonić dzwonek. Ryba była na haczyku. Mężczyzna wyciągnął ją na brzeg i zaśmiał się w głos wyciągając z siatki największą rybę i rzucając ją w moim kierunku.
- Masz, mały! To za to, że pomogłeś mi go złowić! - byl szczęśliwy. Ja też
Pobiegłem ze zdobyczą do nory i wtedy natchnęła mnie myśl. Nie mogę tak dłużej żyć. Nie uśmiecha mi się egzystencja na 'kocią łapę'. Jeszcze zanim Lizzie otworzy oczy, oświadczę się Chalize. Przecież obroża już dawno czeka w biurku.. Pozostało czekać na okazję.

Chalii?

Od Chalize cd opowiadania Ace

Uśmiechnęłam się do Fulco i zajęłam małą. Była głodna, podobnie jak ja. Pozwoliłam, aby napełniła swój brzuszek mlekiem i delikatnie ją przytuliłam. Ace odwzajemnił uśmiech i wyskoczył z nory.
Zastanawiałam się, jak to z nią będzie. Jak tylko podrośnie do jakiegoś miesiąca, pewnie Ace pośle ją do szkółki i równolegle będzie uczył wszystkiego, co może jej się przydać w życiu. Albo i nie.
 Druga opcja jest taka, że Fulco jednak zmieni zdanie i w czasie dorastania Lizzie wybierze sobie innego szczeniaka na alfę, ale to było mało prawdopodobne. Jak się przyjrzeć, Elizabeth była wzorowo zbudowana. A to było widać nawet tuż po narodzinach. Miała proste, mocne łapki i żadnych niepokojących zmian skórnych. Poza tym, jako dziecku alfy, przysługiwała jej specjalna opieka. Nic nie ma prawa jej się stać. A za czternaście dni otworzy oczy...
Była taka mała i nieświadoma, że jest kimś wielkim. Że kiedyś poprowadzi stado.
- Już jeestem! - ryknął Ace, wchodząc do nory. W pysku trzymał dość dużą rybę.


Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Chalize... - podniosłem lekko ton. Zdenerwowały mnie jej słowa. - Przestań. - skarciłem ją.
- To, czy ja wychowywałem się na wolności, a ty w klatce nie ma znaczenia. Łączy nas jeden fakt. Oboje jesteśmy sierotami. - z powrotem ułożyłem głowę na łapach.
A co, jeżeli miała rację..? Co, jeślli mała Lizzie pójdzie do szkoły z innymi szczeniakami, a tak się na pewno stanie i te wszystkie sieroty będą jej wytykać to, że jest nieślubna? Podobno bycie nieślubnym dzieckiem jest gorsze od sieroty.. Nic nie prawda. Nie jest.
- Przepraszam, ruda. - westchnąłem. - Wiem, że nauczyłaś mnie kilku wartości, ale wciąż się uczę.. Nie jestem idealny i przede mną jeszcze SPORO pracy.  Popatrzyłem gdzieś w podłogę kładąc akcent na słowo sporo.
- Nie. To ja przepraszam. To było zupełnie niepotrzebne pytanie. Cieszę się, że dostrzegasz u siebie jakieś zmiany. Ja też je widzę i pękam z dumy widząc jak się zmieniłeś.
Westchnąłem przetwarzając jej słowa.
- Idę coś dla nas upolować. Pewnie jesteś głodna. - wstałem i przeciągłem się kierując do wyjścia. - Co pani sobie życzy? - ziewnąłem. - Kurczaka, zająca, bażanta, jakieś inne ptactwo czy polecimy we francuskie ślimaki? - spojrzałem na nią. - Myszy nie jadamy. - od razu wyprzedziłem jej słowa. Fu. Myszy.
- Poproszę rybę. - uśmiechnęła się.
Bosz.. Ryby łapałem przeszło dwa lata temu.. Uda mi się?

Chali?

