- To byłoby.. rozsądne. - Niemalże czułam, jak bogini powstrzymuje pragnienie zabicia nas. Czułam tą nienawiść i żądzę krwi. - Tak, to rozsądne. Macie chwilę, aby zapoznać się z kodeksem. Sheav'e, kodeks!
Nagle jedna z figur lisów poruszyła się, a w jej rękach pojawiła się obszerna księga. Ace od razu do niej podszedł, ale ja byłam zbyt zestresowana by zrobić cokolwiek, nawet najmniejszy krok. Tak bardzo się martwiłam..
Ace tymczasem uważnie wertował strony księgi, co chwila mrucząc coś pod nosem i strzygąc uszami, jakby na coś oczekiwał. Prawdziwym szczęściem byłoby, gdyby przybył jego ojciec... albo chociaż Tesuri. Chociaż ona pewnie i tak nie ma na nic wpływu. Ale jest moją krewną, czyż nie?
Wytężając wszystkie swoje siły zmusiłam się, aby podejść do mojego partnera. Jedynie, co byłam w stanie zrobić to przytulić się do niego i zamknąć oczy. Pozostało mi tylko czekać.. Czekać na śmierć. Kto zaopiekuje się Lizzie? Kto przejmie władzę w stadzie? O bogowie, nie mamy żadnej bety...
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i kroki dwóch lisowi. Kto to u licha mógł być? Byłam zbyt spanikowana, aby się odwrócić.
- Witaj, Sun. - Od razu poznałam ten głos. Sławna bogini miłości. Co ona tu robi?
- Witaj, pani. - wymamrotał drugi z nich. Morpheus!
Ace? Jesteśmy uratowani?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.