- Możemy iść dalej. - Z niepokojem zerknąłem w stronę wyjścia, które nie zapowiadało się zbyt obiecująco. Raczej nie mamy nic do stracenia. - Tak, chodźmy dalej.
Lisica wolnym krokiem udała się w głąb tunelu. Udałem się za nią. Co ciekawe, na ścianach dalej ciągnęły się ryciny. Lisy, psopodobne i ta dziwna, bardzo dziwna istota. Im dalej zagłębialiśmy się w tunel, tym więcej było glifów przedstawiających to coś. Ziemia była lekko wilgotna, a gdzieniegdzie nadal był lód. Poruszałem się w miarę ostrożnie, ale również przeglądałem się tym rysunkom. Co one mogły oznaczać? I co tam siedzi na końcu korytarza?
- R.? - odezwała się po chwili milczenia Alegoria. - Tu jest rozgałęzienie!
Spojrzałem przed siebie, prosto na sylwetkę Alegorii owianą cieniem i dwa rozgałęzienia, z których wprost wyzierała ciemność.
- Idziemy w prawo? - zaproponowałem, uważnie przyglądając się tym wejściom.
- Możemy. Najwyżej wrócimy. - zgodziła się ze mną.
Do jaskini wszedłem pierwszy, aby nie narażać jej na niepotrzebne urazy. To, co zobaczyłem po kilku minutach parcia na przód, zmroziło mi krew w żyłach.
Na podłodze leżał szkielet. Szkielet lisa, może wielkości Alegorii.
- Zawracamy! - krzyknąłem do niej. - Idź w lewo i wypatruj światełka!
- Ale... Czemu zawracamy? - Przekrzywiła głowę.
- Tunel jest zawalony. - skłamałem.
Alegoria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.