Od Chalize cd opowiadania Ace

Zamknęłam oczy rozkoszując się chwilą. Ace, ja i nasza malutka Elizabeth... Taak. Lepiej być nie mogło.
- Ace. - mruknęłam, przekładając ogon przez jego brzuch.
- Tak? - Uśmiechnął się do mnie. - Co, Chali?
- Kocham cię. - wyznałam. - Bardzo cię kocham. Ciebie i malutką.
- Ja ciebie też. - odparł cicho, jakby to było coś wstydliwego.
Mała, brązowa kulka leżała pomiędzy mnie i Fulco, wtulona w nasze ciała. Była taka bezbronna...
- Naprawdę zamierzasz uczynić ją alfą? - zapytałam z uśmiechem.
- A masz lepszą kandydatkę? - Ace wyszczerzył się. Był wyraźnie zadowolony z tego, że został ojcem.
Wtuliłam się w niego, jednocześnie przytulając też Lizzie. Tak. Lepiej być nie mogło.
- Chyba nie. - Wzruszyłam ramionami. - Po prostu myślałam, czy nie wolałbyś kogoś z lepszym pochodzeniem. No wiesz... Nieślubne dziecko alfy i gammy, która kiedyś mieszkała w klatce.
Spojrzałam na małą i delikatnie przytuliłam swój nos do jej noska. Taka kochana.

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

- Aż tak ci się spieszy? - uśmiechnąłem się trzymając nos przy kulce.
- Chciałabym już być w twojej jaskini, na legowisku.. - popatrzyła na mnie z niecierpliwością.
- No dobra, mała. Za chwilę. - bardzo delikatnie liznąłem mała istotkę. - Trzeba ją dokładnie otulić, bo nie może poczuć zimna. - mruknąłem sięgając pyskiem po bawełnianą chustę w kratę. Była ciepła i czysta. Idealna.
- Ty... Dużo wiesz, co? - parsknęła.
- Gdzieś o tym czytałem. - przewróciłem oczyma. Wolałbym nie mówić jej o ewentualnych moich potomkach wałęsających się gdzieś po świecie... Nic mi o tym nie wiadomo, ale myślę, że jest to w jakiś sposób możliwe... No nic.
Porządnie owinąłem małą i jedną łapą przytuliłem ją do swojego kołnierza.
- Znachooor! - zawołałem. Pojawił się po chwilce. - My już będziemy się zbierać.
- Jasne. Pilnuj tylko, żeby było im ciepło. Tato.
Puściłem wolno jego słowa.
- Dziękuję za wszystko. Jesteś świetny.
- Nie a za co. - z uśmiechem skinął głową - Teraz naucz się mówić w liczbie mnogiej, synu.

Całą drogę szedłem o trzech łapach. W czwartej trzymałem malutkie, śpiące zawiniątko. W końcu dotarliśmmy na miejsce. Chalize ułożyła się na naszym legowisku, a obok niej przystawiłem cały czas ciepłą, ale głodną jak wilczek Elizzie. Mała napełniła swój brzuszek ciepłym mlekiem, a po moim również rozlało się przyjemne ciepło. Czy to szczęście? Najwyraźniej.

Chalize?

piątek, 6 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Zasnęłam od razu, ukojona bliskością ukochanych lisów.
***
- Chalize? - Ace trącił mnie nosem. - Obudziłaś się już?
- Tak. - Ziewnęłam i spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek.
Lis wyszczerzył się do mnie i przyłożył nos do brzuszka szczeniaka. Malutka zakwiliła cicho i położyła obie łapki na jego pysku. Ace westchnął zachwycony córką i skupił swoją uwagę na mnie.
- Jest absolutnie cudowna. - odezwał się i liznął mnie po pysku. - Poprowadzi to stado w przyszłości. Będzie wielkim lisem.
- Niewątpliwie. - odparłam i popatrzyłam mu w oczy. Cieszę się, że był taki zadowolony z małej, zresztą ja też byłam.
Popatrzyłam na małą. Miała puszyste, brązowe futerko i niebieskie oczka. Na jej futrze nie było śladów krwi.
- Zająłeś się nią? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedział rudzielec. - Jest piękna...
- Ace. - przerwałam mu jego opowieść  o wszystkich zaletach Lizzie. - Czy moglibyśmy iść już do domu?

Ace?

