Wyszedłem na zewnątrz, gdzie miała czekać Chazlie, ale nie było jej tam.
- Chalize..? - uniosłem brew rozglądając się. - Chazliee.. CHALIZE! - odpowiedziało mi echo.
Do nozdrzy dotarł niepokojący zapach. O nie.. Gdy zacząłem sobie uświadamiać do kogo on należy, było za późno. Ballady nigdzie nie było, ale wiedziałem, że tędy przechodził.
Na zewnątrz wyszła moja córka
- Tato, co się dzieje? - jej głos był spokojny.
- Chodź. Zaprowadzę cię do Znachora. - uciąłem chwytając dwumiesięcznego szczeniaka za skórę na łopatkach.
- Ale tato.. Ja umiem chodzić.. - narzekała
- Bez dyskusji. Musimy tam być jak najszybciej. - niemalże warknąłem. Gdzie jest teraz Chalize.. I czy w ogóle jeszcze żyje? Łzy napływały mi do oczu.
Zostawiłem małą u Znachora i popędziłem tam, gdzie powiódł mnie węch.
Chalize?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.