Nieopodal pięknej zatoki wraz ze swoim stadem mieszkała ciekawa świata córka wodza - Alex. Była bardzo spragniona poznawania nowych rzeczy, jednak jej ojciec, dobry, ale bardzo stanowczy przywódca stada - Korczak był temu przeciwny. Uważał, że jego córka powinna się uczyć i znaleźć partnera, aby w przyszłości mogła godnie dowodzić stadem i podejmować mądre decyzje. Bardzo mu na tym zależało, ale Alex wcale nie chciała się uczyć, jej marzeniem było poznawać świat, nowe lisy, co zupełnie nie grało z oczekiwaniami jej ojca. Na razie była młoda, nie przejmowała się zbytnio przyszłością, mimo, że ta zbliżała się wielkimi krokami.
Pewnego dnia Alex wybrała się na przechadzkę po ogromnym lesie, w którym kryły się największe tajemnice i najciekawsze historie, których nikt nie był sobie w stanie wyobrazić. Lisica szła majestatycznie nad strumykiem, wsłuchując się w jego kojący szum. Podziwiała piękno dzikiej puszczy, która wydawała się rajem i lekarstwem dla każdej, nawet tej najbardziej zagubionej duszy.
-Alex, co ty tutaj robisz? - zza krzaków dobiegł niski, aksamitny głos.
-Przechadzam się i podziwiam te uroki dzikiej przyrody, życie jest piękne. - westchnęła lisica, od razu rozpoznając głos swego ojca.
-Przechadzasz się? Alex, powinnaś uczyć się walki. Astor, dowódca sztabu wojennego specjalnie zarezerwował dla ciebie czas. Jako przyszła przywódczyni...
-Tak, tak, tak. Muszę znać wszystkie sekrety walki i innych dziedzin, bym mogła podejmować słuszne decyzje i bronić nasze stado, które w moim życiu uchodzi za największy priorytet. - przerwała mu Alex - Wiem o tym, powtarzasz mi to każdego dnia, ale ja chcę wiedzieć więcej, chcę poznać ten niezbadany świat, każdy zakątek tego wspaniałego lasu...- rozmarzyła się.
-Ależ córko, twoim obowiązkiem jest dowodzenie, masz to we krwi. Po to się urodziłaś, jesteś potrzebna naszemu stadu, wkrótce też będziesz za nie odpowiedzialna. - Korczak skrzywił się.
-Tato, ale ja nie chcę. W naszym stadzie jest tyle lisów, które byłoby w stanie wydrapać sobie oczy za te stanowisko, ja mogę im ustąpić. Na pewno mają do tego większy dryg niż ja. - stwierdziła biała samica.
-Co ty mówisz? Alex, jesteś stworzona. Chyba zabronię ci tych twoich spacerków, bo najwyraźniej uderzyły ci one do głowy. Mam wiadomość, która może nieco zachęci cię do dowodzenia. - uśmiechnął się lis.
-Ah tak, jaką? - Alex przekręciła głową.
-Moron, młody, niezwykle inteligenty i silny wilk stara się o twoje względy. To idealna partia, dałem mu już słowo, że wkrótce odbędą się zaślubiny, a niedługo potem koronacja. On będzie dowodził przy tobie. - rzekł dumnie Korczak.
-Tato, żartujesz?! Ja go nie kocham, ani trochę. To gbur, z którym się nie dogadam. Nie chcę za niego wychodzić, prędzej dam sobie łapy pociąć. - krzyknęła lisica.
-Ależ Alex, oswoisz się. To tradycja. Moron to wspaniały kandydat, każda lisica za nim wzdycha, a ty tak reagujesz? To jest niepojęte! Nie doceniasz tego, co masz. Inne lisy marzą, aby być na twoim miejscu, a ty narzekasz? Nie tak cię wychowywałem, nie jestem w stanie ciebie zrozumieć! Zachowujesz się jak rozpuszczony piesek kanapowy, a nie dziki i dumny lis! - warknął biały, potężny lis.
-Jak możesz tak mówić? To ty nie potrafisz mnie zrozumieć, każesz być mi taką, jaką nie chcę być. Nie szanujesz mojego zdania, myślisz tylko i wyłącznie o sobie! Moron? Nie widzisz, jaki on jest? Hm, w sumie nie dziwię się, bo dla mnie jesteś ślepy. - krzyknęła smutna Alex, a po jej pysku spłynęła mała łezka.
-Nie wiesz, co czynisz. Wyjdziesz za Morona, czy tego chcesz czy nie. Masz zjawić się w naszym legowisku przed zmrokiem. Dopilnuję, aby ślub odbył się jak najszybciej, zanim coś wymyślisz, a teraz żegnam. - warczał Korczak.