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Położyłem się na przeciwko mamy naszego dziecka.
- Prawda, że jest cudowna? - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
Przed nami leżała mała, szara jeszcze kulka. Ślepa i bezbronna.
- Tak. - westchnęła Chalize lekko się uśmiechając.
- Jesteś bardzo zmęczona. Odpoczywaj. - spoważniałem na chwilę. Tyle szczęścia..!
- Lizzie już piła? - zmarszczyła brwi zamykając oczy.
- Tak. Piła. Śpij. - rozkazałem chwytając szczeniaka.
Położyłem się obok rudej, przykładając dziecko do mojej klatki piersiowej. Tak będzie jej ciepło.  Zasnęła leżąc na plecach. Taka maleńka..
Znachor postanowił dać nam spokój pogratulował mi ojcostwa i wyszedł.
Już sobie wyobrażałem to, gdy trochę podrośnie, będzie trzeba załatwić nauczyciela . To znaczy, że muszę wziąć się za szkolnictwo w naszym stadzie. Mnóstwo papierów. Będę uczył ją polować, walczyć, czytać i pisać, rządzić stadem... Mała alfa. No, a ja jestem ojcem. O Shan.. dziękuję.

Chalii?

Nowe szczenię!

Chalize urodziła! Szczenię ma na imię Elizabeth i przebywa pod opieką matki.

Od Chalize - Poród

Zacisnęłam zęby i położyłam się na boku, aby choć trochę zniwelować ból. Jakby z oddali dobiegł do mnie głos Znachora:
- Ace, dziewczyna ci rodzi. Leć po wodę i ręcznik.
- Żadna tam dziewczyna... - burknął rudzielec, ale nie odważył się nie wykonać polecenia.
Moje ciało zlał pot, niemalże czułam, jak temperatura w pomieszczeniu skacze do tysiąca stopni. W panice obrzuciłam całe pomieszczenie nerwowym spojrzeniem i zaczęłam oddychać. Szybko i nieregularnie, jakby to pomagało zwalczyć ból. I wiecie co? Nie pomagało.
- Chalize. - odezwał się cicho Znachor, siadając tuż przy mnie. - Oddychaj spokojnie. Będzie dobrze. Urodzisz piękną i zdrową córeczkę...
Aż krzyknęłam z bólu, kiedy odczułam mocne szarpnięcie w okolicach słabizny. Ktoś ścisnął moją łapę.
- Ace, postaw to tam. - polecił Znachor, zapewne wskazując jakiś kierunek. - Albo nie, daj to tutaj.
Alfa parsknął i ostatecznie postawił to, co przyniósł niedaleko mnie. Nie widziałam co, gdyż mój wzrok był utkwiony daleko za horyzontem. Jeszcze jeden, tym razem mocniejszy spazm i ucisk trochę niżej.
- To normalne, że jest tyle krwi?! - wykrzyknął Fulco, nerwowo ściskając to na przemian puszczając moją łapę.
- Tak, Ace, uspokój się. - odparł obojętnie medyk. Zapewne widział już wiele porodów i po prostu to nie robiło na nim większego wrażenia. - Ace! - warknął, gdy lis zaczął gorączkowo przebierać łapami w miejscu. - Na litość bogów, usiądź na dupie i nie przeszkadzaj!
Rudzielec rzucił mu niemalże nienawistne spojrzenie, a ja jękiem przypomniałam o swojej obecności i sytuacji, w jakiej się znajdujemy.
- Spokojnie, mała... - wyszeptał mi do ucha, ściskając po raz kolejny łapę. - Już za chwilkę...
- Łatwo ci mówić. - warknęłam z bólu i skuliłam się. Skurcz, ten cholerny skurcz!
Poczułam, jak Znachor wciska mi coś do ust, po czym mruknął:
- Połknij to. Przeciwbólowe.
Było gorzkie w smaku i niedobre, to był jakiś... liść? z dziwną papką w środku. Faktycznie, po tym bolało już trochę mniej, ale skurcze się nasiliły. Zaskowyczałam cicho i opadłam na słomę.
***
- Ace, zostaw! - pomruk Znachora wybudził mnie z swego rodzaju snu. - Jak chce, to niech odpoczywa. 
- Ale... - zaprotestował, po czym poczułam czyjąś obecność w okolicy moich zadnich łap. 
- Ostrożnie. - ostrzegł. - Jest bardzo delikatna.
Ktoś przełożył małą, puchatą kulkę do mojego pyska, a ja poczułam delikatne bicie serca.
- Gratulacje, Chalize. - Znachor uśmiechnął się szeroko. - Lizzie jest piękna.

