niedziela, 7 maja 2017

Od Silette ,,Co cię nie zabije to Cię wzmocni"



Kiedy opuszczałam w spokoju tereny stada słyszałam różne odgłosy zwierząt.Czułam także inne lisy.Ale nie były to ta znajome.Postanowiłam zobaczyć nowe miejsca.Było bardzo ciepło.Rzeka szumiała w uszach.Chciałam aby tak było zawsze. Mogli byśmy razem z Pelikarem ciągle spacerować.Nuciłam pod nosem.


                                    


                                            Czy jest coś
        
                                             przyjemniejszego


                                               od letniego spaceru. Fiuuu...



Bardzo podobała mi się iskrząca w słońcu woda.Moje łapy zapisały się w piasku przy rzece. Dałam wzdłuż rzeki.
                                          Ciepło jest i ładnie ale czy na  na zabawę?Fiuuu...

Nuciłam  dalej.Usłyszałam pomruk i szum. Doszłam do wodospadu.Otworzyłem szeżej oczy i patrzyłem na spadającą wodę.Było tu pięknie.Woda była błękitna i idealna na letnie kąpiele.Ale poczułam również nieznany mi zapach.Jednak nie mogłem się oprzeć wejściu do jaskini za tym przepięknym wodospadem.Jednak moja inteligencja się odezwała.Ale tak bardzo chciałam zwiedzić tą jaskinię.     

 Woda spada z wodo spadu z wodospadu i wraca potem do rzeki.Fiuuu...

Nucenie bardzo mi się podobało.Za wodospadem był rudy lis.Nie widział mnie jeszcze. Widać było że jest wściekły.Nie miał rodziny ani stada.Cofnęłam się najgorzej starając się o ucieczkę. Trąciłam niestety kamień przednią łapą i mnie usłyszał.Odwrócił się i mnie zobaczył. Wiedziałam że na ucieczkę nie mam szans.Cofnęłam  się i oparłam się o skałę. Lis się do mnie zbliżał. Wyglądał na...Hmm... Starego, chyba miał około dziesięciu lat.Miał teraz jeszcze bardziej wścieke oczy już wcześniej.Ostrożnie podeszłam do najbliższej skały.

-Przeszkodziłam?-zapytałam ostrożnie.

-Tak,jesteś na moich terenach.Zresztą nie będę się z tobą stoczył,po prostu Cię zabiję.Będzie spokój.-Powiedział i szyderczo się uśmiechnął.

Przerażona zmieniłam kierunek. Teraz mogłam się cofać.

Sil bo przecież jesteś silniejsza.Atakuj.Bitwa w moim umyśle zakończyła się. Wzięłam głęboki oddech i że skupienie czekałem na atak. Lis rzucił się na mnie. Odskoczyłam i wylądował na kamiennej posadzce.

-Nie masz szans!-warknął wstając.

Ja się jednak nie poddałam . W pewnej chwili lis na mnie skoczył. Pogryzł mnie w łapę. Ja skoczyłam jednak na niego. Gryzłam zaciekle. Drapałam go także ale to prawie nic nie dawało. Dobrze walczył. Ale jednak ja byłam wojowniczką. Kiedy na chwilę wstrzymaliśmy walkę,zobaczyłam piętnaście szram na szyi lisa. Przynajmniej dziesięć z nich mocno krwawiło. Lis zawył kiedy jedna mocnej zakrwawiła.Jednak ona także pomimo bólu się nie poddawał.Warczał i skakał na mnie ze wściekłością był okropnie zły że bezmyślnie weszłam na jego tereny. Ale wodospad był taki piękny,właśnie toczyliśmy śmiertelną walkę o te właśnie tereny. lis bardzo pragnął tych terenów. Ale ja też je chciałam.Kiedy lis na chwilę się zatrzymał skorzystałam z okazji i skoczyłam na niego. Bardzo chciał te tereny ale nie miał jak atakować. Bardzo zaciekle walczyłam i chciałam aby lis wiedział z kim zadziera. Ale z drugie strony jeżeli on by wygrał to ja bym nie żyła a Milo byłby załamany. I nie miałabym potomstwa.A ja musiałam je mieć. Każdy lis musi zostawić po sobie przynajmniej jednego potomka.Bo musimy się rozmnażać. Miałam do wyboru : śmierć lub życie. Bardzo chciałam po prostu z nim ustalić że teraz te tereny są moje i ma się z nich 'wynieść' ale on chyba wolał walkę niż rozmowę. Dobra chciał to chciał,powalczę z nim i się dowie że ze mną się nie zadziera.Nawet jeśli nie miałam szans w walce to ja się nie poddawałam,nadzieja zawsze umiera ostatnia. A ja chyba tak samo.Warczałam na lisa i pokazywałam śnieżno białe kły. Ale kły lisa były natomiast żółte i nie zadbane.Różniłam się od niego.  Nawet gdybym mogła nie walczyć i atakować to rudzielec i tak by zginął.