Lisica pobiegła w głąb lasu. Usiadła na wzgórzu i płakała. Ogarnął ją wielki żal. Nie zamierzała wracać do stada, nie czuła się tam szczęśliwa. Biała bardzo tęskniła za swą matką, której już nie było. Wiedziała, że jej rodzicielka na pewno by ją zrozumiała w przeciwności do ojca. Nagle usłyszała jakiś szelest, który dochodził zza krzaków, które rosły u stóp wzgórza. Alex zlękła się, ale ciekawość dała górę i lisica zaczęła ostrożnie stąpać ku krzakom. Chwilę później gwałtownie wyskoczył z nich potężny, silny lis o różnobarwnych tęczówkach. Warczał groźnie i biegał dookoła lisicy.
-Kim jesteś, co tu robisz? To moje terytorium. - warczał.
-Nic, siedziałam na wzgórzu. Jak to twoje terytorium? Te wszystkie niedalekie tereny należą do liczącego wiele lisów stada. - zdziwiła się Alex.
-Eh, no tak. Jestem tu od niedawna, może niepotrzebnie tak na ciebie naskoczyłem, ale wolałbym, abyś stąd poszła. - przewrócił oczami ponury lis.
-Może jednak ty powinieneś stąd pójść. To nie są twoje tereny, a nieznani przybysze znikąd nie są zbyt mile traktowani. - powiedziała pewnie.
-Ah tak? To trudno, ale zatrzymam się tutaj, ładnie tu. I dużo dobrej zwierzyny. - uśmiechnął się.
-Nie powinieneś tutaj zostawać, co cię tutaj sprowadza? W te zajęte tereny? - zapytała się Alex.
-A co ciebie to interesuje? Zmykaj stąd lepiej. - parsknął lis.
-To, że te tereny należą do mnie, a nie do ciebie. - skrzywiła się lisica.
-Oh, jaka pewna siebie. Do tego taka, taka hm... ciekawska. To zgubna cecha, na pewno nie doprowadzi cię do niczego dobrego. - zaśmiał się sarkastycznie tajemniczy przybysz.
-Teraz już się nie dziwię, dlaczego członkowie mojego stada nieciekawie traktują nowe lisy. Niegdyś wydawały mi się one interesujące i marzyłam wręcz, aby spotkać na swej drodze owego, nieznanego liska, ale chyba mi to minęło, bo nie jesteś zbyt ciekawym i dobrym okazem. - rzekła z uśmiechem Biała.
-Kochaniutka, ty też jesteś najwyraźniej niewiele warta. Wracaj do mamusi, już po zmroku, jeszcze ci coś się stanie bezbronna kruszynko. - mówił sarkastycznie lis.
-Ah tak? Taki mądry jesteś? Nie denerwuj mnie, bo dostaniesz. Nie bądź taki do przodu, bo ci ogona zabraknie. Idź stąd lepiej, zanim napotkasz kogoś mniej dobrego niż ja. - syknęła Alex.
-Nie boję się ciebie ani twoich "mniej dobrych" towarzyszy. Idź stąd, chciałbym spać, aż zwiewam od twoich nieciekawych gadek. - warknął tajemniczy podróżnik.
-Mam już ciebie dość, mówił ci ktoś, że jesteś nieznośny? - lisica warknęła i drapnęła lisa w pysk.
-Jesteś taka odważna? Ta cecha chyba zaraz sprawi, że pożegnasz się z którymś okiem albo zębem, wybieraj damo. - warczał lis.
-Nie zrobisz mi nic, nie udawaj groźnego, bo wiem, że masz dobre serce. Przepraszam za ten cios, ale już nerwy mi puściły. - zaśmiała się Alex.
-Uważasz, że odpuszczę takiej nieznośnej, irytującej lisiczce, która nic nie ma pojęcia o życiu? - zaśmiał się Szary i "rzucił" się na lisicę.
Obydwa lisy bawiły się, udając niesforną i mimo wszystko sympatyczną walkę. Gdy zwierzęta się zmęczyły, przysiadły i nareszcie zaczęły normalnie rozmawiać, chociaż wciąż tkwiła w tym nutka sarkazmu. Okazało się, że mają wiele wspólnych tematów i rozumieją się doskonale.
