czwartek, 19 stycznia 2017

Od Ace C.D. opowiadania Chalize

Wykrzywiłem się. Na podstawie jej historii nie dałoby się raczej napisać dobrej książki. Chyba, że jej przeszłość byłaby tylko prologiem, a przeżycia w tym stadzie całą resztą. Wtedy możeby i nawet się udało.
- Muszę iść, ruda. - wstałem przeciągając się.
- Gdzie idziesz?- popatrzyła na mnie lekko zaniepokojona.
- Z tego co wiem, to nie muszę ci się chyba spowiadać, prawda? - uśmiechnąłem się kierując do wyjścia. - Życzy sobie czegoś pani? - widziałem, że nerwowo zamrugała jednym okiem.
- Tak. - odparła beznamiętnie.
- No to gdzie mam iść? - uniosłem brew.
- Do diabła. - syknęła.
- Hahahah... Chazlie.. - mruknąłem uśmiechając się. -  Tam i tak kiedyś pójdę. Bez obaw. Nie idę do nikogo ważniejszego od was.
- No nie wiem. -  na jej pysku pojawił się grymas.
- Chalize. - mój ton głosu zrobił się nagle ostrzejszy, ale nie mocny. Ton głosu ojca pouczającego dziecko. - Widzisz? Niepotrzebnie ci to mówiłem. To było dawno temu i daleko stąd. Nie jestem już taki. Nie zdradziłbym ciebie nigdy w życiu. - usiadłem podnosząc przednie łapy. - Widzisz ten czerwony znak? Jestem już podpisany. - zaśmiałem się wychodząc. - I ty też.
 Najpierw połączyło nas łóżko. Później inne sprawy.
Potruchtałem do Willowa. Musiałem mu oznajmić radosną nowinę. Niedługo oświadczę się rudej.
Wracając do domu, wstąpiłem nad jezioro, do znajomego wędkarza, który podarował mi większą rybę. Nie przepadam za nimi, ale wiem, że matka mojego dziecka je uwielbia, więc czemu nie.
Wchodząc do legowiska, dostałem zawału. Chalize stała nad biurkiem. W łapach trzymała obrożę i bacznie się jej przyglądała. Otworzyłem szeroko oczy, a na ziemię, wprost z mojego pyska upadł karp.

Chazlie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.