Trop psa w pewnym momencie się urwał. Stanąłem przy drzewie wyznaczającym konieec naszych terenów. Tym samym, przy którym kiedyś nieświadomy zagrożenia pomogłem przejść na nasz teren niedoszłemu ojcu dzieci mojej żony. Brzmi to absurdalnie, ale w akcie zemsty prawie go zabiłem.
Co ja mam robić co ja mam robić... Nie wiem w jakim jest stanie, ale jestem pewien, że zawsze warto walczyć. Poczułem wiatr w kołnierzu i potruchtałem w dół doliny. Cel uświęcał środki. Nie wierzyłem, że to robię.. Pobiegłem do domu mojego starego wroga.
Zakradłem się do gospodarstwa od tyłu. Kury w kurniku wpadły w popłoch wyczuwając mój zapach lecący z wiatrem w ich kierunku. Do moich uszu dobiegło ciche warczenie.
- Poddaj się! - podskoczyłem na... dziecięcy głos...?
- Hej mały. - wyprostowałem się patrząc na szczeniaka terriera rosyjskiego.
- Co tu robisz? - mały usiadł i przekrzywił główkę. Jak Lizzie.
- Szukam mojej żony. Nie widziałeś przypadkiem tutaj żadnego innego lisa?
Pokręcił przecząco, a uśmiech zszedł z jego pyszczka.
- A ty czasem nie jesteś zły?
- Nie, dziecko. Lisy są rodziną z psami. To przez ludzi jest tak, jak jest. Lisy to mądre i oddane stworzenia. Szlachetne. A braci się nie zabija. Zapamiętaj.
- Dobrze, psze pana. - wziął to na poważnie.
- Ja nigdy bym cię nie skrzywdził. - pogłaskałem go po głowie. - Ale muszę lecieć, bo twój wujek, Ballada zrobił coś złego mojej ukochanej. - westchnąłem i pobiegłem dalej.
Chalize?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.