piątek, 3 marca 2017

Od Chalize cd opowiadania Ace

Morpheus uśmiechnął się porozumiewawczo, a następnie objął Fulco po ojcowsku i udali się w stronę wyjścia. Lis nadal był w szoku po tym, kiedy się dowiedział kto jest jego ojcem. Właściwie to ja też byłam mocno zdziwiona. Myślałam, że jego rodzice zginęli podczas obławy. Kolejną dziwną rzeczą było to, że dziadkowie prawie nigdy nie interesują się potomstwem swoich dzieci. Praktycznie nigdy się nim nie interesują.
Poza tym... Ojcem Fulco jest Morpheus? To w ogóle możliwe? To by oznaczało, że jest czymś w rodzaju ludzkiego herosa... Mogłam znaleźć kogoś normalnego, ale niee. Zapewne w żyłach Lizzie także płynie boska krew. To nie może być dobre dla jej przyszłości.
Z oddali dobiegała cicha rozmowa. Byłam strasznie ciekawa, o czym rozmawiają ale nie chciałam im przeszkadzać. Jedyne co, to mogę mieć nadzieję, że ktoś mi to potem przekaże. Zerknąłam do łóżka malutkiej - Jej wielkie, bursztynowe oczy wpatrywały się we mnie z uwagą.
- Co, malutka? - szepnęłam, zbliżając się do jej legowiska.
Oczka małej nie były niebieskie, jak u większości szczeniąt, lecz bursztynowe. Ace coś mówił, że wybrańcy bogów tak mają...
Lizzie wdrapała się na mnie, po czym zsunęła się po łapie na podłogę i zaczęła węszyć tym swoim małym, szczenięcym noskiem. Fajnie, że była taka ciekawska, ale nie wiadomo, jak to się skończy...
- A teraz chciałbym porozmawiać z waszą dwójką.. - usłyszałam ciepły, głęboki głos Morpheusa. Mówił do Fulco, ale byli na tyle blisko, że bez problemu to uchwyciłam.
***
Rozsiedliśmy się w salonie, razem z małą. Niecierpliwie czekaliśmy na jego przemowę.

Ace?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.