poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Od Lori - Sprawa wyższej wagi

Zapukałam lekko w korę znajdującą się koło Legowiska Alf, byłam dosyć zdenerwowana całą sytuacją i do tego cały czas w myślach przewijały mi się najgorsze scenariusze, które oczywiście nie poprawiały mojego samopoczucia. O co chodzi i jak do tego wszystkiego doszło?
Kilka dni temu akurat kiedy wracałam ze swojego stanowiska, do swojej norki zdałam sobie sprawę, że bycie tylko nauczycielką to dla mnie za mało i stać mnie na więcej. Trochę to banalne... ale w takich okolicznościach znalazłam się przy mieszkaniu Alf.
Zapukałam jeszcze raz, ale już trochę głośniej i zaczęłam przypominać sobie słowa którymi miałam wytłumaczyć co mnie sprowadza, lecz stres zaczął tłumić moje myśli. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, ale nie z środka Legowiska tylko od strony lasu.
- Chalize? - odwróciłam się, spanikowana ponieważ zdałam sobie sprawę, że już nie ma odwrotu.
- Tak, to ja. - z pobliskich krzaków wyłoniła się postać znanej mi lisicy. - Co cię tu sprowadza? - dodała po chwili. Zawahałam się, ale w końcu byłam już pewna swojej decyzji.
- Chciałabym poprosić o możliwość zrobienia próby dzięki której będę mogła zostać Dyrektorką. - wyrecytowałam na jednym tchu, przyznam, że musiało mi wtedy stanąć serce, bo po moich słowach zapadła niezmącona cisza, ale ja nie jego słyszałam bicia.
- Hmm, dobrze. Akurat mam dla ciebie idealne zadanie. - Alfa uśmiechnęła się lekko po chwili.
- Zamieniam się w słuch.
- Kilka dni temu znaleziono na terenach stada grupkę czterech lisów. Niby nic dziwnego, ale rzecz w tym, że oni niczego nie potrafią: polowanie jest dla nich za trudne, odróżnienie rzeczy jadalnych i niejadalnych to dla nich bajka, a na dodatek chodzą jak słonie - tak głośno, że nawet z dwóch kilometrów można ich usłyszeć!
- Te lisy są dorosłe? - zdumiałam się słysząc te wiadomości.
- Oczywiście. Ale wracając, twoim zadaniem będzie nauczenie ich umiejętności polowania i tym podobnych. Czy podejmujesz się tego wyzwania?
Odpowiedziałam bez dłuższego zastanowienia.
- Tak, za dwa tygodnie przyjdę tu razem z tymi uczniami i pokażę ci ich postępy. - rzekłam, nie wiedząc jeszcze, że dwa tygodnie to tak naprawdę tylko chwila.
***
Siedziałam naprzeciwko czterech lisów - mieli oni gdzieś tak około dwóch lat, tak jak mówiła Chali, żaden z nich nie potrafił nawet martwego zająca upolować...
- A więc od dziś będę was uczyć zasad przeżycia, ale zanim do tego przejdziemy chcę znać wasze imiona. - zaczęłam rozmowę.
- Ja mam na imię Gilbert. - powiedział pierwszy.
- A ja Joachim.
- Odys...
- Bazyli.
Gdy przedstawili już się wszyscy ( i jakimś cudem udało mi się zapamiętać ich imiona) zaczęłam wypytywać się o umiejętności jakie posiadają, by móc ustalić jakich się nauczą.
***
Minęły pierwsze trzy dni, w czasie których moim jedynym osiągnięciem było przekonanie uczniów, że surowe mięso kaczki jest jadalne ( niedawno dowiedziałam się, że zostali wychowani przez ludzi, ale później uwolniono ich, więc każde nieprzetworzone 'jedzenie' wywoływało u nich wstręt), ogólnie postępy u tych lisów były tak mozolne, że wręcz można powiedzieć, że do mety jeszcze sto kilometrów i z powrotem.
Dziś miałam zamiar nauczyć je prawidłowego skradania się i o dziwo, połowie się to udało! Zaczęłam nabierać nadziei, ale również zwiększyłam 'produktywność' lekcji, od tamtego czasu lisy które już umiały jedną rzecz zaczęły uczyć się drugiej, a te którym się nie wiodło udzielałam dodatkowych lekcji.
