sobota, 13 maja 2017

Od Floxii - seria eventowa #4

- To tutaj? - zapytałam się Tovena. Schodziliśmy po schodach wykutych w kamieniu, znowu w jaskini.
- Cii... Już prawie jesteśmy - można to było uznać jako odpowiedź. Jaskółka powtarzała to po raz kolejny i przez całą drogę. Wkrótce moim oczom ukazała się przepiękna grota. Ze sklepienia zwisały stalaktyty, czasami tworząc kolumny, a ściany były ozdobnie wyrzeźbione. Pośrodku stała ambona z umieszczoną na czubku wielką księgą. Ptak użył skrzydeł, żeby znaleźć się tuż przed nią.
- Chodź szybko - ponaglił. Podbiegłam książki. Była oprawiona skórą i pokryta niezliczoną ilością kurzu, który przewodnik zdmuchnął. Naszym oczom ukazał się ozdobnie wyryty tytuł - Język Runiczny.
- Żeby ją otworzyć trzeba przyłożyć Runizman... tutaj - wskazał lekkie wgłębienie. Natychmiast przeobraziłam jego słowa w czyn. Kiedy umieszczałam kamień we wskazanym miejscu poczułam magiczne mrowienie. Od razu odłożyłam łapkę, bo runy zaczęły się po raz kolejny świecić. Po chwili pod wpływem jakiś nieznanych czarów strona tytułowa przewinęła się ukazując ciągi teksu, którego nie mogłam zrozumieć.
- Spodziewałam się czegoś bardziej zrozumialszego... - mruknęłam.
- Ja też - ku mojemu zdziwieniu przytaknął mi Toven i przeklął pod nosem. Po chwili dodał - Jak my to teraz zrozumiemy?! Trzeba będzie znaleźć tłumacza, a ja przez krótki pobyt na tym świecie żadnego nie znam.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem - czy się przesłyszałam, czy on powiedział my?! Nagle coś zaświtało mi w głowie.
- Pelikar! On jest językoznawcą!
- Kto?
- Lis z naszego stada - wytłumaczyłam - Musimy tam iść...
- Nie, to ty musisz go tu ściągnąć. Ale można mu zaufać?
- Myślę, że tak.
- Myślisz?!
- Jestem pewna. Ale czyżbym już byłą bezpieczna?
- Oni ciągną raczej do samego Runizmanu. Musisz uważać i załatwić sprawę szybko, ale nie ma już takiego niebezpieczeństwa. A teraz leć, ja tu czekam. W lewo, prawo i jeszcze raz w prawo - dodał, widząc, że zupełnie nie orientuję się w drodze po korytarzach. Udało mi się poprawnie wprowadzić instrukcję w życie i bez większych komplikacji wyjść na powierzchnię. Przez chwilę trwałam w zastanowieniach, bo dojść do terenów sfory też nie było łatwo. Jak najszybciej biegłam według obranego kierunku. Tutaj też się nie myliłam, bo po kilku chwilach zauważyłam znajome norki. Równie szybko dostrzegłam mieszkanie czarnego lisa. Modląc się, żeby owy lokator był na miejscu przekroczyłam jego próg.
- Halo, ktoś tu jest? - ostrożnie zapytałam, podążając wgłąb nory.
- Taak... Proszę, nie przeszkadzaj, obecnie mam ważne sprawy na głowie - na moje szczęście usłyszałam odpowiedź Pelikara. Siedział nad jakimiś kartkami, uważnie przyglądając się literom.
- Takiej jeszcze nie miałeś. Musisz mi pomóc!
- Wątpię. To Spis ludności zapisany pół wieku temu.
- Potrzebują cię sami bogowie! Musisz coś dla mnie przetłumaczyć.
Na słowo bogowie przyjaciel podejrzliwie uniósł łeb znad pergaminu.
- Czyżbym się przesłyszał? Pokazuj, tylko szybko - rzekł.
- To księga... - w ostatniej chwili ugryzłam się w język - Powiem ci na miejscu. Chodź za mną. Jest bardzo stara i gdybym ją przyniosła mogłaby się rozpaść.
- Rozumiem. W takim razie prowadź - samiec podniósł się i nastawił swe kroki w moim kierunku. Zadowolona poprowadziłam go do groty, słysząc przez całą drogę "Wolniej, nie nadążam!". Nie stosowałam się jednak do tego polecenia i wręcz przeciwnie, ciągle przyśpieszałam. Z należytą ostrożnością pokazywałam drogę między kamiennymi korytarzami, aż w końcu dotarliśmy do właściwej komnaty.
- W końcu jesteś! - krzyknął Toven.
- To jest Pelikar. Zna bardzo dużo języków - przedstawiłam Czarnego.
- Do kogo mówisz? Ooo... Widzę tu cudowny egzemplarz - mój kolega od razu zainteresował się książką. Szybko pojęłam, że jaskółka jest przewodnikiem duchowym i raczej widzę ją tylko ja.
- Tak, zdecydowanie. Musisz... przetłumaczyć mi napis z tego kamienia - tu wskazałam Runizman - To są chyba runy. Specjalne, więc nikt nie zna ich znaczenia, ale wszystko ma być zapisane w tej księdze.
- Ok, rozumiem. Spróbuję - towarzysz od razu zajął się zadaniem. Wertował wzrokiem kartki, następnie dokładnie analizował znaki na kamyku. Powtarzał te czynności kilka razy, aż w końcu oficjalnie powiedział:
- Już wiem. Co prawda znaczenia tych sł.ów jako takich nie znam, ale po lisiemu brzmią one tak:
...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.