Obudziłam się, przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem i dopiero po chwili przypomniałam sobie wczorajsze wydarzenia. Rozciągnęłam się i uśmiechnęłam się widząc jak przyroda po wczorajszym deszczu osiągnęła dziś piękny odcień zieleni. Wyszłam ze swojej prowizorycznej norki i ruszyłam w dalszą drogę, złapałam rubin spodziewając się zobaczyć światełko które miało mnie dalej prowadzić, ale nie pojawiło się.
- Zepsułam to? - mówiłam do siebie w panice. Przez dłuższą chwilę gorączkowo próbowałam wywołać 'drogowskaz'. Nagle poczułam jak kamień zaczyna się lekko trząść i poczułam w głębi siebie, że trzeba go położyć. Nie wiedziałam co o tej sytuacji myśleć, bo to było przyznajcie wyjątkowo dziwne, albo lepiej - wszystko co się działo w ostatnich dniach było dziwne i nienormalne... ale wracając. Na rubinie pojawiła się głęboka rysa i... oślepił mnie nienaturalny blask. Zamknęłam oczy, a gdy po chwili je otworzyłam zobaczyłam... pisklę.
- Co ja mam o tym wszystkim myśleć? - powiedziałam lekko zrozpaczona. - Oszalałam, pewnie oszalałam!
Podczas gdy biadoliłam mały ptaszek doczołgał się do mnie i się przytulił. Poczułam jak od niego płynie dziwne ciepło które zaczęło dawać mi nadzieje. Obejrzałam go dokładniej - pokrywały go piękne czerwone piórka które miejscami przechodziły w kolor złota. Na głowie miał mały czubek który nadawał mu królewskiego wyglądu. A do tego wszystkiego w jego oczach zobaczyłam ten charakterystyczny błysk światełka.
- Jarvis!? - prawie krzyknęłam, a ptaszek pokiwał twierdząco głową. - Nic nie rozumiem, ale jeśli taka wola bogów...
Nagle Jarvis wziął rozbieg i zobaczyłam jak w ciągu kilku sekund zmienił się z nieporadnego pisklaka w takiego jakby dorosłego - zrobił się trochę większy, a jego skrzydełka zmieniły się w takie przystosowane do lotu.
- Jak już mówiłam nic nie rozumiem... - wzruszyłam ramionami. - Już nic mnie nie zdziwi.
Zaburczało mi mocno w brzuchu, no tak przecież nic jeszcze nie zjadłam od wczoraj. Podniosłam wysoko nos próbując wyczuć jakieś jedzenie i po ostatnich nieszczęściach nie spodziewałam się jakiegoś lepszego posiłku, ale o dziwo poczułam zapach zająca.
Po chwili delektowałam się mięsem ofiary, Jarvis najpierw patrzył się na nie niepewnie, ale po chwili zajadaliśmy się w najlepsze. Gdy już nic nie dało się wyskrobać zakopałam resztki i powiedziałam z lepszym już humorem do ptaka.
- Prowadź!
***
Wędrowałam za 'drogowskazem' już kilka godzin pod rząd, ale nie czułam większego zmęczenia. Jarvis szybował przed siebie i co jakiś czas odwracał się by zorientować się czy za nim idę, ale jak już wcześniej mówiłam - czułam z tego przyjemność. Ciepły wietrzyk mierzwił mi lekko sierść, słońce przygrzewało, kwiaty zaczęły wokół mnie kwitnąć, a nawet udało mi się zobaczyć nowo narodzoną sarnę...
Nagle rozległ się donośny plusk i poczułam, że jestem cała mokra. No tak, podczas mojej nieuwagi wpadłam do rzeki. Usłyszałam jak mój towarzysz podróży śmieje się i obniża lot wskazując mi jakąś wyspę, zaczęłam tam płynąć co nie sprawiało mi większych trudności, więc po chwili moje łapy natknęły się na piaszczysto - kamienisty brzeg. Rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę, że ta wyspa to tak naprawdę tylko nieduża wysepka.
- Tu nic nie ma! - krzyknęłam do Jarvisa, a on wskazał mi drugi brzeg rzeki. "Pewnie chciał dobrze, ale mu nie wyszło..." - pomyślałam i zaczęłam płynąć w wyznaczone miejsce. Gdy już dopłynęłam spojrzałam się pytająco na przewodnika, a on tylko wskazał na krzak owocowy. Przewróciłam oczami i zaczęliśmy się nimi zajadać. Gdy już się najadłam chciałam wyruszyć dalej ale ptak pokazał mi, że wciąż jest głodny. Zaczęłam się przechadzać po okolicy i przy okazji rozmyślać nad misją od Balora, jednak po chwili zobaczyłam jakieś ogrodzenie. prowizoryczne, ale wyglądało na zrobione ludzką ręką. Przebiegłam wzdłuż ogrodzenia i w pewnym miejscu zobaczyłam kawałek deski który kiedyś prawdopodobnie był furtką. Zawahałam się, ale ciekawość wzięła górę i przeszłam na ogrodzony teren. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak stare cmentarzysko, ale gdyby się przyjrzeć to nie było tam żadnych grobów.
- Jarvis? - szepnęłam drżącym głosem nie spodziewając się, że ptak mnie usłyszy.
Nagle usłyszałam złowieszczy warkot, odwróciłam się i przed moimi oczami stanął potężnej postury pies przy którym musiałam wyglądać wręcz śmiesznie, ale mi nie było do śmiechu.
<bez odbioru>
wtorek, 28 marca 2017
Od Lori - WB #2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.