wtorek, 25 kwietnia 2017

Od Pelikara C.D opowiadania Silette

Jadłem kolacje w towarzystwie Sil, nikt się nie odzywał, lecz nie przeszkadzało mi to za bardzo, byłem zajęty podejmowaniem jednej z najważniejszych decyzji w moim życiu - małżeństwa. Przymknąłem lekko oczy wyobrażając sobie scenę w której pokazuje złotą obróżkę srebrnej lisicy i wymawiam dobrze znaną wszystkim formułkę...
 - Milo... - w pewnym momencie usłyszałem samicę.
 - Tak...?
 - Muszę już wracać do swojej norki... - lisica uśmiechnęła się przepraszająco, posłała mi szybkiego całusa i wyszła...
*
Znajdowałem się w gabinecie Znachora, oczywiście nic mi się nie stało, byłem tam z dwóch powodów - po pierwsze miałem przetłumaczyć lisowi jakieś runy, a po drugie potrzebowałem jakiejś dobrej rady.
 - Wiesz... - zacząłem niepewnie, a lis posłał mi spojrzenie typu "Może będę Cię słuchał, ale jestem dosyć zajęty". - ... chodzi o mnie i o Silette, kojarzysz ją? Mam zamiar się jej dzisiaj oświadczyć, ale... nie wiem jak. - dokończyłem, oczekując jakiejś reakcji lekarza.
 - Następny składnik?
 - Ale, że co?
 - Nie gadaj. Tłumacz...
 - Aaa, tu jest napisane 'borsucze ziele'... - rzekłem spoglądając na runy. - ... ale Znachorze, doradzisz mi? Masz już żonę, więc powinieneś wiedzieć jak to zrobić... - rzekłem trochę nerwowo, lecz lis zaśmiał się i powiedział:
 - Pelikarze, wiesz gdzie rośnie borsucze ziele? Jeśli nie to, wiedz, że to miejsce znajduje się nad rzeką tuż obok tego przewróconego drzewa... według mnie tamto miejsce będzie idealne na oświadczenie się lisicy...
 - A co ma ziele do jakiegoś obszaru?
 - Zupełne nic.
*
To ta chwila! Silette przychodzi w umówione miejsce... Nerwowo kręcę złotą obróżką. No cóż, raz korzy śmierć.  Schowałem błyskotkę pomiędzy liśćmi jakiegoś krzaku i ruszyłem w stronę lisicy...
Przywitałem się z nią i ruszyliśmy na wieczorny spacer. Starałem się maskować drżenie i niepokój, samica chyba tego jeszcze nie zauważyła, ufff, całe szczęście... W międzyczasie zaczęło się powoli ściemniać, ostatnie promyki Słońca ledwo co wychodziły zza horyzontu... Teraz, albo nigdy!
Skierowałem chód w stronę krzaka w którym schowałem obróżkę. Gdy byliśmy już blisko, pewnym ruchem złapałem błyskotkę i klęknąłem patrzcie! Klękający lis!!! przed lisicą. Wyciągnąłem przed siebie zaręczynowy podarunek i pewnym głosem powiedziałem:
 - Silette, czy zostaniesz moją drugą połówką? 

Sil? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.