- Znachor. - zaczęłam nagle, bez większego zastanowienia. - Co myślisz o.. śmierci?
- Śmierci? - Znachor drgnął lekko. - Cóż... cóż. To bardzo poważne tematy, nie sądzisz?
W istocie tak było. Śmierć, nawet jeśli bardzo odległa, była naprawdę przygnębiającym i poważnym tematem. Ale przecież każdego to kiedyś czeka, prawda? Dlaczego to temat tabu, skoro to nic nowego? Nic obcego i dziwnego? A i tak wszyscy się tego boimy... Ciekawe, dlaczego. Podobno to nie boli i trwa tylko chwilę.. Chociaż zależy też, za jaki moment uznamy moment śmierci. No nic, to już na dłuższe przemyślenia.
- Sądzę. - odpowiedziałam cicho. - Ale chciałabym poznać twoje zdanie.
- Niewiele mogę ci powiedzieć. - mruknął zawstydzony. - Boję się śmierci, chyba jak każdy.
- Rozumiem. - odpowiedziałam, po czym nie czekając na jego odpowiedź, zaczęłam mówić dalej. - Kiedy lis twoim zdaniem umiera?
- Wtedy, kiedy już nie jest niczego świadomy, a jego ciało sztywnieje. - odparł bez najmniejszego zastanowienia. - Lizzie, proszę, nie rozmawiajmy teraz na takie tematy. Nie masz nic lepszego do roboty?
- Chyba mam. - zamruczałam sennie. - Muszę przygotować sobie coś do jedzenia. Do zobaczenia, Znachor.
Lis pożegnał mnie uprzejmie, a ja zostałam sama ze swoimi przemyśleniami. Nie myślałam jednak długo, w końcu musiałam coś upolować dla rodziców.. na przykład kaczkę. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Tak, kaczka brzmi dobrze.
***
Po upolowaniu kaczki, a nawet dwóch i pokaźnych rozmiarów wiewiórki dla siebie udałam się do Legowiska Alf, gdzie zamierzałam czekać na rodziców. Nie mogąc się doczekać ich powrotu, zaczęłam bez większego celu krzątać się po domu. Nagle natrafiłam na lustro, po czym aż odskoczyłam. O bogowie, jak ja się zmieniłam! Popatrzyłam na mój pysk, który stawał się coraz bardziej podobny do pyska matki. Uśmiechnęłam się do siebie. Wyładniałam.
< ktoś? c: >
- Śmierci? - Znachor drgnął lekko. - Cóż... cóż. To bardzo poważne tematy, nie sądzisz?
W istocie tak było. Śmierć, nawet jeśli bardzo odległa, była naprawdę przygnębiającym i poważnym tematem. Ale przecież każdego to kiedyś czeka, prawda? Dlaczego to temat tabu, skoro to nic nowego? Nic obcego i dziwnego? A i tak wszyscy się tego boimy... Ciekawe, dlaczego. Podobno to nie boli i trwa tylko chwilę.. Chociaż zależy też, za jaki moment uznamy moment śmierci. No nic, to już na dłuższe przemyślenia.
- Sądzę. - odpowiedziałam cicho. - Ale chciałabym poznać twoje zdanie.
- Niewiele mogę ci powiedzieć. - mruknął zawstydzony. - Boję się śmierci, chyba jak każdy.
- Rozumiem. - odpowiedziałam, po czym nie czekając na jego odpowiedź, zaczęłam mówić dalej. - Kiedy lis twoim zdaniem umiera?
- Wtedy, kiedy już nie jest niczego świadomy, a jego ciało sztywnieje. - odparł bez najmniejszego zastanowienia. - Lizzie, proszę, nie rozmawiajmy teraz na takie tematy. Nie masz nic lepszego do roboty?
- Chyba mam. - zamruczałam sennie. - Muszę przygotować sobie coś do jedzenia. Do zobaczenia, Znachor.
Lis pożegnał mnie uprzejmie, a ja zostałam sama ze swoimi przemyśleniami. Nie myślałam jednak długo, w końcu musiałam coś upolować dla rodziców.. na przykład kaczkę. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Tak, kaczka brzmi dobrze.
***
Po upolowaniu kaczki, a nawet dwóch i pokaźnych rozmiarów wiewiórki dla siebie udałam się do Legowiska Alf, gdzie zamierzałam czekać na rodziców. Nie mogąc się doczekać ich powrotu, zaczęłam bez większego celu krzątać się po domu. Nagle natrafiłam na lustro, po czym aż odskoczyłam. O bogowie, jak ja się zmieniłam! Popatrzyłam na mój pysk, który stawał się coraz bardziej podobny do pyska matki. Uśmiechnęłam się do siebie. Wyładniałam.
< ktoś? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.