Ace, dumny ojcze? :v

Od Danteya

Od paru dni na terenie na którym ostatnio spędzałem czas samotnie, zaczynało brakować zwierzyny. Żeby polować musiałem udawać się na coraz to dłuższe przechadzki. W końcu postanowiłem zmienić swoje otoczenie, bo z czasem mógł grozić mi głód. Wybrałem się w kierunku urodziwych łąk i pół. Wysokie kłosy trawy delikatnie muskały moje małe ciało. Melancholijna droga mijała mi bardzo flegmatycznie. Przypomniały mi się zdarzenia związane z moją niedoszłą partnerką. Venii była jedyną lisicą, z którą byłem stosunkowo blisko. Ostatecznie, nie doszło do niczego. Venii zginęła z rąk myśliwych i pewnie wisi teraz na ścianie jednego z nich jako trofeum. Niestety, taka jest rzeczywistość. Ludzie ingerują w sprawy przyrody. Chociaż nie powinni. Gorycz po stracie Venii był głęboki, ale krótki. Trzeba nauczyć się żyć z takimi rzeczami. Niektóre uczucia potrafią niszczyć psychikę, dlatego ja zawsze staram się ich wyzbyć.
Przeszedłem parę łąk rozmyślając o wszystkim. Zanim się obejrzałem zapadał już mrok.
- Ehh, muszę się pośpieszyć..- Skarciłem się i ruszyłem biegiem. Miałem przed sobą puste pole. Na horyzoncie nie było widać niczego, dlatego mój bieg naabrał zawrotnego tępa. Po parunastu minutach szybkiego ruchu zaczął kropić deszcz. Przekląłem w myślach i ruszyłem jeszcze szybciej. Po chwili zacząłem dostrzegać niewyraźne kształty. Deszcz lał niemiłosiernie, przeto zasięg mojego wzroku był znacznie słabszy. Gdy zbliżałem się do niewyraźnych kształtów, zaczynały one nabierać klarownych form.
- Wioska?
Wkrótce moje przypuszczenia sprawdziły się. Kształty okazały się być opuszczoną i zrujnowaną wioską.
Zwinnym i płynnym ruchem wbiegłem między budynki szukając schronienia przed ulewą, której zaczynały towarzyszyć błyski i grzmoty. Niektóre z budynków wyglądały na tak zdemolowane, że byle wiatr wystarczyłby do zrównania ich z ziemią, dlatego wolałem poszukać czegoś bezpieczniejszego. Latałem jak poparzony szukając schronienia. Po chwili znalazłem "dom", który wyglądał całkiem przyzwoicie. Porównując go do pozostałych domów w wiosce, oczywiście. Wskoczyłem pod parę zawalonych obiektów, które uniemożliwiały deszczowi zmoczenie mojego futra, które i tak już była mokre, ale chciałem już wyschnąć.
Deszcz zaczynał przemijać, a na niebie było widać gwiazdy. Aura panująca w opustoszałej wiosce byłą... dziwna? Miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, chociaż niczego lub nikogo nie czułem. Bardzo dziwne wrażenie. Wyszedłem na zewnątrz i okrążyłem budynek. Nikogo, ani niczego co powinno zwrócić moją uwagę.
- Może tylko mi się zdawało.- Powiedziałem sam do siebie. Dałem sobie spokój z moimi przeczuciami i poszedłem schować się pod zawalone obiekty, żeby pójść spać.
Zostałem obudzony przez szelest liści. Mój sen był bardzo płytki, dlatego cichy odgłos zdołał mnie obudzić. Przyjąłem pozycję obronną i skradając się się wyszedłem ze swojego schronienia. To był lis. Wyczułem to. Jednakże nie wiedziałem jak był do mnie nastawiony. Dlatego nie przedłużając wyskoczyłem zza ściany z zębami na wierzchu i obronną pozycją. Nie chciałem zaczynać ataku, dlatego czekałem na ruch przeciwnika, który ostatecznie nie został wykonany. Moim napastnikiem okazała się być lis o niespotykanej rasie, mianowicie lis srebrny oraz potężnej budowie. Powoli wracaliśmy do neutralnych pozycji.
- Kim jesteś?- Zapytałem

(Silette dokończyłabyś :D?)