 -Przestańmy walczyć.-powiedział,wiedziałam że to podstęp ale postanowiłam tego nie okazywać.

 -Nie! Walcz!-krzyknęłam i zaczęłam z gracją atakować przeciwnika.

Nic nie poradzę,już nie chciałam przerywać walki.Zasłużył na kilka porządnych szram. Mogłam przecież tylko wrócić na tereny naszego stada.Ale przecież nie zostawiłabym tak pięknych terenów.Dawny spokój zamienił się we wściekłą walkę.A może i krwawą i śmiertelną?Zawarczałam na przeciwnika. Ku mojemu zdziwieniu lis także zawarczał.Rudzielec schylił się jakby po prostu coś kazało mi tam zostać i czekać na i tak nieuniknioną konfrontację. Tylko  odsłoniłam kły jeszcze raz z obawą na atak. Lis uśmiechnął się z pogardą,był to jego ostatni uśmiech. Bo kiedy zrobił krok do tyłu potknął się o kamień.Wykorzystałam okazję i skoczyłam na niego. Poturlał się ale mnie nie strącił.Gryzłam i drapałam tyle ile tylko mogłam,nawet gdyby mnie strącił miała bardzo małe szanse na przeżycie,już nie dawał rady,a ja wiedziałam że zaraz zobaczę go martwego.Ale tak pragnęłam tych terenów,a ten lis i tak by umarł ze starości.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  
  Lis w którejś chwili zatrzymał się i z pyska poleciała mu piana. Wydał ostatnie prychnięcie,warknięcia i syknięcia.Padł martwy na kamień.Oh ten okropnie obrzydliwy i nieprzyjemny trzask tryskającej krwi! Krew nie pachniała tak jak upolowane zwierzęta,ale może miałam takie wrażenie dlatego że nigdy nie zabijałam lisa? A tak w sumie to nawet z żadnym lisem nigdy nie walczyłam.Krew prysnęła na moje futro. A ja zdziwiona opadłam na posadzkę. Ja...ja go zabiłam!Nie wierzyłam we własną siłę. Nie wiedziałam jakie mam umiejętności. Ale zabiłam lisa na jego własnych terenach które sobie przywłaszczył. Spojrzałam na martwe ciało lisa. Ale teraz te tereny również należą do mnie. Uniosłam ogon i ostrożnie wrzuciłam martwe ciało lisa do rzeki. Rzeka poniosła go daleko.Obmyłam futro z krwi która na mnie prysnęła.Była bardzo czerwona. Moja łapa już była obmyta z krwi,wiedziałam że nie długo będę mogła znowu skakać.



 Ja to ja nic do siebie nie mam ale cóż ja mam do innych. Fiuuu...

To 'Fiuuu' szczególnie pomagało mi wymyślać dalsze zwrotki.
Nuciłam tak chwilę i postanowiłam iść poinformować lisy
o tak wspaniałej nowinie. Byłyby zadowolone ze zdobytych   terenów,i pewnie ze mnie bo przetrwałam..
Szłam powoli i niespiesznie,nie było po co się spieszyć.I tak te tereny są już moje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.