Ace wyrwał mi się, ale starałam się trzymać go mocno.
- Chodź już. - poprosiłam, odrywając go od Mazikeena.
Fulco warknął na czarnego lisa, a tamten rzucił mu to wyzywające spojrzenie.
- Puść mnie natychmiast. - wycedził przez zęby. - Już.
- Ace, spokojnie... - zaskomlałam błagalnie.
- Nie będę spokojny! - ryknął.
- Czemu? - Położyłam uszy po sobie. Tak na wszelki wypadek.
- Bo ten kretyn zaatakował... - Tu splunął na ziemię. - Bo nie posłuchał rozkazu!
Po chwili jego warknięcia zmieniły się we wściekłe ujadanie. W końcu wyrwał mi się, a ja upadłam trochę dalej od pola walki. Starałam się podnieść, ale postawienie przedniej, lewej łapy na ziemi sprawiało mi ból.
Dwa lisy krążyły obok siebie, co chwila klnąc na bogów i na przeciwnika. Reszty ich słów nie zrozumiałam.
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.