Nowy lis!

Powitajmy nowego lisa na naszych terenach, milczącego Danteya!



czwartek, 5 stycznia 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

- Ace... Boli... - jęknęłam, wciskając się w jego futro.
- Chali, nie kręć się tak. - wymamrotał nerwowo. - Niosę cię do Znachora, wytrzymaj...
Łatwo mu było mówić! Powoli trafiłam siły, ale Ace zbliżał się już do Znachora. Zza drzwi jego nory wyglądał rudy pysk.
- Znachor! - zawołał Fulco, ściskając mnie kurczowo w łapach. - Szybko!
Znachor w kilku susach znalazł się tuż przy mnie i ostrożnie mnie podniósł, tym samym odciążając Ace.
- Nic nie rozumiem... - mruknął. - Miała rodzić dopiero jutro...
- Znachor. - zamyślił się Ace, wnosząc mnie do nory Znachora. - Która jest godzina?
- Jakaś dwudziesta druga, a co? - odparł i ułożył mnie na posłaniu.
Zacisnęłam powieki i cicho jęknęłam, zwracając na siebie uwagę. Fulco uklęknął tuż przy mnie.
- Spokojnie, malutka... Będzie dobrze. - uspokajał mnie, delikatne ściskając moją czarną łapę.

Ace? Musimy to jakoś przedłużyć :v

Od Ace C.D. opowiadania R i Chalize

Stanąłem jak wryty patrząc to na prawdopodobnie rodzącą lisicę, to na cwanego rudzielca wychodzącego zza krzaków.
Lis podczas porodu zawsze sobie poradzi, a to dopiero początek, więc...
- Czego tu szukasz?-warknąłem w jego stronę czując jak włos na karku staje mi dęba.
- A nic. Bez spin, wujek. - uśmiechną ł się robiąc krok bliżej, który natychmiast skomentowałem cichym powarkiwaniem.
Chyba włączył mi się instynkt rodzicielski czy coś takiego, który nakazywał mi bronić leżącej Chalize.
- Hej, macie tu stado, tak? - obcy nic sobie z tego nie robił.
Wyprostowałem się i cicho westchnąłem.
-  Jesteś na terytorium naszego stada. Czego tu szukasz?
- Miejsca zamieszkania.
- Zgubiłeś? - zaśmiałem się.
- Powiedzmy, że jeszcze nie odnalazłem. - wyszczerzył się.
- Ace... - jęk lisicy przypomniał mi o sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy.
- O jeny.. - syknąłem łapiąc się za głowę. Przez chwilę o niej zapomniałem... - Słuchaj.- zwróciłem się do nowego. - Jestem Ace, przywódca stada. - podałem mu łapę
- R. - rzucił krótko
- Jak? - skrzywiłem się myśląc, że zwyczajnie słuch odmówił mi posłuszeństwa, co zdarza się wybitnie rzadko.
- Krótko. R. - wzruszył ramionami.
- Ambitnie.. - przytaknąłem zamyślając się na chwilę.
- ACE, JA TU RODZĘ. - przypomniała się ruda. Rzeczywiście. Odeszły jej wody. O Shan!
- Racja. - przytaknąłem w jej stronę. - R, poprosiłbym cię o przysługę. Proszę, idź do końca tej ścieżki i skręć w lewo. Nie! W prawo. - poprawiłem się. - Następnie przechodzisz przez most na rzece i po prawej, obok jarzębiny, jest taka mała jaskinia. Biegnij tam i powiedz lisowi który jest w środku, że zaraz przyprowadzę tam rodzącą Chalize. Niech się przygotuje. Zapamiętasz?
- A czy nazywam się R? - parsknął
- No nie wiem. - uniosłem brew. - biegnij już.
Sam delikatnie uniosłem rudą w powietrzu i zaniosłem doo Znachora.

R? Chalize?