środa, 17 maja 2017

Od Floxii - seria eventowa #3 (2)

Mój zapał zgasiło wnętrze karczmy - byli tam przedstawiciele tylu gatunków, że trudno byłoby je zliczyć. Co gorsza, większości na oczy nie widziałam. Smród i tłok zdecydowanie nie sprzyjały pobytowi w tym miejscu.
- Na pewno musimy zjeść tutaj? Może jest jeszcze inne miejsce? - zapytałam z nadzieją, ale dostałam przeczącą odpowiedź - No chyba, że chcesz iść kolejne 5 mil. Zdecydowanie wolałam przynajmniej spróbować tu wytrzymać. Od początku nie było łatwo, bo już w drodze do barku podpici goście wytykali mnie palcami mówiąc znanymi tylko sobie językami. Jedyne, co zrozumiałam to Patrz, jakiego koloru jest ta mała! Może to orgaryna? To jakiś nowy gatunek!.
- Witam, potrzebujemy czegoś do przekąszenia oraz noclegu - rzekł swoim mechanicznym głosem smok, kiedy doszliśmy do barmana. Był to zielony, przygarbiony stworek z pomarszczoną skorą twarzy.
- Weźcie i znajdzie coś dla siebie - wepchnął mi do łapek klejący się jadłospis - Mamy niewiele wolnych pokoi, ale dla was jakiś się znajdzie. O ile nie zostaniecie zamordowani.
Po raz kolejny po moich plecach przeszły drgawki. Szybko przemknęłam się między grożącymi sobie potworami i usiadłam przy jednym z ostatnich wolnych stolików.
- O co mu chodziło?
- Bardzo często bywają tutaj znani bohaterowie - a właściwie bandyci i złodzieje. Bójek jest co nie miara - wytłumaczył - Wybierz coś.
Spojrzałam na kartę i powoli ją otworzyłam. To, co zobaczyłam już na pierwszej stronie przeszło wszystkie oczekiwania -  Okolik z tartą z dżdżownic i Ren nadziewany solą w polewie spirytusowej! Podobne, obrzydliwe wymysły znajdowały się na kolejnych kartkach. W końcu rozczarowana wzięłam jedyne, co wydawało mi się normalne - pieczeń z Rena bez żadnych dodatków i talarki. Mój towarzysz zdecydował się na coś z działu specjalnie dla robotów - oliwne paluszki. W istocie, okazały się być stworzone ze stuprocentowej oliwy, Vootie nie zostawił ani... Kropelki? Ja natomiast nie tknęłam mięsa, musiałam się raczyć samymi sucharami, które i tak nie przypadły do gustu mojemu podniebieniu. Moje zastrzeżenia co do przedziwnych uzupełnień dania nie brały pod uwagę przypraw, miałam wrażenie, iż jest ich więcej niż dziczyzny. Po kolacji, która w rzeczy samej mojego głodu nie zaspokoiła odebraliśmy kluczyk i podjęliśmy próby przedostania się przez podłogę usianą nieprzytomnymi wielbicielami alkoholu. Kiedy jedna z nich się udała niezwłocznie położyłam się do prowizorycznego łóżka i powoli oddałam się w objęcia Morfeusza. Tuż przed tym, jak ostatni raz w tym dniu zamknęłam oczy przyszła mi do głowy prosta myśl:
Jak ja tu przeżyję?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.