Uśmiechnąłem się promiennie do lisiczki.
-Może pójdziemy nad rzekę?-zagadnąłem po chwili-Często tam chodzę z mamą i rodzeństwem.
Lizzie przez moment zdawała się wahać.
-A nie zabłądzimy?
-No coś Ty! Znam drogę na pamięć...-uspokoiłem przyjaciółkę-To co? Idziemy?
-No dobra...
Pobiegliśmy przez las. Czułem wiatr delikatnie muskający moją sierść. Zerknąwszy na Lizzie, dostrzegłem jasne promienie słońca, oświetlające jej rude, lśniące futerko.
***
-Jesteśmy na miejscu.-stwierdziłem gdy dotarliśmy do brzegu rzeki.
-Ale tu ładnie...-Lizzie z zachwytem rozejrzała się wokół.
-Zawsze tu przychodzę kiedy mam gorszy dzień, z kimś się pokłócę, albo po prostu żeby poprawić sobie humor.
-Ale duże drzewo...-powiedziała lisiczka, podchodząc do rozrośniętego pnia.
-To magnolia. Tak mówiła mi mama. Prawdopodobnie w tym roku także zakwitnie...
Przycupnęliśmy w cieniu drzewa.
Lizzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.