Tajemniczy przybysz nazywał się Vento, był ideałem dla Alex. Po pewnym czasie potajemnych spotkań, wielu szczerych rozmów, wymianą spojrzeń między lisami zaczęło rodzić się uczucie, które jednak nie miało szans na przetrwanie. Vento dobrze wiedział, że jego ukochana wkrótce weźmie ślub z przymusu z ponurym Moronem, ale nawet to go nie odtrąciło. Kochał Alex mimo wszystko i nie zamierzał jej opuszczać. Dla Alex te zaślubiny z rudym lisem były wielką zmorą i tragedią, jednak nie mogła tego uniknąć. Do ceremonii doszło, ale Vento bardzo wspierał swą ukochaną w tych trudnych chwilach i mimo nich lisica była radosna.
Pewnego dnia poszła do Vento i oznajmiła mu wspaniałą wiadomość, w którą samo ciężko było jej uwierzyć.
-Spodziewamy się potomstwa. - uśmiechnęła się Alex.
-Co? Jak to? Cieszę się, ale Moron... Nikt mnie nie zna z twojego stada, co im powiesz? - spytał się lis.
-Oh, myślałam o tym. Nie ma się czym martwić, wmówię Moronowi, że to jego dzieci, będę je zabierać na spacery do ciebie. Słowo, że będziemy regularnie ciebie odwiedzać. Gdy będą starsze dowiedzą się. - uśmiechnęła się lisica.
-Ale Alex... Nie możemy tak żyć ciągle. Ucieknijmy, załóżmy nasze własne stado. - oznajmił Vento.
-Nie, nie mogę stąd uciec. Jestem związana ze swoim stadem, nie mogę ich opuścić. Damy radę, zobaczysz. Teraz muszę iść, wieczorem wpadnę. - Alex liznęła Vento w pysk i uciekła uradowana.
Minęły 2 miesiące i lisica urodziła śliczną samiczkę o rożnobarwnych tęczówkach - takich samych jak Vento. Była szaro-biała. Alex przeraziła się, ponieważ Alegoria (tak ją nazwała) była idealną mieszanką jej samej oraz jej ukochanego. W niczym nie przypominała Morona, który na pewno się zdziwi, gdy ujrzy jego rzekomego potomka. Zmartwiona lisica od razu pobiegła do Vento naradzić się i pokazać Alegorię. Lis bardzo zachwycił się ich córką, był najszczęśliwszy na świecie. W rodzinie od razu zabłysła nić podobieństwa i porozumienia. Niestety, chwile radości nie trwały długo. Alex musiała zabrać Alegorię do Morona, gdyż ten już się niecierpliwił, bo wiedział, że jego partnerka już dawno urodziła - wszystko od niesympatycznego i zgorzkniałego lekarza Samuela, który o wszystkim informował Morona. Lisica ze skulonym ogonem i opuszczonym, smutnym wzorkiem podeszła do swego partnera i zaczęła mówić...
-Moron, nasze dziecko nie jest..
-Oh nie gadaj tylko pokazuj...-przerwał jej.
Alex wzięła w pysk Alegorię i postawiła ją tuż przed wielkimi łapami nowego przywódcy.
-Co to ma być? To szary, bury lis i te oczy, takie zdradzieckie, nienormalne... - warknął.
-To nasze dziecko, jak tak możesz o niej mówić?! - krzyknęła Alex.
-Nasze? Jesteś tego pewna? - sarkastycznie uśmiechnął się Moron.
-Oczywiście, że tak! Co ty mówisz? Przecież to jakiś absurd. - lisica przekręciła oczami, unikając kontaktu wzrokowego z Rudym.
-Przestań kłamać. Wymykałaś się do kochasia, nie kochasz mnie wcale..- rzekomo zasmucił się Moron.
-Moron, ja po prostu...
-Ale w porządku. Każdy już wie. Co za hańba. Nakryłem was, lecz nie chciałem ci nic mówić. Nasz morderca Obelix wraz z wojownikami bezlitośnie pozbawił już życia twego kochasia. Ty zostajesz wygnana. To, że jesteś prawowitą przywódczynią nic nie znaczy. Odejdź z tym szkaradnym dzieckiem zanim je zamorduje.
Lis rzucił się na Alex i brutalnie ją pogryzł. Lisica płakała, cierpiała ogromnie. Mimo, że traciła siły, ciągle własnym ciałem chroniła swą jedyną córkę. Jedyne co jej zostało po Vento, którego śmierć była dla niej ogromnym ciosem i wielką startą.
Gdy Moron odpuścił sobie karygodne czyny Alex szybko uciekała mimo bólu i sił, których już zaczynało jej brakować. Biegła i biegła do utraty tchu, gdy była poza granicami terenów swojego byłego stada. Położyła się z wycieńczenia w ciemnym, nieznanym lesie. Przerażona Alegoria wtuliła się w jasne, choć zakrwawione futro matki i zasnęła wraz z nią. Obydwie obudziły się w tajemniczej jaskini. Alex czuła się beznadziejnie, nie mogła się podnieść, rany były ogromne. Przerażona rozglądała się dookoła. Wejście do jaskini było duże. Tuż przed nim płynął wesoły strumyk. Ściany jaskini ozdabiały malowidła, które miały w sobie jakąś dziwną moc.
