niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Pelikara C.D opowiadania Silette

Stałem w bezruchu próbując opanować myśli. Żona, Sil, odwaga, Paradise, Sil, żona, honor...
 I pewnie trwałoby to jeszcze długo, lecz lisica zaczęła mówić, wybudzając mnie z 'letargu'.
 - Łał... spotkaliśmy Paradise we własnej osobie...
 - Kochanie, nic Ci nie jest? - zapytałem.
 - Chyba nie, a tobie?
 - Też. - odpowiedziałem mało kreatywnie. - Musimy się stąd wydostać...
Jednak moje słowa nie były potrzebne - Sil już wspinała się po jakiś schodach.
 - Poczekaj na mnie... - rzekłem cicho i zacząłem oglądać dokładniej lodową sale w której się znaleźliśmy. Na pierwszy rzut oka była ona zupełnie pusta ( nie licząc pięknego tronu Paradise),
lecz wydawało mi się, że widzę całą sieć regularnie ułożonych linii. Podszedłem bliżej jednej z nich
 i w jednym momencie linia jakby wypełniła się złotem.
 - Co się dzieje? -usłyszałem niepewny głos Sil.
 -  Nie mam najbledszego pojęcia... - odpowiedziałem. Przede mną 'pojawiły się' jakieś drzwi...
Może to dzięki odwadze danej mi od Bogini, a może z powodu mojej głupoty. Szturchnąłem je lekko i...
*
Otworzyłem oczy. Czy to była wizja? W sumie to nie pamiętałem dokładnie tego co zobaczyłem... jedyną rzeczą jaką wspominałem był miecz i kapiące po nim łzy...
 - Milo, żyjesz? Na chwilę jakby odpłynąłeś... - Sil podeszła do mnie spokojnym krokiem.
 - Nic się nie stało. - uśmiechnąłem się blado, miecz pewnie po prostu symbolizował Paradise.
Wróciłem razem z małżonką do jej nory.
 - Kochanie, a może wprowadzisz się do mnie? Tak by nie było, że nie mieszkamy razem. - zaczęła pogodnie lisica.
 - Jak najbardziej, to... zamieszkamy u Ciebie? W sumie to ostatnio więcej czasu przebywam w twojej norce. - rzekłem.

Sil?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.