- Noo.. Jest też łapanie gęsi, szukanie złotego kwiatu, zakładanie chomąta, tłuczenie wszystkiego co masz w domu, albo.. hm.. karmienie małp.. - położyłem łapę na pysku udając, że myślę. - Ale łapanie wianków to zdecydowanie moje ulubione.
- Robiłeś już tak kiedyś? - mruknęła opierając łepek na mojej szyi.
- Tylko tam, gdzie nie oznaczało to ze mną ślubu. - zaśmiałem się.
Wtedy coś mi przyszło do głowy. A konkretniej do nosa. Czy gdzietam.
- Nie masz teraz popytu na szczeniaki? - uniosłem jedną brew.
- Ta. Teoretycznie, czasowo mam. - westchnęła.
- Chodź, mordko. - uśmiechnąłem się przytulając ją do siebie. - Gdyby nie było wtedy.. Tego wszystkiego.. Lizzie, to teoretycznie obiecałem ci szczeniaki następnym razem. - przypomniało mi się.
- I dopiero teraz byłabym w ciąży, podczas, gdy mamy już tak dużą przyszłą alfę? - zdziwiła się
- No dokładnie. Chyba byś się nie doczekała. Ej. Będąc już przy dzieciach, ruszyła szkółka szczeniaków. Trzeba iść ogarnąć jak idzie nauka.
- Ale teraz? - ziewnęła.
- Za pół godziny szczeniaki idą do domu. Chodź, przejdźmy się.
Rudziołku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj, aby nie spamić bez sensu w komentarzach. Wszelkie propozycje wymian, reklamowanie blogów w miejscach do tego nieprzeznaczonych i celowe pisanie bez ładu i składu będzie karane usunięciem komentarza. Pamiętaj o zasadach gramatyki i ortografii.