-Jest tu kto? - spytała się lisica, ledwo mówiąc.
-Tak, jestem. - zza ściany wyłoniła się mała, stara lisica.
-Kim jesteś? - mimo braku sił Alex warczała.
-Jestem matką Suzanne, twoją prababką. Uratowałam cię, lepiej odpocznij, bo jesteś w bardzo słabym stanie. - westchnęła staruszka.
-Co? Przecież..jej rodzice nie żyją.. To jakiś szok, dopiero zostałam wygnana, bo zdradziłam..dziecko..ahh - lisica ciężko dyszała.
-Wszystko wiem. Ja żyję, mój partner nie. - w jej przyjemnym głosie słychać było żal - Mieszkam daleko od stada, nie wrócę tam nigdy. Zajmę się tobą i tą małą. Odpoczywaj, nie możesz się denerwować. Znam całą twą historię i Vento, wszystko wiem od dobrych duchów lasu. Nie bój się kochanie, to koniec cierpień. Niesłusznie przeżyłaś tyle tragedii. - mówiła spokojnie szamanka.
Staruszka nazywała się Osujanez i była prawdziwą prababką. Była to piękna lisica o magicznych oczach koloru niebieskiego, który równał się z wspaniałą barwą czystego nieba. Futro jej było białe, lśniło w słońcu, które wyglądało zza puszystych chmur.
Czas mijał, a rany Alex goiły się powoli. Alegoria bardzo kochała swoją matkę. Pokochała także swą prababkę, która okazała się energiczną staruszką o wielkim sercu. Gdy mała, szaro-biała lisiczka dorastała, potrafiła już mówić nagle stan jej matki zaczął się pogarszać. Do największej rany na lewej tylniej łapie wdało się zakażenie, które okazało się poważne. Zaczęło wykańczać organizm lisicy. Osujanez starała się pomóc, ale wszelkie wywary, zioła nie działały. Alegoria była przerażona stanem matki, który z dnia dzień się znacznie pogarszał.
Mimo, że Alex była bardzo silna i dała radę wielu przeciwnościom nie wygrała z postępującą chorobą i odeszła. Był to wielki cios zarówno da Alegorii jak i dla Osujanez. Niestety, mimo tej tragedii lisice musiały żyć dalej, bo czas płynął.
Osujanez starzała się jeszcze bardziej, a Alegoria rosła bardzo szybko. Osujanez jako sprytna, zwinna lisica, posiadająca wielkie umiejętności łowieckie całą swą dużą wiedzę przekazała swej prawnuczce. Alegoria wyrosła na cudowną lisicę. Już jako półtoraroczna samica, bardzo inteligentna, posiadająca wielką wiedzę zaczęła się opiekować starutką Osujanez, która miała już 13,5 roku. Nie mogła polować, większość czasu leżała i spała. Alegoria bardzo kochała swoją babcię i wciąż cierpiała przez tęsknotę za swą matką, która żyła już tylko w jej sercu.
Nadszedł kolejny smutny dzień w życiu Alegorii - Osujanez znajdowała się na łożu śmierci.
-Kochanie, pamiętaj kim jesteś. Doceniaj siebie, czyń dobro i nie wpadnij w sieci zła. Uciekaj stąd, znajdź stado i nie wracaj do Morona, w jego stadzie panuje zła atmosfera, chroń się przed nią. Kocham cię i jesteś ogromnym darem. - po wymówieniu tych słów Osujanez osunęła pysk na ziemię i odeszła do Krainy Zmarłych, w których spotkała Suzannę, Alex i Vento, a także swego partnera.
Po pysku Alegorii spłynęła łza, kolejna starta tak bliskiej dla niej lisicy. Szara wiedziała, że nie ma na co czekać i musi znaleźć stado. Biegła dzień i noc, tyle, ile miała sił w łapach wykorzystała. Aż w końcu znalazła to miejsce. Tak, piękne, spokojne, dumne. Dołączyła do dobrego stada, w którym zaczęła być Wojownikiem. Od tamtej pory los jej sprzyja, a Alegoria żyje w spokoju i szczęściu, nie martwiąc się o tak wiele rzeczy. W jej sercu ciągle żyje jej rodzina, która wspiera ją wraz z dobrymi duchami w każdej sytuacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.