***
Po tygodniu moi uczniowie posiadali już najważniejsze umiejętności: skradanie się, polowanie, rozpoznawanie, pływanie, walka i kilka innych wyjątkowo ważnych rzeczy. Ogólnie to Bazyli i Joachim teoretycznie mogliby już żyć bez moich nauk, ale dwa pozostałe potrzebowały jeszcze mojej pomocy. Ostatnio zaczęłam się poważnie zastanawiać co by się stało gdyby nie udałoby mi się wykonać zadania... Wygnanie? Ośmieszenie? Splamienie honoru? A może to wszystko razem? Koszmar... Przecież mam jeszcze tyle pracy! Wiadomo oprócz podstaw przeżycia trzeba znać również kilka innych spraw na przykład wykopywanie wygodnych nor czy nauka kilku przydatnych fortelów... Trzeba będzie się mocno sprężać!
Weszłam zgrabnym krokiem na polanę - na wcześniejszej lekcji ustaliłam, że będą musieli się na niej schować tak bym ich nie znalazła. Podniosłam lekko nos i zaczęłam węszyć.
- Joachimie jesteś na drzewie... - powiedziałam pewnym głosem, a po chwili jeden z uczniów stał obok mnie. - Gilbercie, schowałeś się za krzakiem, nawet nie trzeba węszyć by cię znaleźć... - ciągnęłam. - Bazyli, widać, że się nie starasz, stoisz w samym środku kępy, a wiesz pewnie, jak bardzo widać rudy kolor... A Odys jest... za tamtym odstającym korzeniem. - wskazałam łapą, mimo iż mówiłam wszystko znudzonym tonem to tak naprawdę w duchu byłam zachwycona postępem. - Musicie pamiętać, że jeśli macie zamiar się schować to musicie być nie zauważalni przez wszystkie zmysły...
Jedyną odpowiedzią jaką usłyszałam były bezbarwne potakiwania, nie lubiłam jak tak robią ponieważ to oznaczało: "Nic nie rozumiem, ale mów dalej".
- Węch, nie da się zupełnie 'znieczulić' tego zmysłu, ale można zmniejszyć szansę na wyczucie... błotem. - w tym momencie złapałam grudę ziemi i wysmarowałam głowę jednego z uczniów ( przyznam, że przyjął to z wyraźnym obrzydzeniem). - Wzrok, tutaj też przydatne jest błoto i kawałki roślin, ale ważne jest dopasowanie tego wszystkiego do otoczenia. Słuch, zbędny szelest może okazać się niebezpieczny w skutkach. Dotyk i smak pomijamy. Został najważniejszy zmysł - instynkt, przed nim nie da się uchronić całkowicie, ale żeby choć w jakimś stopniu go zniwelować u przykładowego wroga, nie możemy się na niego otwarcie patrzyć... - ciągnęłam. Lisy wyraźnie były zaciekawione całą przemową.
- Zrobimy ćwiczenia praktycznie? - zapytał się Odys, a ja machnęłam twierdząco głową. Przez chwilę uczniowie wyczekiwali w ciszy jakiejś szerszej wypowiedzi, więc nie mogłam ich zawieść.
- Najpierw to ja się schowam, oczywiście po jakimś czasie wyjdę. - powiedziałam szybko i zniknęłam im z oczu.
Mniej więcej to w takim stylu mijały nam lekcje.
***
Od spotkania z Chali minęły już dokładnie dwa tygodnie, ale stres ustąpił dumie z moich uczniów którym udało się nauczyć wszystkich potrzebnych umiejętności które mogą się przydać podczas życia na wolności. Rano zebrałam uczniów i ruszyłam z nimi w stronę Legowiska Alf.
- Chalize, przyprowadzam uczniów! - krzyknęłam uradowana w stronę sylwetki lisicy.
- Udało się? - odpowiedziała z nutką zdziwienia Alfa, a ja przytaknęłam.
Potem jeszcze zaczęła pytać lisy o wiedzę, a na końcu zrobiła krótki test w praktyce i tak jak się spodziewałam wyniki okazały się pozytywne.
- To znaczy, że udało mi się wykonać zadanie? - zapytałam spuszczając lekko wzrok.
- Ależ oczywiście! Od dziś mianuję cię Dyrektorką! - rzekła Chalize, a ja dostałam ataku euforii.
***
Następnego dnia pożegnałam się z lisami, które postanowiły ruszyć w dalszą drogę, ale z pewną różnicą: od tego czasu mogli bardziej decydować o swoim losie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.